Wasilewski już spełnia swoje marzenia. Wróci do reprezentacji?
Gdy wręczamy świąteczne prezenty, życzymy sobie spełnienia marzeń. Czujemy, że wszystko jest możliwe. Co roku łapiemy się na ten stary trik. Marcin Wasilewski właśnie spełnia marzenie, na które długo czekał - gra w Premier League. Być jak "Wasyl" - to życzenie dla każdego kibica.
Trener Wasilewskiego z Leicester Nigel Pearson powiedział o nim, że to Man's men. W wolnym tłumaczeniu oznacza to mężczyznę z klasą. Tak zwykło się mówić na Wyspach o dobrze ubranym, wysportowanym i podobającym się kobietom dżentelmenie. - Zderzenie z nim to jak spotkanie ze ścianą. Bardzo boli - tak opisywał go Leo Beenhakker. - Wszyscy powinni być jak "Wasyl" - dodał menedżer Leicester City.
Droga do ziemi obiecanej Wasilewskiego była bardzo kręta. Pierwsze podejście do Premier League miał jeszcze w 2006 r. Niestety, testy w Stoke City zakończyły się niepowodzeniem. Na początku sezonu 2009/2010 do "Wasyla" i jego agentów odezwało się Hull City. Temat transferu upadł bardzo boleśnie. W przedostatni dzień sierpnia 2009 r., przed zamknięciem okna transferowego, w 25. minucie meczu ze Standardem Liege, Axel Witsel w starciu przy linii bocznej wyprostowaną nogą zaatakował reprezentanta Polski. Efekt - otwarte, podwójne złamanie prawej nogi. Wasilewski prosto ze stadionu trafił do szpitala, gdzie już w nocy przeszedł zabieg oczyszczania rany. - Atmosfera w naszej szatni przypominała pogrzeb. Grobowa cisza i przerażenie. To, co działo się na boisku, to nie był futbol. Chciałbym o tym wszystkim jak najszybciej zapomnieć - powiedział ówczesny trener Anderlechtu Bruksela Ariel Jacobs. "Atak z horroru", "Witsel to potwór" - tak opisywały zagranie Witsela belgijskie media. - Nikt nie jest tak twardy jak "Wasyl". Wróci silniejszy - mówił po meczu Lucas Biglia, kolega z Anderlechtu. Pewnie w tamtym momencie nikt nie wierzył w te słowa.
Wasilewski przeszedł trzy operacje. Rehabilitacja trwała zaledwie osiem miesięcy. Lekarze uważali, że rok to absolutne minimum, które jest potrzebne Polakowi, by dojść do jakiejkolwiek formy. Do pierwszych treningów wrócił pod koniec kwietnia, czyli niecałe osiem miesięcy po feralnym ataku Witsela. - Jego powrót jest tyle wspaniały, ile spektakularny. Taki piłkarz, człowiek, którego kochają kibice, to wspaniała sprawa dla klubu, patrząc na to od strony wizerunkowo-marketingowej. Wasilewski na zawsze będzie kojarzony z Anderlechtem i będą to silne odczucia - opowiada Rudy Moenaert, profesor strategii marketingu i dyrektor w bardzo znanej w Belgii spółce TIAS - Speaker & Advisor. Prywatnie Moenaert jest zagorzałym kibicem Fiołków. Gdy Anderlecht grał w Lidze Mistrzów z Zenitem St. Petersburg, media bardziej interesowały się, czy grający w rosyjskiej drużynie Witsel dostanie uścisk dłoni od Wasilewskiego.
- Chciałem go odwiedzić w szpitalu. Nie zgodził się. Bardzo przeżyłem całe starcie. Nie sądziłem, że to będzie miało takie konsekwencje - mówił Axel Witsel. - Nie wiem, czy podam mu dłoń, po prostu nie wiem - mówił "Wasyl" oficjalnej stronie UEFA. Ludzie odpowiedzialni za realizację transmisji spotkania Zenit vs. Anderlecht na wszelki wypadek nie skupiali się na momencie podawania sobie dłoni przez obu zawodników, by nie prowokować kibiców przed telewizorami - tłumaczyli przedstawiciele UEFA.
Z czasem jednak jego pozycja w Anderlechcie zaczęła słabnąć. Nowy trener Besnik Hasi zaczął odstawiać Polaka na boczny tor. Pod koniec grudnia Anderlecht grał mecz w Pucharze Belgii. Kiedy okazało się, że i w tym spotkaniu Wasyl zaczyna zawody na ławce rezerwowych, zdał sobie sprawę, że jego czas w Brukseli dobiega końca.
Następny przystanek w drodze po marzenia nazywał się: gra w Championship. We wrześniu 2013 r. podpisał roczny kontrakt z Leicester City, który w sezonie 2013/14 na sześć kolejek przed końcem ligi zapewnił sobie awans do najwyżej klasy rozgrywkowej: Premier League. 15 maja 2014 r. o kolejny rok przedłużył kontrakt z angielskim klubem. Gra w najlepszej lidze świata, marzenie do którego tak długo dążył, przyszło do "Wasyla" w najmniej spodziewanym momencie.
Przyszłość Polaka zależy od utrzymania drużyny w Premier League. Paradoksalnie, jeśli Lisy się utrzymają, pozycja "Wasyla" będzie trudna do zdefiniowania. Klub poczyni wtedy spore wzmocnienia w obronie. Jak spadną, pewnie on zostanie podstawowym defensorem.
Wasilewskiego już można uznać za piłkarza spełnionego. Do pełni szczęścia brakuje mu chyba tylko powrotu do reprezentacji, z której wypadł po nieudanych eliminacjach do Mistrzostw Świata w Brazylii. Czy i to marzenie się spełni?