W sobotę rusza nowy sezon Premier League! (ZAPOWIEDŹ)
Już w sobotę rozpoczynają się rozgrywki, które niezmiennie od kilku lat elektryzują piłkarskich kibiców na całym świecie. Rozgrywki pełne wspaniałych emocji, pięknych goli i nieprawdopodobnych zwrotów akcji. Panie i panowie, siadamy wygodnie w fotelach, zapinamy pasy i startujemy z nowym sezonem angielskiej Premier League!
Zatrzymać trofeum na Etihad
Jakże inne w wykonaniu włodarzy Manchesteru City były posunięcia na rynku transferowym w porównaniu do poprzedniego letniego okienka. Wprowadzenie finansowego fair play podziałało na "Obywateli" niczym kubeł zimnej wody i znacznie zahamowało niekontrolowane przez nikogo transferowe zapędy zagranicznych inwestorów, w efekcie ci nie mogą już za grube miliony sprowadzać kogo tylko sobie zamarzą. Mistrzowie Anglii nie byliby jednak sobą, gdyby i tym razem nie sprowadzili na Etihad Stadium kilku nowych piłkarzy, jednak nie o tak głośnych i szumnych nazwiskach jak jeszcze kilka miesięcy temu. Klub na pierwszy ogień postanowił pozbyć się Jacka Rodwella, a wkrótce taki sam los ma spotkać Javiego Garcię. Nieznaczny, ale jednak jakiś zastrzyk gotówki pozwolił w końcu dopiąć długo oczekiwany transfer Elaquima Mangali, który dołączył do Williego Caballero, Bacarego Sagni, Fernando oraz wypożyczonego na pół roku z New York City Franka Lamparda, którzy właśnie latem tego roku wzmocnili szeregi "The Citizens".
Prawdą jest, że mistrzostwo Anglii ma wyjątkowy, specyficzny i niemożliwy do opisania smak, ale po niebieskiej stronie Manchesteru po cichu mówi się, że obrona krajowego trofeum jest zadaniem graniczącym niemal z cudem. Wiele wskazuje na to, że Manuel Pellegrini kuszony jest perspektywą gry w Lidze Mistrzów i odniesienia właśnie w tych rozgrywkach wielkiego sukcesu. Dwa tytułu najlepszej drużyny Premier League zdobyte w ostatnich latach, choć niebywale cenne, nie zastąpią długo wyczekiwanego po kilku nieudanych próbach sukcesu na arenie międzynarodowej. Triumf w Champions League przyniósłby "Obywatelem" wiele splendoru i chwały potwierdzając, że to drużyna, która rządzi nie tylko w Anglii, lecz także na Starym Kontynencie.
Anfield żądne zemsty
Chociaż po latach posuchy, tułania się w środku tabeli i zbierania "bęcków" od znacznie słabszych rywali do Liverpoolu uśmiechnęła się w końcu piłkarska fortuna. Przez długi czas mocno kusiła nawet piłkarzy "The Reds" kreując obrazek zbliżającego się wielkimi krokami pierwszego od przeszło dwudziestu lat mistrzostwa. Kiedy wszystko wskazywało na to, że na Anfield już robią miejsce w gablotce na nowe trofeum, "The Reds" w kluczowym momencie sezonu zawiedli. W meczu, który mógł być ich przepustką do osiągnięcia upragnionego sukcesu prowadzili z Crystal Palace 3:0 na jedenaście minut przed końcem, a mimo to...nie wygrali, a jedynie zremisowali z beniaminkiem. Między innymi z tego właśnie tytułu miano najlepszej drużyny Premier League powędrowało do Manchesteru. I po raz kolejny już potwierdziło się, że żaden klub z ligi angielskiej, który rokrocznie plasuję się w czołówce tabeli nie cierpi i nie ma tak wielkiego pecha, jak właśnie Liverpool.
