Weekend w Premier League - kryzys Aresnalu, City liderem
Nigdy przez 15 lat pobytu w Arsenalu Arsene Wenger nie znalazł się pod taką presją kibiców i zarządu. Od Francuza oczekuje się wielkich sukcesów, tymczasem klub Wojciecha Szczęsnego i Łukasza Fabiańskiego jest na równej pochyłej.
Co mecz Kanonierzy udowadniają, że z wielkiego stają się średnim klubem. Obrazuje to chociażby porażka z Liverpoolem 0:2 w ostatniej kolejce Premiership.
- Nie ma szans, bym po prostu odszedł - powiedział Wenger po porażce. - Jest tylko jedno rozwiązanie. To jest to, że zrobię wszystko co mogę dla tego klubu. Obecnie żyjemy w takich czasach, że każda porażka jest dla nas hańbiąca. To jak trzęsienie ziemi. Jesteśmy mocno zawiedzeni faktem, że przegraliśmy. Jednak sezon dopiero co się zaczął - mówił Francuz.
Wengerowi umknęła jedna rzecz. Sezon dopiero co się zaczął, a już nie może skorzystać z dwóch piłkarzy, którzy pauzują za kartki. Tydzień temu w swoim debiucie czerwoną kartkę dostał Gervinho, w meczu z Liverpoolem z boiska wyleciał Emmanuel Frimpong.
Dyscyplina to jeden z głównych problemów podopiecznych Wengera.
Innym kłopotem Francuza, zdaniem kibiców, jest brak transferów. Jednym z ulubionych okrzyków na The Emirates ostatnimi czasy stało się hasło "Wenger! Co? Kup kogoś!!!". Do tego zarząd coraz głośniej domaga się, by trener sprowadził kogoś znanego w miejsce Cesca Fabregasa. Pojawiła się plotka, że wypożyczą z Realu Madryt Kakę. Wiadomo, że drużyny nie opuści Samir Nasri, który ostatnio negocjował przejście do Manchesteru City. Francuz niespodziewanie znalazł się w składzie na mecz z The Reds. - Zawsze mówiłem, że postaram się go zatrzymać. Co do tego nigdy nie zmieniłem zdania. Dzisiaj, ku zaskoczeniu wszystkich, wystawiłem go do gry. On kocha ten klub, i chce dla nas grać. Jeśli postanowimy go sprzedać, to tak uczynimy. Jednak w tym momencie jestem szczęśliwy, że tu jest - powiedział Wenger.
Nie można mieć pretensji do Szczęsnego o utratę bramek. Obie padły już po wyrzuceniu z boiska Frimponga i były wynikiem chaotycznej gry w obronie. Pierwszy gol - samobójczy - padł po tym, jak debiutujący w Premiership Hiszpan Ignasi Miquel próbował wybić piłkę i trafił w Aarona Ramseya. Drugi był wynikiem kontrataku zakończonego strzałem z bliskiej odległości Luisa Suareza.
W dużo lepszym nastroju jest za to portugalski trener Chelsea Londyn - Andre Villas-Boas - który wygrał w swoim debiucie na Stamford Bridge z West Bromwich Albion 2:1. Jednak nie obyło się bez nerwów, gdyż to goście już w 4. minucie wyszli na prowadzenie. Dopiero zryw w drugiej połowie spowodował, że The Blues wygrali. - Podejście do drugiej połowy było świetne. Graliśmy bez tej nerwowości z pierwszej części spotkania. To był ciężki mecz. Szybko straciliśmy bramkę, co spowodowało, że kibice zaczęli się obawiać o wynik. I zachowanie przerzuciło się na zawodników. Na szczęście pozbyliśmy się niepewności. Dzięki temu piłkarze mogli dać z siebie wszystko - powiedział Villas-Boas.
W ostatnim niedzielnym meczu lider grał z wiceliderem, czyli Bolton Wanderers podejmował Manchester City. Obie ekipy w pierwszej kolejce zagrały z beniaminkami - pierwsi na wyjeździe z QPR, drudzy podejmowali Swansea - i wygrały je 4:0. Zdecydowanym faworytem jednak byli drudzy w tabeli podopieczni Roberto Manciniego.
Jak na "najlepsze" drużyny w lidze przystało, to było zdecydowanie najciekawsze spotkanie kolejki. City objęło prowadzenie po tym, jak David Silva z narożnika pola karnego wykorzystał złe ustawienie Jussiego Jaaskelainena i z ostrego kąta trafił do bramki. Od tego momentu otworzył się worek z bramkami. Padło ich w sumie 5, a mogło być i 6, czy nawet 7 gdyby Sergio Aguero wykorzystał sytuacje.
Mimo, ze większość drużyn zagrało po dwa spotkania, to dopiero dzisiaj Tottenham Hotspur zagra pierwszy mecz tego sezonu w Premiership. Z powodu zamieszek w Londynie pierwszy mecz Kogutów, u siebie z Evertonem, został odwołany. Tak więc na inaugurację sezonu, zamiast na White Hart Lane Tottenham zagra na Old Trafford z mistrzem Anglii Manchesterem United.