menu

Widzew efektownie wygrał z Jagiellonią. Białostoczanie oddalili się od pucharów

4 maja 2013, 15:21 | Jakub Laskowski

Widzew wreszcie zagrał tak, jak oczekiwali tego sympatycy łódzkiej drużyny. Zespół Radosława Mroczkowskiego bez większych problemów pokonał bezradnych białostoczan, których poczynania z trybun musiał oglądać Tomasz Hajto. Widzew odniósł dopiero drugie zwycięstwo na wiosnę.

Zobacz więcej zdjęć z meczu Widzew - Jagiellonia!

Przed meczem faworyt był tylko jeden - Jagiellonia. Białostoczanie chcąc wciąż liczyć się w walce o europejskie puchary - nieważne w jakim stylu - sobotnie spotkanie z Widzewem, musieli po prostu wygrać. Tak, jak zapowiadano - zmiennikiem wykartowanego Alexisa Norambueny okazał się być Lubos Hanzel.

"Jaga" rozpoczęła ten mecz bez typowego napastnika: zarówno Tomasz Frankowski, jak i Euzebiusz Smolarek zasiedli na ławce rezerwowych, a "szpica" należała do Dawida Plizgi.

Widzew przed sobotnim pojedynkiem nie był w najlepszej sytuacji. Podopieczni Radosława Mroczkowskiego swoje ostatnie zwycięstwo na ekstraklasowych boiskach zainkasowali cztery kolejki temu. Od tej pory, łodzianie nie potrafili powtórzyć tego osiągnięcia. Sytuacja dojrzała do tego, że z każdym kolejnym tygodniem piłkarze muszą bacznie oglądać się za siebie, bo widmo spadku powoli i głęboko zaczyna zaglądać im w oczy. Dodatkowy trud potęgowali nieobecni tego dnia: kontuzjowany Dennis Kramar i wykartowany Sebastian Dudek. Radosław Mroczkowski musiał zaskoczyć roszadami. Na ławcę zasiadł Stępiński, ustępując miejsce Ben Dhifallah'owi. Od początku desygnowany do gry został Bartłomiej Kasprzak oraz powoli powracający do dobrej formy - Alex Bruno.

Mecz wybornie zaczął się dla gospodarzy. Już w 3. minucie łodzianie cieszyli się z objętego prowadzenia. Piłkę z rzutu rożnego dośrodkowywał Marcin Kaczmarek, źle w polu karnym interweniował Kupisz wybijając piłkę wprost pod nogi Okachi'ego, a ten bez namysłu mocno kropnął w stronę bramki. Futbolówka zmieniła jeszcze swój tor lotu, po kontakcie z Maciejem Gajosem i zaskoczyła Jakuba Słowika. Kibice zgromadzeni na stadionie przy Al. Piłsudskiego, w końcu odetchnęli z ulgą, mogąc cieszyć się z dobrej gry i prowadzenia swojej drużyny.

Jagiellonia dwoiła i troiła się, by odrobić straconą bramkę. Nad wyraz widoczny był jednak brak typowego napastnika. Górne piłki posyłane w stronę osamotnionego Dawida Plizgi były "bułką z masłem" dla rosłych i silnych stoperów Widzewa. Ponownie koncertowo grał Thomas Phibel, znakomicie czytając każde podanie wzdłuż "16". Z drugiej strony, Bartłomiej Pawłowski siał duży postrach w szykach obronnych żółto-czerwonych. O jego umiejętnościach, goście mogli się przekonać w 10. minucie. Abbes zgarnął piłkę w środku pola, minął kilku piłkarzy białostoczan, po czym oddał futbolówkę do wychodzącego na czystą pozycję Pawłowskiego. Tylko zawahanie młodego pomocnika, uratowało "Jagę" od straty kolejnej bramki.

Podopieczni Radosława Mroczkowskiego kontrolowali spotkanie, raz po raz tworząc kolejne okazje. Białostoczanom ciężko było przedostać się pod pole karne gospodarzy, wyraźnie przegrywali środek pola. Nieliczne akcje raziły nieskutecznością i nieporadnością. Desygnowany od początku Koreańczyk, Kim Min-Kyun nie spełniał pokładanych w nim nadziei. Jednym słowem - gra prezentowana przez Jagiellonię, nie wyglądała tak, jak wyobrażali by to sobie kibice z Białegostoku.

W końcowych minutach pierwszej połowy, łodzianie wyraźnie odpuścili. Efektem tego były dwie, wyśmienite sytuacje dla białostoczan na wyrównanie losów rywalizacji. W 37. minucie sprytnym rozegraniem rzutu wolnego popisał się Quintana, wycofując piłkę do niepilnowanego na 11. metrze Lubosa Hanzela, lecz Słowak zamiast do bramki, uderzył tylko w interweniujących defensorów rywali. Gdy wydawało się, że sędzia odgwiżdże już zakończenie pierwszej odsłony, na ponowne podrygi zdecydowała się Jagiellonia. W 44. minucie "oko w oko" z Maciejem Mielcarzem stanął Dawid Plizga, piłka niefortunnie skozłowała jednak przez pomocnikiem żółto-czerwonych i uniemożliwiła dobre sfinalizowanie akcji. Po tej sytuacji, sędzia Krzysztof Jakubik zagwizdał po raz ostatni.

Druga część mogła zacząć się bliźniaczo podobnie jak pierwsza. W 48. minucie z lewej flanki dośrodkowywał Płotka, wprost na głowę Ben Dhifallaha, lecz strzał Tunezyjczyka na linii bramkowej zatrzymał Pazdan.

Widzewiacy ani na moment nie myśleli o stopowaniu swoich ataków. Wciąż we znaki obrońcom Jagiellonii dawał się Pawłowski. Do tego pewny występ linii defensywnej Widzewa, i zespół z Podlasia w początkowych minutach nie istniał. Dopiero akcja z 57. minuty, choć na chwilę pobudził zespół Tomasza Hajty. Spod opieki obrońców urwał się Quintana, podał w pole karne do osamotnionego Kima, lecz Koreańczyk będąc osiem metrów od bramki Mielcarza, przestrzelił obok słupka. Jak głosi stare porzekadło: sytuacje lubią się mścić. Kilka minut później Widzew, a dokładnie Mariusz Stępiński podwyższył na 2:0.

Kibice zachwyceni grą swojej drużyny łapali się za głowy. Widzew grał kapitalnie, wygrywał sobotnie starcie na każdej płaszczyźnie piłkarskiej, a co najważniejsze - tworzył kolejne okazje do zdobycia gola. To się opłaciło. W 74. minucie Nowak świetnie dostrzegł wybiegającego na czystą pozycję Łukasza Brozia. Prawy defensor mocnym, pewnym strzałem po długim rogu nie dał jakichkolwiek szans na skuteczną interwencję Jakubowi Słowikowi.

Ostatnie minuty to stanowcza gra w destrukcji widzewiaków. Białostoczanie nijak nie potrafili zagrozić bramce strzeżonej przez Macieja Mielcarza. Gdy upłynęły dwie minuty doliczone do regulaminowego czasu gry, sędzia zakończył spotkanie. Widzew tym zwycięstwem przerwał fatalną passę meczów bez wygranej i znacznie oddalił się od strefy spadkowej. Jagiellonia przegrywając w Łodzi może już chyba tylko pomarzyć o ewentualnej walce o europejskie puchary.

Jagiellonia Białystok

JAGIELLONIA - serwis specjalny Ekstraklasa.net

Czytaj piłkarskie newsy w każdej chwili w aplikacji Ekstraklasa.net na iPhone'a lub Androida.

pap


Polecamy