Brendan Rodgers dwoił się i troił, by pieniądze pozyskane ze sprzedaży Luisa Suareza do Barcelony spożytkować jak najlepiej tylko się da. I trzeba przyznać, że wyszło mu to całkiem nieźle. Sprowadzenie kluczowych graczy Southampton, na czele z Dejanem Lovrenem już teraz namaszczonym następcą Jamiego Carraghera, było świetnym posunięciem i z pewnością da defensywie, z którą Liverpool miał najwięcej problemów w zeszłym sezonie potrzebnej jakości. Javier Manquillo, a także Alberto Moreno, który przybył do Liverpoolu zaraz po wtorkowym meczu o Superpuchar Europy także powinni znacząco wspomóc wicemistrzów przed nadchodzącym sezonem. Największe oczekiwania kibice pokładają w osobie Adama Lallany, którzy rządził i dzielił w szeregach "Świętych". Nie należy zapominać także o starych wygach w postaci Daniela Sturridge'a, Raheema Sterlinga, młodego Philippe Coutinho i Stevena Gerarrda, który jest niczym wino - im starszy tym lepszy. To właśnie ci zawodnicy będą musieli poprowadzić "The Reds" do tego, czego nie udało się osiągnąć roku temu, mistrzostwa Anglii. Czy się uda? Cóż, przekonamy się już wkrótce. Jedno jest jednak pewne i najbardziej istotne. Liverpool musi dźwigać na swoich barkach także ciężar Ligi Mistrzów za którą na Anfield tęsknią już wszyscy kibice. I pod tym względem zawieść po prostu nie może.
Londyn pragnie mistrzostwa
Arsene Wenger, zupełnie nie w swoim stylu, mówiąc kolokwialnie zaszalał na rynku transferowym tego lata. Wieloletni szkoleniowiec Arsenalu w końcu pokazał kibicom swoje nieco bardziej hojniejsze oblicze, nie bał się wydawać i dał im to, czego oczekiwali - sprowadził na Emirates kilka nowych twarzy o rozpoznawalnych nazwiskach. Nazwać ruchy transferowe "Kanonierów" wielkimi hitami to mała przesada, ale powiedzieć, że to solidne wzmocnienia to już odpowiednie określenie. Do północnego Londynu przybyli Alexis Sanchez, który z miejsca stał się ulubieńcem fanów londyńskiego klubu, Mathieu Ddebuchy, reprezentant Francji, który z "Trójkolorowymi" grał na mistrzostwach świata, a także nowy rywal Wojciecha Szczęsnego, David Ospina. Poza tym "Kanonierzy" pomyśleli też o przyszłości i zakontraktowali niespełna 19-letniego Caluma Chambersa.
Na chwilę obecną Arsenal, który dokonał potrzebnych wzmocnień ma wszystko, by z wcale nie przesadną śmiałością rozpocząć bój o mistrzostwo Anglii. Nie tylko kibice z utęsknieniem patrzą w przeszłość i żyją wspomnieniami związanymi z erą "The Invincibles" i serią pięknych zwycięstw, ale także piłkarze są zdeterminowani, by w końcu udowodnić światu swoją siłę, moc i potęgę. "Kanonierzy" już w minionym sezonie zerwali ze swoich pleców łatkę wiecznych pechowców i przegranych, sięgając po pierwsze od lat trofeum - Puchar Anglii. Niedługo później, w przededniu inauguracji nowego ligowego sezonu pokazali siłę ognia i nie dość, że zgarnęli kolejny puchar, Tarczę Wspólnoty, zrobili to w wielkim stylu. Ograli bowiem mistrzów Anglii, Manchester City 3:0 i wysłali swoim rywalom jasny sygnał, że w tym sezonie z Arsenalem nie wolno zadzierać i trzeba traktować go poważnie. Pytanie tylko, czy podobnie jak w latach poprzednich, na półmetku rozgrywek "Kanonierów" przygniecie presja i ci spadną z fotela lidera, ostatecznie plasując się poza podium.
