W Lechii Gdańsk wściekłość po kompromitacji sędziego Sebastiana Krasnego. Dominik Piła: Czuję się okradziony i nie mogę się z tym pogodzić
Lechia Gdańsk ma prawo czuć się oszukana po przegranym meczu ze Stalą Mielec 1:2. Biało-Zieloni byli w tym meczu słabszym zespołem, ale przy lepszych i prawidłowych decyzjach sędziego Sebastiana Krasnego mogli wrócić przynajmniej z jednym punktem. Gdańszczanie mieli do arbitra pretensje o dwie sytuacje.
Biednemu wiatr wieje w oczy. Lechia wciąż nie płaci piłkarzom i trenerom, a zostały już tylko dni na uregulowanie dwóch pensji, aby uniknąć problemów przed Komisją ds. Licencji Klubowych PZPN. Do tego w drugiej połowie meczu ze Stalą Mielec gra kompromitująco słabo, przegrywa i ląduje w strefie spadkowej.
[polecany]26821837[/polecany]
Rękę do tej porażki przyłożył sędzia Sebastian Krasy z Krakowa. Decyzja o anulowaniu gola dla Lechii była przynajmniej kontrowersyjna. Ten arbiter widocznie nie przepada za Lechią, bo w poprzednim sezonie sędziował mecz w Sosnowcu z Zagłębiem (2:5) i wówczas pokazał czerwone kartki Iwanowi Żelizce oraz Tomaszowi Neugebauerowi, choć zwłaszcza do tej pierwszej można było mieć duże zastrzeżenia.
Krasny w Mielcu dał pokaz nieudolności w 3 minucie spotkania. Bohdan Wjunnyk wyrwał się Mateuszowi Matrasowi, podał do Maksyma Chłania, który wpakował piłkę do siatki. Sędzia uznał gola, a kiedy dał znać do rozpoczęcia gry od środka i Biało-Zieloni wymienili pierwsze podanie, to przerwał grę, aby zobaczyć tę sytuację poinformowany przez Pawła Pskita, arbitra VAR. Gol został anulowany i trudno zrozumieć dwie rzeczy. Po pierwsze faul Wjunnyka był raczej wątpliwy. Po drugie, jak sędzia wznowi grę, to protokół VAR uniemożliwia mu zmianę decyzji. Sebastian Krasy pokazał zatem, jak nie należy sędziować meczów w PKO Ekstraklasie.
- Wracamy źli, rozgoryczeni i bez choćby jednego punktu. Pierwszy raz wypowiem się na temat pracy sędziów, bo czujemy się skrzywdzeni. Mamy w głowach naprawdę dużo znaków zapytania. Co się stało w momencie, gdy sędzia zauważył faul na Wjunnyku, kiedy strzelamy gola. W mojej ocenie prawidłowego, według sędziego technicznego również. Ale według sędziego głównego i VAR-u nie. Mówiłem do sędziego technicznego, że przecież gra została rozpoczęta od środka. Nie było żadnej reakcji, on sam nie wiedział, co się stało. Jesteśmy zdenerwowani, rozżaleni. Biednemu wiatr w oczy. Przyjmujemy to, ale bez przesady. Muszą być jakieś granice. Szkoda, że cała ekipa arbitrów nie widzi teraz naszych zawodników, bo to nie jest miły widok – powiedział po meczu Szymon Grabowski, trener Lechii.
Lechia miała też duże pretensje do sędziego o uznanie gola wyrównującego strzelonego przez Piotra Wlazłę, który wcześniej odepchnął Piłę. Tutaj VAR nie interweniował.
- Wlazło pcha Piłę, on się wywraca i tracimy bramkę. Gdzie był wtedy VAR i sędziowie? Nie rozumiemy tych decyzji. Życie kolejny raz nas doświadcza, ale wrócimy silniejsi. Większość sytuacji wybroniliśmy. Zapracowaliśmy na to szczęście, a finalnie okazało się, że ktoś nam to wszystko zabrał – dodał trener Grabowski.
[polecany]26840727[/polecany]
Do całej sytuacji odniósł się też Dominik Piła, strzelec gola dla Lechii. To jednak nie dało drużynie punktów.
- Ja się czuję trochę okradziony. Widziałem jak sędzia sprawdzał sytuację z golem dla nas i tam, było lekkie trzymanie za koszulkę. Na pewno jest kontrowersja. Później jak oni strzelają na 1:1, to Wlazło mnie odpycha jeszcze mocniej niż w naszej sytuacji i sędzia tego nie gwiżdże. Dla mnie to jest niezrozumiałe. Nie mogę się z tym pogodzić. Sędzia to widział, bo patrzeliśmy sobie w oczy, jak leżałem na boisku. Widział dokładnie tę sytuację, a jednak puścił grę – powiedział Piła.
CZYTAJ TAKŻE: Oto najdrożsi piłkarze Lechii Gdańsk. Kto jest aktualnie liderem rankingu? TOP 23
Lechia przegrała ten mecz zasłużenie, bo to rywale mieli zdecydowanie więcej strzałów i sytuacji, ale decyzje sędziowskie miały wpływ na końcowy wynik spotkania.
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź "Dziennik Bałtycki" codziennie. Obserwuj dziennikbaltycki.pl!;nf