Wisła Kraków. Jean Carlos Silva mocno przeżywa błędy i stara się szybko wyciągnąć z nich wnioski
Jean Carlos Silva po spotkaniu z Zagłębiem Lubin słowo „błąd” odmieniał przez wszystkie przypadki. Nieustannie powracał do sytuacji z 27 minuty, kiedy to w wyniku jego straty bramkarz Wisły musiał wyjmować piłkę z siatki. Brazylijczykowi trudno było pogodzić się z tym, że stworzył problemy drużynie, choć przecież wszystko skończyło się dla „Białej Gwiazdy” szczęśliwie (4:2).
fot. Andrzej Banaś / Polska Press
Wcześniej wiślacy łatwo wyszli na dwubramkowe prowadzenie i wydawało się, że mają mecz pod kontrolą. Jedna pomyłka wystarczyła jednak, by cały zespół zaczął grać nerwowo. Chwilę później goście wyrównali i krakowianie długo byli w opałach. Dopiero bramka Kamila Wojtkowskiego sprawiła, że na nowo złapali wiatr w żagle.
Po meczu Silva długo nie podnosił się z murawy. Wyglądało to tak, jakby przeżywał porażkę, a nie zwycięstwo swojej drużyny. Wycierał łzy napływające do oczu, koledzy i szkoleniowiec usilnie go pocieszali. Trener Maciej Stolarczyk przyznał nawet, że nie zmienił brazylijskiego pomocnika wcześniej i pozwolił mu dograć mecz do końca, by go dodatkowo nie zdołować.
- Jesteśmy ludźmi i czasem popełniamy błędy - mówił Silva. - Wychodzisz gładko na dwubramkowe prowadzenie, a po dwóch głupich pomyłkach za moment remisujesz 2:2. A potem znów wszystko się odwraca. Najważniejsze, że dopisaliśmy sobie trzy punkty. Jestem jednak taką osobą, którą strasznie się wkurza, jak popełnia błąd. I na koniec meczu puściły emocje. Cieszyłem się z tego, jak potrafiliśmy się podnieść po tym 2:2 do przerwy i odwrócić losy tego spotkania w drugiej połowie. To było ostatecznie najważniejsze.
Brazylijczyk został srogo skarcony przez rywali za ryzykowną grę przed własnym polem karnym. Nie kryje, że zgubiła go wiara we własne umiejętności. W poprzednim meczu na własnym stadionie, przeciwko ŁKS, w efektowny sposób zgubił w podobnej sytuacji trzech rywali. Uwierzył, że może ten wyczyn powtarzać. Różnica była jednak zasadnicza - wtedy próbował uwolnić się od naporu przeciwników w środkowym sektorze boiska. A w starciu z Zagłębiem dostał piłkę tuż przed własnym polem karnym, czyli w miejscu, gdzie ryzykowanie przestaje się opłacać, bo każda strata może skończyć się katastrofą. - Czasem człowiek za bardzo uwierzy w swoje możliwości i potem dzieją się takie rzeczy. Muszę wyciągnąć z tego naukę na przyszłość i iść do przodu - podkreślał pomocnik.
We wspomnianej sytuacji Silva mógł po prostu wybić futbolówkę, ale próbował wyprowadzić ją spod linii obrony, bo - jak podkreślał - trener Stolarczyk oczekuje od swoich zawodników konsekwentnej gry piłką, a nie ograniczania się do dalekich wykopów. Czasem trzeba jednak lepiej skalkulować ryzyko. - To, że próbujemy grać piłką mimo takich sytuacji, dużo mówi o nas i o tym, jakie wsparcie mamy w tym od trenera. Wolę popełniać błędy, próbując robić to, czego ode mnie się wymaga, czyli grać piłką, niż mylić się, robiąc coś niezgodnego z tym założeniem - tłumaczył Brazylijczyk.
Po meczu, zamiast bury od trenera, mógł liczyć na słowa otuchy. - Wszyscy mi mówili, że mam spokojnie grać dalej. Doceniam serdeczność i wsparcie, które mi drużyna okazała w tej sytuacji - podkreślał Silva. - Trener Stolarczyk powiedział mi, że ten błąd należy już do przeszłości. Teraz muszę skoncentrować się na tym, co przede mną.
