menu

W sobotę mecz godny finału Pucharu Polski. "Faworytem jest Legia, ale to nie znaczy, że wygra" (WIDEO)

30 kwietnia 2015, 18:11 | Hubert Zdankiewicz/Polska The Times

W sobotnim finale Pucharu Polski na Stadionie Narodowym zagrają Legia Warszawa z Lechem Poznań, czyli dwa najlepsze zespoły T-Mobile Ekstraklasy.

W sobotę finału Pucharu Polski na Stadionie Narodowym
W sobotę finału Pucharu Polski na Stadionie Narodowym
fot. sylwester wojtas

Stadion Narodowy, pełne trybuny, a na boisku... Przy całym szacunku dla poprzednich finalistów, ale w rok temu oglądaliśmy w stolicy tylko namiastkę finału. Przynajmniej jeśli podchodzić do sprawy tak, jak Zbigniew Boniek, który od początku swoich rządów w PZPN stara się budować rangę i prestiż Pucharu Polski. Temu miało służyć m.in. zmiana formuły rozgrywania finału i jeden mecz, zamiast dwóch. Rozgrywany na największym polskim stadionie. Tym samym, na którym nasza reprezentacja pokonała jesienią Niemców w eliminacjach Euro 2016.

W ten scenariusz nie do końca wpasowali się jednak wówczas uczestnicy finału, w którym Zawisza Bydgoszcz (ósmy zespół T-Mobile Ekstraklasy) pokonał zdegradowane później do 1. ligi Zagłębie Lubin. Po rzutach karnych, bo przez 120 minut żadna z drużyn nie potrafiła ani razu trafić do siatki, a cały mecz był – delikatnie mówiąc – średnio strawnym dla kibiców widowiskiem.

W tym roku powinno być inaczej. Nie tylko dlatego, że w finale zagra zespół z Warszawy. Rywalem Legii będzie Lech Poznań. Zmierzą się zatem ze sobą dwie najlepsze zespoły w naszym kraju, które w dodatku czeka za chwilę zacięta walka o mistrzostwo Polski. Finał będzie więc świetną uwerturą do rozpoczynającej się 9 maja ligowej rundy finałowej.

Kto jest faworytem? Eksperci i bukmacherzy więcej szans dają Legii, nie tylko dlatego, że zagra prawie u siebie i z pewnością będzie miała przewagę na trybunach. Zespół Henninga Berga to jednak mistrz Polski w komplikowaniu sobie życia, jak to ujął ostatnio ironicznie tygodnik „Piłka Nożna”.

Lista wpadek jest długa, wystarczy przypomnieć sobie, co się działo w przedostatniej kolejce rundy zasadniczej w Chorzowie. Legia miała zdecydowaną przewagę nad Ruchem, a sytuacji bramkowych wystarczyło by jej do wygrania kilku spotkań. Miała nawet w pełni zasłużony rzut karny. I nic (zremisowała 0:0). W rezultacie, zamiast myśleć o sobotnim finale, musiała jeszcze zmobilizować się na środowy mecz w lidze z Pogonią Szczecin.


W meczu z Lechem będzie mógł zagrać pauzujący w lidze za czerwoną kartkę Ondrej Duda, Kreowany po odejściu zimą do Chin Miroslava Radovicia na lidera stołecznego zespołu Słowak wiosną gra co prawda słabiej. Jego obecność na pewno jednak pomoże Legii. Tym bardziej, że rywal nie zamierza skupiać się tylko na obronie własnej bramki.

– Gdy jesienią jechaliśmy do Warszawy wszyscy mówili, że przegramy 0:5. Zagraliśmy defensywnie, ale mieliśmy też swoje sytuacje. Prowadziliśmy nawet do przerwy 2:0. Skończyło się ostatecznie remisem 2:2, który jednak również nie był złym rezultatem [wiosną Lech wygrał u siebie 2:1 – red.]. Chciałbym, aby finał był otwartym meczem – zapowiada trener zespołu z Poznania Maciej Skorża. W przeszłości trener Legii, z którą zdobył dwa Puchary Polski. Za pierwszym razem (sezon 2010/11) stołeczny zespół pokonał w finale właśnie Kolejorza.

Finał będą śledzić z trybun piłkarze Błękitnych Stargard Szczeciński. Gdyby ktoś nie pamiętał, to występujący na co dzień w drugiej lidze zespół był rewelacją tegorocznej edycji Pucharu Polski. W ćwierćfinale wyeliminował Cracovię, a w półfinale był bliski pokonania Lecha. Wygrał nawet pierwszy mecz 3:1, a w rewanżu przegrał dopiero po dogrywce (1:5).

Jeszcze przed drugim meczem prezes Boniek zaprosił zespół Błękitnych na finał. Przesunięto w związku z tym na 1 maja ich ligowe spotkanie z Limanovią Limanowa. Piłkarze Krzysztofa Kapuścińskiego mają nawet pojawić się na chwilę na boisku.

Finał ma obejrzeć w sumie ok 48 tys. kibiców. Trybuny Stadionu Narodowego mogą pomieścić 58,5 tys, ale organizatorzy zdecydowali, że 10 tys miejsc pozostanie pustych. Powstanie dzięki temu strefa buforowa oddzielająca kibiców obu drużyn, którzy niespecjalnie za sobą nie przepadają.

Zdobywca pucharu otrzyma 600 tys. złotych – taką nagrodę przeznaczył na ten cel PZPN (za samo zwycięstwo w finale 400 tys, reszta to premie za przejście kolejnych rund). Początek meczu o godzinie 16, transmisja w Polsacie.

Katarzyna Zaroślińska: Na boisku jesteśmy zespołem i to jest nasza siła [ROZMOWA]

Polska The Times


Polecamy