Ważne są zapał i pomysł, ale również pieniądze
Rozmowa z MACIEJEM MUSIAŁEM, byłym asystentem trenerów Wisły Kraków, który w lipcu wrócił do klubu, obejmując funkcję dyrektora sportowego Akademii Piłkarskiej.
fot. fot. Andrzej Banaś
- Rozmawiał Pan o przyszłości Akademii z włodarzami Wisły?
- Przeprowadziłem rozmowy o przyszłości Akademii, głównie z dyrektorem Manuelem Junco. On przedstawił mi swoją wizję, jak to powinno funkcjonować. Nasze wizje się pokrywają, odbieramy chyba na tych samych falach. Chcę stworzyć model gry, który będzie charakterystyczny dla zespołów naszej Akademii.
- Jakie mają być cechy tego modelu?
- Pomysł jest taki, by oprzeć to na haśle „krakowska piłka”. Może to brzmi jak slogan, ale chodzi o grę opartą na czysto piłkarskich umiejętnościach, kombinacyjną, krótkimi podaniami. Chociaż oczywiście motoryka jest bardzo ważna we współczesnym futbolu i na to też stawiamy. Jestem zwolennikiem tego, by taki model gry Akademii funkcjonował przez dłuższy czas. W pierwszej drużynie ekstraklasowego klubu zmiany na stanowisku trenera są bowiem częste i każdy nowy szkoleniowiec ma swoją wizję gry pierwszego zespołu. Owszem, zespół, który jest bezpośrednim zapleczem dla pierwszej drużyny powinien grać podobnie do niej, w analogicznym stylu. W naszym przypadku, ponieważ Wisła nie ma rezerw, takim zapleczem jest ekipa grająca w Centralnej Lidze Juniorów. Natomiast w Akademii chcielibyśmy stworzyć model na lata.
- Dyrektor Junco miał w kwestii rozwoju Akademii swoje sugestie, oparte na obserwacjach poczynionych za granicą?
- Kilka spostrzeżeń mi przekazał, ale szczegółowy plan działania będziemy tworzyć wspólnie z trenerami z Akademii. Jestem zwolennikiem dialogu z osobami, które tutaj od dawna pracują, nie chcemy zbyt wiele narzucać. Ja przez kilka lat byłem poza młodzieżową piłką. Ale jako trener rezerw Wisły pracowałem w dużej mierze z juniorami, choć teoretycznie był to zespół seniorski. Pozytywnie oceniam ten okres pracy, nie miałem więc obiekcji, by do pracy z młodzieżą wrócić.
- Ostatnio pracował Pan jako asystent Kazimierza Moskala w Pogoni Szczecin. Dało się tam zaobserwować ciekawe rozwiązania dotyczące pracy z młodzieżą, które można byłoby przenieść na krakowski grunt?
- Uważam, że Pogoń ma jedną z najlepszych akademii w kraju. Można było się tam wiele nauczyć i kilka rzeczy na pewno warto byłoby przenieść do Krakowa. Oczywiście to wszystko wiąże się też z możliwościami finansowymi, organizacyjnymi, umiejętnością współpracy z władzami miasta. Pogoń ma o tyle łatwiej niż Wisła, że jest w zasadzie bezkonkurencyjna w swoim mieście, a nawet w całym Zachodniopomorskiem. U nas to trochę inaczej wygląda, dlatego nie wszystko można bezpośrednio kopiować na tutejszy grunt.
- Czy jest realne, by w najbliższym czasie Wisła dofinansowała Akademię w znacznie większym stopniu, niż do tej pory?
- W tym momencie trudno mi powiedzieć. Na pewno bym tego chciał, bo realia są takie, że bez pieniędzy trudno działać. Zapał, pomysł, pracowitość - to wszystko jest ważne. Ale potrzebne są środki na realizację tych pomysłów. Zdecydowanie Akademii przydałyby się większe środki finansowe, ale staramy się działać skutecznie mimo tego.
- A jest szansa na to, że Akademia rozwinie się niebawem pod względem infrastrukturalnym?
- Jest to problem. Ale na dniach ma się rozstrzygnąć sprawa stworzenia sztucznego boiska, na terenach dawnych basenów TS Wisła. Bardzo by nam to uprościło pracę, zwłaszcza w okresie jesienno-zimowym. Jest też pomysł Wisły, by rozbudować bazę w Myślenicach, gdzie można byłoby przenieść dwa najstarsze roczniki z Akademii. Współpraca ze szkołą w Myślenicach, która posiada bursę tuż przy obiektach treningowych na Zarabiu, byłaby optymalną opcją. W Myślenicach jest fantastyczny klimat do pracy. Raz, że samo miasto jest przyjazne Wiśle, a dwa, że jest tam przestrzeń, by rozbudować te obiekty. Myśleliśmy też o tym, by rozbudować sam ośrodek, zrobić pomieszczenia funkcjonujące na zasadach podobnych do internatu - by można było tam umieszczać np. zawodników testowanych przez Akademię.