Trener Stolarczyk powiedział mi, że ten błąd należy już do przeszłości. Teraz muszę skoncentrować się na tym, co przede mną napisał:Dla Silvy mecz z Zagłębiem był tym bardziej ważny, że niebawem trudniej mu będzie o miejsce w pierwszej jedenastce. Po przerwie na mecze reprezentacji powinien bowiem wrócić do składu Vullnet Basha. A to oznacza, że Brazylijczyk nie będzie już potrzebny na dotychczasowej pozycji. Pytanie, czy szkoleniowiec Wisły automatycznie przesunie go do przodu, czy też Brazylijczyk będzie musiał chwilowo pogodzić się z rolą rezerwowego? Na pewno Silva bardziej naturalnie czułby się, grając na skrzydłach bądź bliżej napastnika, bo był sprowadzany do Krakowa jako gracz typowo ofensywny.
- Nie wiem, jaki plan ma trener, gdy Basha wróci do składu. Staram się wykonywać jak najlepiej swoją robotę, gdziekolwiek na boisku się mnie ustawi. Rzeczywiście, przez ostatnie tygodnie nie grałem na mojej nominalnej pozycji na boisku. Mimo to trener mi zaufał, powierzył mi taką rolę i jestem za to bardzo wdzięczny. Być może, gdy gotowy do gry będzie Vullnet, będę miał szansę wrócić na pozycje bardziej ofensywne, do czego jestem bardziej przyzwyczajony. Być może tam będę popełniał tych błędów mniej - zastanawiał się Brazylijczyk. - Trzeba przyznać, że gdy człowiek gra w środku pola, cofnięty, za każdą pomyłkę musi bardzo drogo płacić. Napastnikowi straty łatwiej zapomnieć.
Oceniając ostatnie występy Silvy, trzeba mieć na uwadze, jak dużą elastycznością i piłkarską inteligencją wykazał się Brazylijczyk. Nie dość, że dopiero co trafił do egzotycznej dla siebie ligi, to jeszcze sytuacja zmusiła go do gry na nietypowej pozycji. I nie licząc ostatniego spotkania z Zagłębiem, piłkarz ten trudny egzamin ekstraklasowej dojrzałości zdał.
- To chyba rzeczywiście zaleta, że szybko się uczę. Zawsze próbuję jak najlepiej wykonać swoje obowiązki, niezależnie od roli na boisku. Od początku byłem świadomy, że przychodzę do ligi, w której gra się bardzo siłowo, fizycznie. Próbuję zaadaptować się do tego i uczyć się na swoich błędach - podkreśla pomocnik.
Przerwę na mecze kadry wiślacy będą chcieli wykorzystać na poprawienie tych elementów, które przysporzyły im ostatnio sporo problemów w meczach wyjazdowych. Gdy wrócą do ligowych zmagań, czekają ich dwie kolejne trudne wyprawy - do Kielc i Płocka. - Prawdą jest, że na wyjazdach nie jest nam łatwo o punkty. W Białymstoku też popełnialiśmy indywidualne błędy, które ostatecznie kosztowały nas stratę trzech „oczek”. A nie uważam, by Jagiellonia była zdecydowanie lepszą drużyną od nas - wskazywał Silva.
Po spotkaniu z Zagłębiem wiślacy dostali od trenera trzy dni wolnego. Silva od razu pomyślał o krótkim wypadzie do domu w Madrycie. - Te kilka dni wolnego wykorzystamy na odpoczynek i to, by trochę się „wyłączyć”. Trzeba naładować baterie - podkreślił.
Nie znaczy to jednak, że w Polsce wciąż czuje się zagubiony. Wręcz przeciwnie. - Od pierwszego dnia wszyscy mnie tu wspierają, traktują mnie niewiarygodnie. Na nic nie mogę się skarżyć. Kiedy opuszczasz swój dom i jedziesz sam do obcego kraju, to myślisz: będzie cholernie ciężko. A tymczasem dzięki temu, jak mnie tu przyjęto, jest dotychczas wspaniale - wyznaje Brazylijczyk. - Może to dzięki temu tak szybko przystosowałem się do realiów tej ligi. Mogę tylko być wdzięczny całej drużynie za to, jak serdeczni są wobec mnie i pracować dalej.
[polecane] 5525110, 5415038, 19011157, 18326291, 16655305, 16376955 [/polecane]