Kiedy rok temu Jose Mourinho wracał na Stamfrod Bridge obiecał, że po sezonie pracy zdobędzie jakieś trofeum. Rok minął w mgnieniu oka, a londyńczykom faktycznie nie udało zawojować żadnych rozgrywek, ani Premier League, w której finiszowali jako trzecia siła ligi, ani też Ligi Mistrzów, gdzie z kolei odpadli w półfinale z Atletico Madryt. Tym razem wszystko ma ulec zmianie, a "The Blues" już od pierwszych kolejek angielskiej ekstraklasy chcą pokazać rywalom, kto będzie rządził na tamtejszych boiskach. Portugalski szkoleniowiec dostał wszystko, aby przynajmniej na papierze uczynić z Chelsea głównego faworyta zarówno krajowych, jak i europejskich rozgrywek. Roman Abramowicz był tego lata niezwykle łaskawy i nie poskąpił gotówki na transfery, dlatego Chelsea mocno się dozbroiła. Mourinho wreszcie dostał wymarzonego napastnika, Diego Costę, Franka Lamparda zamienił na Cesca Fabregasa, na Stamford Bridge powrócił Thibaut Cortouis wypożyczony dotąd do Atletico, środek obrony wzmocnił Kurt Zouma, a lewą flankę Filipe Luis. I co najważniejsze - na Stamford Bridge powróciła klubowa legenda, Didier Drogba, którego powrót kibice przyjęli z ogromną radością. Rosyjski inwestor spełnił transferowe życzenia Portugalczyka i teraz oczekuje czegoś w zamian. Zapłaty w postaci pucharów. Najlepiej tych najcenniejszych.
Odrodzony Manchester wróci na szczyt?
Miniony sezon każda osoba związana z Manchesterem United chciałaby z pewnością jak najszybciej puścić w niepamięć. Tak źle na Old Trafford nie było bowiem od wielu, wielu lat, a "Czerwone Diabły" z mistrzów Anglii w niecały rok stały się drużyną środka tabeli, której nie bały się żadne zespoły, nawet te z szarego końca stawki. Davide Moyes pozostawił po sobie spaloną ziemię, w niecały rok sprawił, że Manchester United - potężna piłkarska marka, był na arenie międzynarodowej powodem do niewybrednych żartów i szyderstw. Szkocki trener wszedł w największe buty piłkarskie świata, które w przeszłości należały do sir Alexa Fergusona i zwyczajnie się w nich przewrócił. Po zakończeniu rozgrywek wszystko stało się jasne - na Old Trafford szybko potrzebny był ktoś, kto zaprowadzi prawdziwą rewolucję.
Osobą, z którą utożsamia się nową przyszłość klubu, wypełnioną wspaniałymi sukcesami i cennymi pucharami jest Louis van Gaal. Holender jeszcze przez rozpoczęciem pracy w United świetnie zaprezentował się przyszłemu pracodawcy i z reprezentacją "Oranje" na brazylijskim mundialu niemal otarł się o występ w wielkim finale, ostatecznie zajmując trzecie miejsc. Niedługo później jeden z najbardziej utytułowanych szkoleniowców świata przybył do Manchesteru, by zacząć ustawiać diabelskie klocki według własnej filozofii, od początku. Na Old Trafford nie obyło się bez zmian. Rio Ferdinand i Ryan Giggs zakończyli kariery, a klub opuścili ci, którzy niegdyś stanowili o jego silę - Nemanja Vidić i Patrice Evra. Obaj w następnym sezonie będą występować na włoskich boiskach odpowiednio w Interze Mediolan i Juventusie Turyn. Drużynę wzmocnił jednak najdroższy nastolatek w historii futbolu, Luke Shaw, o którego transfer zabiegał sam van Gaal i zapłacił za jego usługi 37,5 miliona euro, a także Ander Herrera. "Czerwone Diabły" na rynku transferowym nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa i wciąż walczą o kupno Arturo Vidala z Juventusu, a także Juana Cuadrado z Fiorentiny. Jednak nawet bez tych wzmocnień już teraz klub ma wszystko, by znów powrócić na szczyt - pieniądze, wiernych kibiców, trenera i wielką, podrażnioną dumę, która z pewnością tylko pomoże w walce o powrót do elity.
