Widzew coraz bliżej 1. ligi. Jagiellonia wywiozła punkt z Łodzi
Widzew nie przegrał siódmego z rzędu meczu w Łodzi, ale remis z Jagiellonią Białystok nie może cieszyć podopiecznych Artura Skowronka. Do końca sezonu już coraz mniej kolejek, a strata do bezpiecznej strefy nadal spora.
Zobacz więcej zdjęć z meczu Widzew - Jagiellonia!
Widzew z nożem na gardle, Widzew gra o życie, Widzew do ostatniego tchu będzie walczył o utrzymanie. W dzisiejszym meczu dla wielu ważniejsza była postawa gospodarzy. Jagiellonia już się prawie w lidze utrzymała. Łodzianie natomiast po zakończeniu sezonu zasadniczego jedną nogą byli już w 1. lidze, a w rundzie finałowej mieli robić wszystko, aby wrócić tą pierwszą do Ekstraklasy, a nie przypadkiem dołożyć do niej drugą.
Pierwsze minuty to spokój, ostrożność w grze, unikanie błędów, które mogłyby się zakończyć katastrofą. Generalnie mądra gra obu zespołów. Ale po pierwsze, w tej naszej lidze rozegrać w ten sposób 90 minut dla wielu ekip to nie lada wyczyn, a po drugie, gospodarze potrzebowali w tym spotkaniu trzech punktów jak tlenu. Spokój łodzian został przerwany po mniej więcej kwadransie. Nawet nie chcemy wiedzieć, co czuli kibice gospodarzy, kiedy Gajos ładował piłkę do siatki. Zawodnik Jagiellonii zachował się w tej sytuacji jak nie Gajos. Przebiegł kawał boiska, nawinął Kasprzaka, podciął idealnie piłkę. Podpatrywanie najlepszych lig świata czy może tylko Quintany na treningu? Zresztą, mniejsza o to. Gdyby Gajos tak robił co najmniej raz w miesiącu, to w Białymstoku pewnie mogliby się zastanawiać, ile za niego w niedługim czasie dostaną. A że takie błyski zdarzają mu się niezbyt często, to i kolejki chętnych z zagranicy się po niego nie ustawiają.
Ale temat Gajosa pora zakończyć. Od momentu stracenia gola Widzew odrzucił całą odpowiedzialność w grze, z jaką rozpoczął ten mecz. Tu błąd, tam błąd. Co następny, to głupszy. Samego siebie przeszedł Okachi, który pod własnym polem karnym stracił futbolówkę na rzecz Quintany. Szczęście Nigeryjczyka, że jedyne, co Hiszpan miał z tej akcji, to żółta kartka, jaką zarobił za faul na Wolańskim. Ten sam Widzew, który robił mnóstwo błędów, który prosił się o następne gole… sam zdobył bramkę. Kaczmarek dośrodkował, później piłka do Visnakovsa, który w tej akcji w sumie powinien zrobić wszystko lepiej. Piłka odskoczyła mu przy przyjmowaniu, jak już się zebrał do oddania strzału, to się poślizgnął, a jego uderzenie zdołali zablokować rywale. Generalnie, moglibyśmy się zastanawiać, czy Łotysz wiosną nie bierze udziału w grze „zmarnuj jak najwięcej dogodnych sytuacji do zdobycia bramki.” W całej tej akcji najprzytomniej zachował się Alex Bruno, który wepchnął piłkę do bramki po uderzeniu Kasprzaka.
Jeżeli chodzi o konkrety, to na 90 minut to byłoby na tyle. Dwie bramki, obie w pierwszej połowie. W drugiej Jagiellonia grała swoje, jej nikt nie poganiał, od niej nikt nie wymagał wywiezienia trzech punktów z Łodzi. Goście mimo tego potrafili stworzyć zagrożenie pod bramką Wolańskiego. Widzew z kolei nie podołał. Nie strzelił bramki na wagę zwycięstwa i jest coraz bliżej zjazdu na pierwszoligowe salony. Łodzianom zostały trzy mecze, co daje dziewięć punktów. Sami do tej pory zebrali 16 „oczek”. O cztery więcej ma Cracovia, będąca na bezpiecznym czternastym miejscu. Na dodatek „Pasy” mają spotkanie obecnej kolejki przed sobą.