Widzew odwrócił losy pojedynku z Zawiszą! Wymarzony debiut Visnakovsa
Po pierwszych 30 minutach wydawało się, że Zawisza musi wygrać w Łodzi. Jednak wraz z upływającym czasem odradzał się Widzew, a do zwycięstwa poprowadził go nowy nabytek - Eduards Visnakovs.
Zobacz więcej zdjęć z meczu Widzew - Zawisza!
Na happy end w widzewskim wykonaniu nie wskazywało nic. To Zawisza był od początku stroną dominującą, co rusz sunął z akcjami na skrzydłach i dochodził do groźnych sytuacji strzeleckich, po dobrze bitych stałych fragmentach. Jednak Widzew mógł zacząć spotkanie od gola. W 11. minucie Igor Lewczuk przepuścił piłkę dośrodkowaną ze skrzydła przez Marcina Kaczmarka. Natychmiast dopadł do niej Bartłomiej Pawłowski, ale zbyt długo zwlekał z oddaniem strzału i winowajca niebezpieczeństwa zdołał naprawić swój błąd.
Z biegiem czasu bezradność Widzewa rosła coraz bardziej, aż poskutkowała stratą bramki. Zaczęło się od szybkiej, dwójkowej akcji Pawła Abbotta z Michałem Masłowskim. Ten drugi zagraniem głową wypuścił sam na sam rozpędzonego Jakuba Wójcickiego. Nie nadążył za nim Levon Hajrapetjan, Maciej Mielcarz od razu wyszedł z bramki, jednak nie powstrzymał przeciwnika przed wbiciem pierwszego gola w Ekstraklasie od 19 lat.
Od tej pory przewaga gości nie podlegała dyskusji, co mogło zostać udokumentowane kolejnymi bramkami. W pojedynku powietrznym do następnej okazji w polu karnym doszedł Wójciki i gdyby nie refleks Rafała Augustyniaka, kto wie czy nie byłoby 2:0. Za chwilę rozpędzony Masłowski spudłował z kilku metrów.
Widzew zdawał się nie mieć argumentów, by się przeciwstawić. Próbował rozgrywać akcje, ale za każdym razem czynił to bardzo chaotycznie i bezmyślnie. Często w najważniejszych momentach brakowało umiejętności podjęcia odpowiedniej decyzji. Na domiar złego, już w 23. minucie trener Mroczkowski musiał zdjąć z boiska Michała Płotkę (kontuzja uda). Jego miejsce zajął Patryk Stępiński.
Sytuacja Widzewa wydawała się beznadziejna, aż nadeszła 36. minuta. Zaczęło się od dalekiego podania i wygranego starcia główkowego Eduardsa Visnakovsa z Pawłem Strąkiem. Łotysz nie stanął, tylko pomknął za akcją i odegrał do Pawłowskiego. Były gracz Jagiellonii Białystok miał w pobliżu Lewczuka i Łukasza Skrzyńskiego, mimo to zdołał efektownie dograć w kierunku Łotysza, który bez problemów posłał futbolówkę obok Wojciecha Kaczmarka.
Zawisza długo nie mógł się podnieść po straconym golu. Dopiero w drugiej połowie wypracował sobie szanse, po których powinien rozstrzygnąć losy meczu na swoją korzyść. Najbardziej w brodę może sobie pluć Wójcicki. W 54. minucie otrzymał odegranie ze środka od Abbotta, na przeszkodzie stawał mu tylko Mielcarz, a on huknął obok dalszego słupka. Sześć minut później wykazał się bramkarz gospodarzy, kapitalnie broniąc uderzenie Abbotta z ostrego kąta.
Trzeba jednak przyznać, że Widzew po wyrównaniu był zupełnie inną drużyną. Grał pewnie, śmiało, zdecydowanie. To była zupełnie inna, ambitna drużyna, która w końcu dopięła swego. Na osiem minut przed upływem regulaminowego czasu gry, Kaczmarek ruszył dynamicznie na lewym skrzydle. Zauważył wbiegającego w pole karne Visnakovsa, który parę metrów od bramki tylko dostawił nogę, czym wprawił cały stadion euforię.