Everton i Tottenham zagrożą czołówce?
W zeszłym sezonie Tottenham zawiódł na całej linii i po tym, jak wydał mnóstwo pieniędzy pozyskanych ze sprzedaży Garetha Bale'a do Realu Madryt, nie sprostał pokładanych w nim nadziejom i finiszował dopiero na szóstym miejsce w tabeli. Spore problemy popularne "Koguty" miały z...trenerami, bowiem w środku sezonu za nieefektywną pracę na White Hart Lane zakończył André Villas-Boas. Zastąpił go tymczasowo Tim Sherwood, który jednak cudów w północnym Londynie nie zdziałał. Dopiero po zakończeniu rozgrywek stery w Tottenahmie przejął autor sukcesów Southampton, Mauricio Pochettino, z którym wiąże się nadzieje wprowadzenia londyńskiej drużyny do ścisłej elity Premier League. "Spurs" w przeciwieństwie do zeszłorocznego okienka transferowego, nie kupują teraz hurtowo każdego, kto się nawinie, a do tegorocznych transferach tej drużyny możemy powiedzieć tyle, co nic. Należy jednak zauważyć, że pod wodzą nowego szkoleniowca wiatru w żagle nabrał rodak Pochettino, Erik Lamela, największe rozczarowanie poprzedniego sezonu. Były gracz Romy dopiero pod skrzydłami byłego szkoleniowca "Świętych" błyszczał na treningach i w sparingach, był wyróżniającym się zawodnikiem Tottenhamu i zaczął przypominać w końcu tego świetnego Lamelę jeszcze z czasów gry w AS Romie.
W zbliżającym się sezonie swoją siłę z pewnością pokaże także Everton. "The Toffees" udało się zatrzymać na Goodison Park trenera Roberto Martineza, ale przede wszystkim ostatecznie zakontraktować młodego i perspektywicznego napastnika, Romelu Lukaku, który w ofensywie jest gwarantem zdobywania goli. Czy tak jak rok temu, tak i teraz Everton będzie pukał w drzwi z napisem "big four"? Chętnych, by to uczynić jest wielu, ale gracze hiszpańskiego trenera mają wszystko, by jako pierwsi tego dokonać.
Polska siła Premier League
Nadchodzący sezon na boiskach angielskiej ekstraklasy będzie wyjątkowy także dla nas, Polaków. Wszystko za sprawą tego, że w uważanej przez wielu najlepszej lidze świata zobaczymy kilku piłkarzy pochodzących z naszego kraju, którzy powalczą o miano najlepszej drużyny Anglii ze swoimi zespołami. Znakiem rozpoznawczym polskiego futbolu na Wyspach są niewątpliwie bramkarze, bowiem aż trzech golkiperów będzie (prawdopodobnie) stanowiło o sile swoich drużyn. Numerem jeden na Emirates jest Wojciech Szczęsny, który niezmiennie od kilku lat ma pewne miejsce w między słupkami bramki Arsenalu. Sporo do powiedzenia, podobnie jak w sezonie ubiegłym, będzie miał z pewnością Artur Boruc, który strzeże bramki Southampton. Ostatnio urodzonemu w Siedlcach zawodnikowi na St Mary's Stadium przybyła jednak konkurencja w osobie Frasera Forstera, zatem niewykluczone, że teraz Boruc będzie musiał nieco bardziej namęczyć się, by palma pierwszeństwa wciąż należała do niego. Latem "Kanonierów" na ekipę Swansea zamienił Łukasz Fabiański, któremu z kolei ubyło rywali po odejściu Holendra, Michaela Vorma. Niedługo spełni się także wielkie marzenie Marcina Wasilewskiego, który razem z beniaminkiem Leicester zadebiutuje w Premier League.