Widzew poległ w Gliwicach. Efektowne zwycięstwo Piasta
Dwa gole Csaby Horvatha po podaniach Tomasza Podgórskiego oraz trafienie Rubena Jurado dały piłkarzom Piasta Gliwice efektowne zwycięstwo w meczu 8. kolejki T-Mobile Ekstraklasy przeciwko Widzewowi. Przez prawie całą drugą połowę łodzianie grali w osłabieniu po czerwonej kartce dla Macieja Mielcarza, który sfaulował Kamila Wilczka poza polem karnym.
Ten mecz mógł się zacząć zupełnie inaczej. I kto wie jakby się potoczył, jeśli w sytuacji sam na sam Eduards Visnakovs trafiłby w bramkę, a nie w Dariusza Trelę. Od tej pory Piast przejął inicjatywę, łatwo poczynał sobie na połowie przeciwnika. Strzałami z dystansu starał się zaskakiwać Kamil Wilczek, ale Maciej Mielcarz, nie bez problemu, radził sobie z coraz większym zagrożeniem pod swoją bramką. Do czasu. W 18. minucie Tomasz Podgórski idealnie dośrodkował w pole karne (chwilę wcześniej zmarnował sytuację sam na sam), Csaba Horvath ośmieszył Jonathana de Amo w pojedynku powietrznym i umieścił piłkę w siatce.
Za chwilę Widzew odpowiedział trafieniem Ałeksejsa Visnakovsa, jak się okazało z pozycji spalonej. Rezultat utrzymał się tylko do 25. minuty. Źle w środku pola zachował się Marcin Kaczmarek, Piast wyprowadził kontrę, po której Kamil Wilczek świetnie wypatrzył wychodzącego w tempo Rubena Jurado, a Hiszpan w pojedynku jeden na jeden strzelił w długi róg bramki Macieja Mielcarza pokonując golkipera gości.
Piast zaczął fantastycznie. Widzew praktycznie musiał się pogodzić z losem, bo z taką postawą ciężko było walczyć choćby o remis. Na całej linii zawodziła chaotyczna obrona łodzian. Zdecydowanie mniej pewnie i skutecznie niż zwykle spisywała się solidna dotąd dwójka stoperów Kevin Lafrance - De Amo. Ten ostatni już w 18. minucie złapał żółtą kartkę. Zamiast okrzepnąć, nie stronił od bardzo brutalnych zagrań. Nic więc dziwnego, że na drugą połowę już nie wyszedł. Jeszcze wcześniej, kwadrans przed końcem, na ławkę powędrował Kaczmarek.
Reakcje Mroczkowskiego na niewiele się zdały, może poza sytuacją z 36. minuty, kiedy Veljko Batrović, który miał przed sobą tylko stojącego jak słup soli Trelę. I przymierzył nad poprzeczką... Tylko on sam wie, dlaczego nie zdobył gola kontaktowego.
Ostoją łodzian wydawał się Mielcarz. W ostatnim czasie spadło na niego sporo krytyki za liczne błędy w spotkaniach z Górnikiem, Koroną czy Jagiellonią. Jednak ostatnie kolejki zwiastowały lekką zwyżkę formy. Dzisiaj stracone bramki nie obciążały jego konta. Gdy zachodziła potrzeba zawsze był na posterunku, tak jak w 49. minucie przy groźnym uderzeniu Podgórskiego zza pola karnego.
Jednak w 53. minucie całkowicie przekreślił wcześniejsze zasługi wbijając kolegom przysłowiowy gwóźdź do trumny. Na 18. metrze nieprzepisowo zatrzymał wychodzącego "jeden na jeden" Wilczka. Sędzia nie zawahał się ani przez chwilę, natychmiastowo wyciągnął z kieszonki czerwoną kartkę.
Między słupki Widzewa powędrował Maciej Krakowiak, w miejsce Batrovicia. Już kilka chwil po wejściu na boisko skapitulował. "Pogratulować" powinien nikomu innemu, jak kolegom z defensywy. Nikt bowiem nie pokwapił się, by przypilnować Horvatha w polu karnym. Gracz Piasta wykorzystał zagapienie rywali i po raz drugi zamienił wrzutkę Podgórskiego na bramkę "z główki".
Widzew był już kategorycznie "martwy". Nie był w stanie przeprowadzić żadnej akcji ofensywnej. Jedyne co mógł to odpierać powoli budowane ataki gliwiczan, którzy dzisiaj podnieśli się po sześciu spotkaniach bez zwycięstwa.