W PZPN beton wciąż trzyma się mocno
Patrząc na wylewający się z telewizorów i internetu entuzjazm po wyborze Zbigniewa Bońka na prezesa PZPN, myślałem, że jestem jedynym w Polsce dziwolągiem odosobnionym w poglądach i sceptycznie podchodzącym do niby-zmian personalnych w PZPN. W niedzielę przeczytałem komentarz Pawła Zarzecznego i okazuje się, że jest nas co najmniej dwóch.
fot. Polskapresse
Po wyborach mam przekonanie, że stary układ w PZPN został zakonserwowany, zmieniły się (a raczej wróciły) tylko nazwiska. Beton wręcz został wzmocniony, bo tym razem stoją za nim silniejsze osobowości i mądrzejsi ludzie. Nikt nowy w polskiej piłce się nie pojawił. Boniek po raz drugi został prezesem PZPN. Był już nim na przełomie XX i XXI wieku, gdy oficjalnie zajmował stanowisko wiceprezesa, a rządził związkiem zza pleców Michała Listkiewicza. Jaka to więc odnowa?
Wiceprezes Roman Kosecki to też wiceprezes Mazowieckiego ZPN, dobrze czujący się tam w gronie tzw. leśnych dziadków, i poseł, który w Sejmie dla piłki za dużo nie zrobił. Chętnie zarobiłby natomiast 50 tys. zł jako prezes PZPN, ale i tak źle na tym nie wyjdzie, bo zarobi 20 tys. zł jako wice i nie będzie musiał zrzekać się mandatu (i wynagrodzenia) posła. Był tak zdeterminowany, że chciał zawrzeć koalicję nawet z pułkownikiem LWP Edwardem Potokiem, jednym z czołowym baronów z terenu. Koźmiński w PZPN też już był. Zbigniew, ojciec Marka, nowego wiceprezesa. Dał się poznać jako najtwardszy przedstawiciel związkowego betonu. Syn też coś z niego niestety może mieć, bo głównie opowiada, że nie wszystko w polskiej piłce jest złe, a mało o tym, co może zmienić. Na dodatek jeśli spojrzymy na skład zarządu PZPN, to obok Bońka, Koseckiego i Koźmińskiego mamy niemal te same twarze, utożsamiane od lat ze starym układem.
Piszę o zakonserwowaniu betonu w PZPN trochę prowokacyjnie i pół żartem, pół serio, mając nadzieję, że się mylę i trio Boniek, Kosecki, Koźmiński to będą reformatorzy. Mam jednak obawy. Że Boniek do PZPN będzie tylko wpadał co dwa tygodnie z Rzymu. Nie przypominam sobie też, aby Boniek jako wiceprezes jakieś znaczące reformy wprowadził albo żeby rozpoczął dochodzenia w sprawie korupcji. Przeciwnie, gdy był współwłaścicielem Widzewa, klub kupował mecze. Całą winą obarczono wtedy sponsora klubu Wojciecha Szymańskiego.
Na pewno Boniek potrafił na polskiej piłce dobrze zarobić, pośrednicząc (firma Go&Goal) przy sprzedaży praw telewizyjnych. Boniek w PZPN to może być jak wpuszczenie lisa do kurnika. Fakt, że nie chce pobierać wynagrodzenia w PZPN, niepokoi mnie bardziej niż 50 tys. zł pensji Laty. Choć w plotki, że skończyły mu się pieniądze, nie wierzę. Pamiętam za to symboliczną scenę z filmu o polskiej kadrze w Korei. Boniek gra z działaczami w karty. Nagle odchodzi od stołu i mówi: Nie gram z wami, to nie ma sensu. Ja was oszukuję, a wy nawet tego nie widzicie.