menu

William Remy: Zrobimy wszystko, by w finale Pucharu Polski Legia wygrała z Arką

30 kwietnia 2018, 12:51 | Mateusz Skrzyński

Francuski piłkarz Legii Warszawa William Remy jest optymistą przed środowym finałem na PGE Narodowym w Warszawie, ale docenia zespół Arki. - Musimy uważać. To jest jeden mecz, bez rewanżu. Jeden błąd może pozbawić nas zwycięstwa - podkreśla Remy.

William Remy zagra o swoje  pierwsze  trofeum w Legii.
William Remy zagra o swoje pierwsze trofeum w Legii.
fot. Przemyslaw Swiderski /polskapress

Przed Legią wielki mecz z Arką Gdynia w finale Pucharu Polski w środę na Stadionie PGE Narodowym przy komplecie publiczności. Żyjecie już tym spotkaniem?
Zgadza się. Jesteśmy skoncentrowani i zrobimy wszystko, żeby wygrać.

W półfinale Pucharu Polski męczyliście się jednak z Górnikiem Zabrze. Wyciągnęliście już wnioski z tego meczu?
Myślę, że tak. Ważne, że w rewanżu potrafiliśmy odwrócić losu meczu. To dla nas niezwykle istotne.

Arka to drużyna, która w zeszłym roku niespodziewanie wygrała w finale Pucharu Polski z Lechem Poznań, pisząc piękną historię tych rozgrywek.
Tak, ale nie zapominajmy, że to jest mecz pucharowy. Tu nie ma rewanżu, a jeden błąd może pozbawić się zwycięstwa. To, co wydarzyło się przed rokiem, nie ma dla nas żadnego znaczenia. Wyjdziemy na boisko, by wygrać.

W zespole Arki gra wielu filigranowych i szybkich zawodników, np. napastnik Rafał Siemaszko. Obawiacie się tego przed środowym finałem PP?
Gra przeciwko takim zawodnikom jak Siemaszko nie jest łatwa. Tacy piłkarze jak on są bardzo szybcy i trzeba cały czas być skoncentrowanym.

Najważniejsze mecze przed Panem. Fnisz ekstraklasy i finał Pucharu Polski. Już parę miesięcy jest Pan w Polsce. Zdążył się Pan już na dobre zaaklimatyzować w naszym kraju?
Aklimatyzacja przebiegła bardzo płynnie. Teraz jest jeszcze lepiej, ponieważ na dworze jest znacznie cieplej i świeci słońce. Piękna pogoda na taki mecz jak finał Pucharu Polski.

Zagracie na pięknym i nowoczesnym Stadionie Narodowym. A ogólnie Warszawa podoba się Panu? Zdążył Pan już skorzystać z jej uroków?
Raczej jestem typem domownika, ale Warszawa to piękne miasto. Gdy tu przyjechałem, to byłem nieco zdziwiony, że wszystko jest tu tak rozwinięte. Nie spodziewałem się, że Polska jest aż tak nowoczesna.

A nasza piłka jaka jest? Po występach w Ekstraklasie zapewne Pan już wie, że w finale PP naleźy się spodziewać twardej gry...
Przychodząc do Ekstraklasy, spodziewałem się, że będzie to tak wyglądać. W Polsce gra się bardzo fizycznie.

Patrząc na Pana warunki fizyczne, to chyba nie problem. Jak na środkowego obrońcę, bądź defensywnego pomocnika, świetnie operuję Pan piłką. To może być ważne w meczu z Arką w walce o środek pola...
Na boisku staram się być spokojny i podejmować możliwie najlepsze decyzje. Z tym operowaniem piłką nie zawsze jest tak, jakbym chciał. Czasem zdarza się, że muszę się ratować wybiciem na aut i trener nie jest zbyt zadowolony.

Intensywność treningów w Polsce, a we Francji jest na zupełnie innym poziomie?
W Legii jest bardzo dużo zadań fizycznych i biegania bez piłki. We Francji jest zupełnie inaczej. Tam jak już biegamy, to przeważnie z piłką przy nodze. Ponadto mamy więcej małych gierek treningowych, które doskonalą naszą technikę.

A sprawy językowe? W Legii niewielu piłkarzy mówi po francusku.
Na szczęście jest Chris Philipps i Cafu, którzy znają język francuski. Z resztą zespołu staram się dogadywać po angielsku – od słowa do słowa.

Czy Pana zdaniem Legia ze swoim budżetem i potencjałem piłkarskim już na tym etapie sezonu powinna zapewnić sobie mistrzostwo tak jak np. PSG we Francji i ukoronować to pewnym zwycięstwem w finale PP oraz dubletem?
Nie możemy tego tak porównywać. PSG to klub na skalę światową, który ma niesamowite indywidualności. To dwa różne światy.

Ale mówimy o Ekstraklasie, a nie Lidze Mistrzów.
No tak, ale tam są piłkarze, którzy sami wygrywają mecze. Mamy bardzo dobrych zawodników, ale nie aż tak, by deklasować naszych ekstraklasowych rywali w ten sam sposób jak robi to PSG we Francji.

Po finale Pucharu Polski czeka was niezwykle zacięty finisz sezonu w lidze. Nie ma już miejsca na błędy.
Tym bardziej motywacja jest większa. Zostało mało meczów, które po prostu musimy wygrać. To wyzwala w nas jeszcze większą energię do walki.

A jak odebrał Pan zwolnienie trenera Romeo Jozaka tuż przed finiszem ligi i finałem PP?
Zawsze, gdy trener odchodzi jest przykro. Tym bardziej, że to my wygramy lub przegrywamy na boisku, a trener ponosi tego konsekwencje. Taki jest futbol.

Wasz nowy trener, Dean Klafurić, który poprowadzi was w arcyważnym finałowym meczu Pucharu Polski, w przeszłości pracował tylko w zespołach kobiecych. Czy dla Pana ma to jakieś znaczenie?
Bez znaczenia jest kim w przeszłości był i gdzie pracował nasz trener. Musimy go szanować. Widać, że mu zależy i wdraża wiele nowych pomysłów. Zresztą zaczęliśmy wygrywać, więc wszystko idzie zgodnie z planem.

Rozmawiał Mateusz Skrzyński


Polecamy