- Ostatnio okazało się, że kilku uzdolnionych zawodników Akademii podjęło decyzję o przenosinach do Zagłębia Lubin. Jedną z przyczyn miało być to, że tam bardziej liberalnie podchodzi się do kwestii wyjazdów graczy na zagraniczne testy. Jaka będzie polityka Akademii Wisły w tej kwestii w najbliższym sezonie?
- Są różne pomysły, zarówno nasze, jak i władz Wisły. Wiadomo, że są dwie strony medalu. Według mnie każdą taką sprawę trzeba traktować indywidualnie. Trzeba spotkać się z rodzicami danego zawodnika, wytłumaczyć potencjalne plusy i minusy takiego wyjazdu. Tak będziemy działać. Natomiast nie wyobrażam sobie, by dany zawodnik co miesiąc wylatywał gdzieś na kolejne zagraniczne testy. Liczbę takich wyjazdów trzeba ograniczyć, zgodnie ze zdrowym rozsądkiem. Choć nie chcemy jednocześnie zamykać chłopakom drogi do marzeń. Bo oni tak to odbierają, gdy dostają propozycję ze znanego klubu, która wywołuje u nich gęsią skórkę.
- Jakie bywają minusy takich wyjazdów, z punktu widzenia klubu?
- Przerywany jest proces szkoleniowy takiego chłopca, bo nagle wyjeżdża na pewien okres, nie wiadomo jakim obciążeniom będzie na takich testach poddawany. Ale chodzi też o aspekt mentalny. Jeżeli oni po kilka razy w roku będą udawać się na takie zagraniczne wyjazdy, to po powrocie będą rozkojarzeni. Współpracujemy oczywiście z paniami psycholożkami, które robią kapitalną robotę, ale wiadomo, że młody umysł nie zawsze potrafi sobie radzić z takimi wyzwaniami. Czasem to rozkojarzenie sprawia, że w praktyce taki zawodnik traci rundę rozgrywkową. Ważna jest też świadomość rodziców młodych graczy. Warto, by ci chłopcy zrozumieli, że jeżeli chcą kiedyś grać w dobrym zagranicznym klubie, to najłatwiejsza droga wiedzie przez własny, lokalny klub i jego zespół seniorski. Czyli przez grę w naszej ekstraklasie i potem przenosiny o szczebel wyżej, do lepszej ligi. Taka droga jest wbrew pozorom łatwiejsza, niż np. przez akademię jakiegoś angielskiego klubu. To zresztą powiedział kiedyś dyrektor Junco jednemu z rodziców.
- Jednym z celów szkolenia w Akademii powinno być właśnie wprowadzanie graczy do pierwszej drużyny. Jednak wychowankom może być coraz trudniej się do niej przebijać, po ostatnich licznych transferach zawodników zagranicznych.
- Tacy zawodnicy jak Jakub Bartosz powinni być przykładem dla tych młodych chłopców, że jednak jest szansa na to, by się tu przebić. Wisła nie jest teraz tak mocna kadrowo, jak jeszcze dziesięć lat temu, kiedy była ligową potęgą. Wtedy wychowankowie nie mieli szans na przebicie się do pierwszego zespołu. Teraz, moim zdaniem, ta furtka jest jednak nieco szerzej uchylona. Naszym zadaniem jest tak popracować z tymi chłopcami, by byli oni w stanie w przyszłości podjąć tę rywalizację. Teraz z pierwszym zespołem trenuje trzech młodych chłopaków. Bywało jednak tak, ze młodzi zawodnicy - nie mówię tu teraz o akurat o tej trójce - wchodząc do szatni pierwszej drużyny czuli, że to już jest to. A to jest dopiero początek. Oni muszą to zrozumieć, że to jest dopiero moment, w którym powinni pokazać pazury. Pokazać: „ja tu będę walczył o miejsce w składzie”. A nie uznać, że już jest super.
Rozmawiała Justyna Krupa
Tutaj znajdziesz więcej informacji o Wiśle Kraków;nf
#TOPSportowy24;nf - SPORTOWY PRZEGLĄD INTERNETU
[wideo_iframe]//get.x-link.pl/0c2d8d81-270c-13bb-f258-bce349be1547,63107599-193a-b587-5dcb-2bd2b2b1de31,embed.html[/wideo_iframe]