W Łodzi spisali się tylko kibice. Widzewowi i Zagłębiu strzelać nie kazano
Łódzka Inauguracja piłkarskiej wiosny nie ułożyła się tak jak oczekiwano. W zimowych warunkach Widzew i Zagłębie podzieliły się punktami i nie zrobiły zupełnie nic, by swoją grą rozgrzać widzów na trybunach. Zarówno jedni jak i drudzy nie wypracowali właściwie ani jednej stuprocentowej sytuacji strzeleckiej, dodatkowo razili niedokładnością i brakiem wykończenia. Spisali się tylko fani Widzewa, którzy przez 90 minut wspierali ulubieńców do zdarcia gardeł.
Szkoda tylko, że ci nie potrafili się odwzajemnić. Dzisiaj po raz drugi z rzędu Widzew bezbramkowo zremisował. W czterech wiosennych kolejkach zgromadził raptem dwa punkty(jesienią na tym etapie miał 12!), strzelił zaledwie jedną bramkę, a bez zwycięstwa w Ekstraklasie pozostaje już od pięciu spotkań. Nie tego spodziewano się przed rundą rewanżową. Łudzono nadzieję, że Widzew - podobnie jak w turnieju Copa del Sol - będzie imponował płynną, ofensywną grą. Tymczasem nie potrafi sobie wykreować sytuacji strzeleckich. W sobotę dał na to kolejny dowód.
Przed rozpoczęciem pojedynku Widzewa z Zagłębiem Lubin minutą ciszy uczczono pamięć Władysława Stachurskiego. Zmarły w środę były zawodnik i selekcjoner reprezentacji Polski w latach 1993-1995 jako szkoleniowiec w 49 meczach prowadził też zespół Widzewa.
- Naszym celem było zwycięstwo. Dążyliśmy do tego, szukaliśmy sytuacji, niestety zabrakło wykończenia - komentował na pomeczowej konferencji trener Radosław Mroczkowski, który mocno zaskoczył wyjściową jedenastką. Rywalizację o miejsce w bramce wygrał 21-letni Maciej Krakowiak, na lewej stronie obrony zagrał debiutant Michał Płotka, tuż za wysuniętym na szpicę Mariuszem Stępińskim znalazł się Mariusz Rybicki, natomiast Krystian Nowak był jedynym defensywnym pomocnikiem. Miejsce w podstawowym składzie wydaje się tracić Hachem Abbes, dzisiaj obok Thomas Phibela ponownie na środku obrony pokazał się sprowadzony zimą Dino Gavrić.
Ale nie tylko Mroczkowski musiał rotować. Szkoleniowiec Zagłębia Pavel Hapal musiał zmierzyć się z brakiem motoru napędowego drużyny - Szymona Pawłowskiego. Wiele wskazywało, że rola zastępcy przypadnie Adriano Błądowi, tymczasem 22-latek wszedł na plac gry dopiero w drugiej części. Zamiast nieoczekiwaną szansę dostał David Abwo i trzeba przyznać wykorzystał ją. Z całego Zagłębia to on prezentował się najlepiej. W jedenastce gości próżno było także szukał Pawla Widanowa i Macieja Małkowskiego. Szansę dostał za to Brazylijczyk Elton Lira.
Kibice, którzy sobotnie popołudnia zdecydowali się odwiedzić stadion przy Alei Piłsudskiego, jedyne co zapamiętają to siarczysty, przenikliwy mróz i wspaniały doping prowadzony przez kibiców. Na boisku nie działo się bowiem zupełnie nic wartego uwagi. Śmiało można napisać, że byliśmy świadkami jednego z najgorszych spotkań od momentu startu rundy wiosennej. Z murawy cały czas wiało wielką nudą: dominowała twarda walka w środku pola, czystych akcji ofensywnych było jak na lekarstwo. Obie strony przeważnie raziły niedokładnością, brakiem pomysłu i ostatniego podania. Gdy jeden starał się coś wykreować, reszta bezczynnie się przyglądała.
Nieliczne wyjątki zdarzały się po stałych fragmentach, albo błędach obrońców. W 11. minucie David Abwo łatwo ograł Macieja Płotkę w polu karnym i już chciał rozpocząć rajd w kierunku bramki, gdy w porę w sytuacji zorientował się Maciej Krakowiak i wybił na rzut rożny. Chwilę później, po zagraniu Bartłomieja Pawłowskiego z rzutu wolnego, Mariusz Rybicki przyjął piłkę na 13. metrze, zbiegł do linii końcowej i przelobował Michała Gliwę. Jednak na linii końcowej stał dobrze ustawiony Dorde Cotra i dalekim wybiciem zażegnał niebezpieczeństwo. Próbowano także zagrozić z dystansu, z bardzo mizernym skutkiem - piłka wędrowała - albo z dala od światła bramki, albo do rąk bramkarzy.
Trzy minuty po zmianie stron Zagłębie mogło wyjść na korzystny rezultat. Ostre dośrodkowanie Roberta Jeża z rzutu wolnego przerodziło się w niespodziewany strzał i tylko przytomna interwencja Krakowiaka zapobiegła nieprzyjemności. Obiecujący początek drugiej części był tylko złudzeniem, obraz gry nie uległ kompletnie żadnej zmianie. Widzew popełniał niezliczone straty w środku pola i w ofensywie, przez co nie mógł myśleć o jakimkolwiek zagrożeniu bramki przeciwnika. Próbował też zagrywać w tempo, ale niewiele z tych zagrań docierało do adresatów.
Widząc co się dzieje trener Radosław Mroczkowski zdecydował się na zmiany... równie zaskakujące co podstawowa jedenastka. Za kolejny już raz zawodzącego Alexa Bruno wszedł Veljko Batrović, dla którego był to pierwszy występ w tym sezonie. Dwie minuty po wejściu na murawę posłał świetną wrzutkę na 5. metr do Mariusza Stępińskiego. 17-letni napastnik miał dużo czasu, by czysto uderzyć. Wyszło przeciwnie- futbolówka skozłowała od murawy i wylądowała w rękawicach Gliwy. Oczekiwanego ożywienia nie wnieśli także później Marcin Kaczmarek i Patryk Stępiński. Ten ostatni debiutował dzisiaj w Ekstraklasie.
W drugiej połowie Zagłębie podobnie zresztą jak w pierwszej częściej operowało futbolówką, jednak nie potrafiło znaleźć recepty na świetnie zorganizowane szeregi ofensywny przeciwnika, gdzie prym wiedli zwłaszcza Dino Gavrić i Thomas Phibel. W żadnym z dotychczasowych występów w rundzie wiosennej, Zagłębie nie miało tak niewielu okazji.
Wokół mecz Widzew Łódź - Zagłębie Lubin: