W Łęcznej dali sobie po razie. Dwa słupki Lechii, gol i czerwona kartka Mraza
Nie bez przyczyny Górnik Łęczna i Lechia Gdańsk sąsiadują ze sobą w tabeli. W ich bezpośrednim meczu, które otworzyło 14 kolejkę T-Mobile Ekstraklasy, padł remis 1:1 (1:0).
Górnik w pierwszych minutach dał się Lechii wyszumieć. Pozwolił jej poczuć piłkę, a potem zabrał i pokazał do czego tak naprawdę służy. Na prowadzenie łęcznianie wyszli po 23 minutach gry. Gol padł w dość zadziwiających okolicznościach. Patrik Mraz podszedł do rzutu wolnego i choć próbował bardziej wrzucić niż strzelić, to on został wpisany do protokołu meczowego jako strzelec. Jego mocnego dośrodkowania nikt bowiem nie przeciął. A że kopnął na tyle mocno i celnie, to bezpośrednio trafił do siatki.
Lechia, schodząc do szatni na przerwę, mogła pluć sobie w brodę, że na początku spotkania nie wykorzystała żadnej z dwóch klarownych akcji. Szczególnie zawiedziony musiał być Piotr Grzelczak, którego główka zatrzymała się na prawym słupku. „Grzelu” w trakcie przerwy zapowiedział jednak przed telewizyjnymi kamerami, że z kolegami zrobią wszystko, by odwrócić wynik. I słowa dotrzymał. Lechia sześć minut po wznowieniu wyrównała dzięki indywidualnej akcji Antonio Colaka. Chorwat minął dwóch rywali, po czym uderzył w długi róg. To jego piąta bramka w sezonie.
Gdańszczan gol na 1:1 ożywił. Zeszło z nich ciśnienie, które wcześniej uciskało gardła. Na luzie i z wiarą ruszyli więc po kolejny łup. Bardzo chcieli trafić po raz drugi. Energia rozpierała zwłaszcza Colaka, ale to wprowadzony Bruno Nazario miał najlepszą okazję. W 67. minucie z okolicy pola karnego kopnął w słupek.
Gospodarze, którzy zgaśli po zmianie stron, ostatnie dziesięć minut grali w dziesiątkę. Czerwoną kartkę otrzymał bowiem Mraz za brzydki wślizg w nogi Macieja Makuszewskiego. Sama końcówka była emocjonująca, ale nikt nie wyprowadził decydującego ciosu. Remis nie krzywdzi ani jednych, ani drugich. Po takich meczach zwykło się mówić, że punkt „trzeba uszanować”.