W Zagłębiu idzie nowe. Stokowiec pożegna się z posadą? [KOMENTARZ]
Coraz więcej znaków na niebie i ziemi wskazuje na to, że Piotr Stokowiec nie wytrwa na stanowisku trenera KGHM Zagłębia Lubin do końca roku. W Lubinie (i całej okolicy) idzie nowe. W klubie spodziewane jest kolejne w ostatnich latach trzęsienie ziemi. Tylko czy naprawdę jest ono potrzebne?
fot. Paweł Relikowski/Maciej Kulczyński
Zagłębie Lubin to nieustanny plac budowy. Wszyscy chcą wrócić do tego, co miało miejsce sześć lat temu. Po erze prezesa Tomasza Dębickiego, z którym Zagłębie awansowało do ekstraklasy po rocznej banicji w 1. lidze, nastał czas Roberta Sadowskiego. To on wraz z Piotrem Burlikowskim zbudował drużynę, która najpierw w oparciu o produkty miejscowej akademii wywalczyła awans, a potem wsparta kilkoma bardzo sensownymi transferami (przyszedł m.in. Filip Starzyński) zajęła trzecie miejsce w sezonie 2015/2016 i grała w eliminacjach Ligi Europy.
Trenerem tamtego Zagłębia był właśnie Piotr Stokowiec. Z czasem to małżeństwo się rozpadło. Najpierw odszedł Burlikowski, a potem dość niespodziewanie Sadowski zastąpił Stokowca Mariuszem Lewandowskim, który jako trener nie zrobił w Lubinie tak błyskotliwej kariery, jak jako piłkarz. Z czasem poleciał również Sadowski, a potem było już tylko gorzej.
[polecane]24005827[/polecane]
Kolejni prezesi: Mateusz Dróżdż (dziś sternik Widzewa Łódź) i Artur Jankowski odchodzili z Zagłębia w niesławie. W zasadzie zostawiali po sobie spaloną ziemię i trzeba było budować wszystko od nowa, często włącznie ze strukturami wewnątrz klubu. Przyjście prezesa Michała Kielana także budziło kontrowersje, bo nie miał doświadczenia w piłce. Identyfikował się jako kibic Zagłębia, ale miał jednego asa w rękawie — ściągnął z powrotem do Lubina Burlikowskiego. Ten z czasem przekonał do powrotu Piotra Stokowca, pozbywając się Dariusza Żurawia i wszystko wydawało się być na najlepszej drodze, by tym razem skutecznie odbudować Zagłębie mogące walczyć o coś więcej, niż tylko o utrzymanie albo lawirowanie w środku tabeli. Oczywiście nie zapominając przy tym o wprowadzaniu młodych.
Tak, proszę Państwa — to miało sens. Powtarzali to wszyscy, którzy śledzą ten klub przez ostatnią dekadę. To miało ręce i nogi, bo Stokowiec wracał jako szkoleniowiec z sukcesami w Lechii Gdańsk, a Burlikowski odchodził z Polskiego Związku Piłki Nożnej wraz z zakończeniem kadencji Zbigniewa Bońka. Były podstawy, by wierzyć, że właśnie oni zbudują zespół na silnych fundamentach, w czym pośrednio miała też pomóc druga drużyna, występująca od tego sezonu na poziomie centralnym (eWinner 2 liga).
[polecane]24005645[/polecane]
Wiara w duet Burlikowski - Stokowiec, plus — z całym szacunkiem — niewtrącający się przesadnie prezes Kielan i formalny dyrektor sportowy Lubomir Guldan, którego decyzyjność niemal nie istnieje, była naprawdę spora. Zaufanie, którym ich obdarzono, było tak duże, że nikt przesadnie nie czepiał się o zupełnie nieudane zimowe oko transferowe, które miało być pierwszym etapem przebudowy zespołu. Przypomnijmy: Aleksandar Šćekić, Jhon Chancellor, Cheikhou Dieng, Jasmin Burić czy nawet Martin Doležal i Bartosz Kopacz — bo dwaj ostatni też sportowo się nie bronią — to wszystko były pomysły duetu Burlikowski - Stokowiec. Tak, można mówić, że jest jeszcze Guldan, Kielan i Rada Nadzorcza, ale ci, co mają wiedzieć wiedzą, że najwięcej do powiedzenia miał dyrektor pionu sportowego oraz trener.
I żeby nie było, nie uważam, że to źle. Wręcz przeciwnie! Uważam, że tak to powinno wyglądać w zdrowo funkcjonującym klubie. Tylko że kiedy nie idzie i kiedy zdarzają się pomyłki albo tak rażące błędy, to też trzeba umieć wziąć na siebie odpowiedzialność, a nie uciekać do formułek typu: za transfery nie odpowiadam tylko ja. Nie Panowie — to Wy firmujecie swoimi nazwiskami tamte ruchy oraz te letnie, czyli: powroty Damjana Bohara, Jarosława Jacha i Arkadiusza Woźniaka, przyjście Marko Poletanovicia, Gurama Giorbelidze, Tornike Gaprindaszwilego, Szymona Kobusińskiego czy Tomasza Makowskiego. Na ten moment bronią się tylko Makowski i sprowadzony pół roku wcześniej Aleks Ławniczak. Żaden nie jest jednak liderem tego zespołu, a dotychczasowi są cieniem samych siebie.
Po porażce z Lechią Gdańsk (0:3), Stokowiec w swoim stylu „poddymił”, atakując na pomeczwej konferencji media. Zarzucał, że te niesłusznie go skreślają, nie dają spokojnie pracować i nie doceniają promowania kolejnych młodych zawodników. Odwoływał się przy tym do pierwszego pobytu w Lubinie i okresu pracy w Lechii, gdzie także nie od razu wszystko działało. Tylko że przed Lechią żadnej wielkiej nagonki na jego osobę nie było. Raptem jeden artykuł, dwa niewygodne pytania od reporterów Canal+Sport — to wszystko. Tym wystąpieniem dolał benzyny do ledwie tlącego się pod jego krzesłem płomyka i skupił na sobie uwagę. Przez to narracja po Cracovii (0:2) jest już inna, a na jego nieszczęście splotła się z kilkoma innymi ważnymi wydarzeniami.
W niedzielę pierwszy raz na poważnie usłyszałem, że posada Stokowca jest zagrożona i to poważnie. Chwilę potem potwierdziło to drugie źródło, dodając, że w dalszej perspektywie szykuje się zmiana prezesa i kolejna czystka w klubie. Oczywiście to drugie ma związek z niedawną zmianą prezesa w KGHM-ie, czyli u właściciela klubu. Historia uczy nas, że roszada na tym stanowisku wiąże się ze zmianami w wielu spółkach podlegającym kombinatowi w całym regionie, a klub jest jedną z nich.
Niezależnie od tego najpierw ma zostać zmieniony trener. Jeśli te doniesienia znajdą odzwierciedlenie w rzeczywistości — co mnie osobiście zdziwi, mimo iż docierają do mnie różne sygnały — to Kielan i Burlikowski tak naprawdę wbiją sobie gwóźdź do trumny. Zwolnienie Stokowca będzie przyznaniem się do porażki i zawaleniem budowanego od kilkunastu miesięcy projektu, mającego na celu przywrócić lata świetności Zagłębiu. Porażki, która — czysto hipotetycznie — ułatwi argumentację właścicielowi, jeśli ten faktycznie znów będzie chciał dokonać czystki w klubie.
Czy Kielan i Burlikowski faktycznie strzelą sobie w kolano i jeszcze w tym tygodniu podziękują Stokowcowi? Słyszę, że tak, choć nie chce mi się w to wierzyć. Za szybko zapominamy, że zanim Zagłębie wpadło w dołek, z którego od czterech spotkań nie może się wygrzebać, było niepokonane przez sześć meczów z rzędu. Jako pierwsze wypełniło limit minut dla młodzieżowców i promuje takich zawodników jak Kacper Bieszczad, Bartłomiej Kłudka, Aleks Ławniczak, Łukasz Łakomy, Tomasz Pieńko, Rafał Adamski czy nawet debiutujący niedawno 17-letni Filip Kocaba. Przynajmniej połowa z nich ma papiery, by wyjechać z Lubina za duże pieniądze, a kto jak kto, ale trener Stokowiec nie będzie się bał na nich stawiać. Nawet gdy drużynie nie idzie.
Raz jeszcze z całą mocą podkreślam, że moim zdaniem zwolnienie Stokowca — jeśli do niego dojdzie — będzie błędem. Słyszę, że do przerwy mundialowej zespół poprowadzi ktoś z pary Paweł Karmelita (obecny asystent Stokowca) - Jarosław Krzyżanowski (trener drugoligowych rezerw). Słyszę też, że są już pierwsze kontakty z Waldemarem Fornalikiem, ale jeśli w ogóle do czegoś w tym zakresie dojdzie (Fornalik), to właśnie w przerwie między rundami. Nie zazdroszczę sternikom Zagłębia, bo żyją w niepewnej rzeczywistości i muszą podejmować ryzykowne decyzje. Tylko że ryzykowne nie znaczy głupie, a takie w mojej ocenie będzie zwalnianie Stokowca po czterech porażkach. Tego samego Stokowca, którego niecały rok temu sami namawiali na powrót do Lubina i obiecali czas na zbudowanie czegoś fajnego.