Wymieniamy grzechy Sebastiana Mili: Legia mistrz, „Kapitan Valencia” i problemy z hazardem
Byłemu kapitanowi Śląska nie można odmówić dużego wkładu w sukcesy sportowe, ale i również kilku wpadek medialnych, które mocno wpłynęły na obecne spojrzenie wrocławskich kibiców na Sebastiana Milę.
fot. Paweł Relikowski / Polskapresse
Słynne już określenie "Kapitan Valencia", publiczne ujawnianie problemów z hazardem czy deklaracje na temat innego klubu, że w sumie to powinien być mistrzem. Zdania na jego temat są bardzo podzielone: niektórzy mówią, że powinien dostać wilczy bilet, inni, że jest już żywą legendą klubu. Dzisiaj skupiamy się na negatywach.
Grzech #1: „Kapitan Valencia”
Mecz Śląska Wrocław z Zawiszą Bydgoszcz. Do stolicy dolnego śląska powraca Ryszard Tarasiewicz, jako trener drużyny gości. Otrzymuje pamiątkową tablicę z koszulką ze swoim nazwiskiem, oraz numerem 7, z którym grał we Wrocławskim zespole. Na tablicy znalazła się także dedykacja: "Ryszardowi Tarasiewiczowi, wybitnemu piłkarzowi i legendarnemu trenerowi WKS Śląsk Wrocław, wdzięczni kibice, piłkarze i pracownicy klubu". Tablicę Ryszardowi Tarasiewiczowi wręczyli członek zarządu Śląska Michał Domański oraz kapitan zespołu Sebastian Mila... ubrany w dres Valencii CF. Nie będę kazał wam sobie tego wyobrazić, spójrzcie na filmik poniżej (od 2:17). Dwóch eleganckich panów, wśród nich legenda klubu, którego Sebastian Mila jest kapitanem, a piłkarz... w dresie hiszpańskiego klubu. Stąd przydomek nadany przez kibiców: „Kapitan Valencia”.
Grzech #2: Niech mistrzem będzie Legia!
Hitowa wypowiedź z początku obecnego roku, którą cytował niemal każdy serwis publikujący o naszej lidze. „Jeżeli ktoś ma wygrać ligę, to niech to będzie Legia, bo jest się od kogo uczyć” mówił w wywiadzie dla PAP. Tak, ta sama Legia, którą były kapitan razem z kibicami wesoło wyzywał po zdobyciu mistrzostwa Polski. Sebastian Mila chyba zapomniał, że kibice obu klubów owszem, przyjaźnili się, ale w latach 70 i an początku 80.
Ale zresztą nieważne są w tym momencie sympatie między fanami do klubów. O sile Legii w Europie przekonaliśmy się całkiem niedawno. W następną niedzielę mecz Śląska z Legią, może więc warto się podłożyć, tak... dla dobra polskiej piłki.
Grzech #3: Kibice nas krytykują? Jak oni śmią?
Jest rok 2010, a konkretniej sezon 2009/10. Śląsk Wrocław rozgrywa pozornie nic nie warty mecz z Arką Gdynia, jako ostatni mecz w sezonie. Dla gdynian, którzy przyjechali na Oporowską jest to jednak mecz o życie. Relacji między kibicami obu zespołów wyjaśniać nie trzeba, a nawet można spojrzeć na sprawę szerzej. Sebastian Mila to kibic Lechii Gdańsk, więc tym bardziej powinien wiedzieć co kibice czują do Arki. Na boisku jednak piłkarze Śląska podeszli do meczu jak do sparingu z III-ligowcem, który musieli rozgrywać po 20-kilometrowej przebieżce. Bez żadnych ciekawych akcji czy nawet widocznej chęci ich podjęcia. Z trybun oczywiście natychmiast wylała się fala okrzyków w stronę piłkarzy, żeby zaczęli grać (ok, dużo bardziej brutalnie), ale chyba podziałały, bo Śląsk przegrywając 0:1 do przerwy zdołał odrobić stratę i wygrać 2:1. Ważniejsze jest jednak to, co Mila powiedział po meczu. Mocno pożalił się na kibiców i dodał, że zastanowi się nad pozostaniem we Wrocławiu. Sprawa odbiła się szerokim echem i w późniejszym czasie została przez Sebastiana Milę wyjaśniona, za pośrednictwem jego strony internetowej.
"Schodziliśmy do szatni razem z zawodnikami Arki przy stanie 0:1, gdy nagle kibice Śląska z trybuny za bramką doskoczyli do płotu i zaczęli wyzywać mnie od złodziei i sprzedawczyków. Po chwili obrócił się w moją stronę jeden z piłkarzy Arki i powiedział, że nie wierzy, iż coś takiego ma miejsce, że kibice mojego zespołu wykrzykują takie hasła. Nigdy tego nie zapomnę. Z wywiadu, którego udzieliłem po meczu w ogóle się nie wycofuję, ponieważ zostałem tymi słowami bardzo urażony, czuję się poszkodowany. Na trybunach była obecna cała moja rodzina, w przerwie chcieli mi pomachać, a zamiast tego musieli słyszeć te wszystkie obelgi od naszych kibiców w moją stronę".
Sprawa jest już przedawniona, jednak niektóry fani z pewnością chowają do dzisiaj urazę za to zdarzenie. Czy mają powody? Nie mnie oceniać. Fakt jest jednak taki, że wizerunkowo klub wtedy ucierpiał.
Grzech #4: „Jestem i będę hazardzistą"
To już historia sprzed kilku lat, ale warta przypomnienia. Sześć lat temu w „Fakcie” ukazał się całkiem udany fotomontaż, pod którym pojawił się ogromny tytuł: „Jestem i będę hazardzistą”. W tekście takich słów nie znajdujemy, tylko w tytule, więc może piłkarz wcale tak nie mówi, a jest to tylko nadinterpretacją dość niewinnych wypowiedzi – że czasami lubi sobie zakręcić kołem. Fakt jest jednak taki, że „Fakt” puścił taką informację dalej. To jednak nie koniec publicznych oświadczeń na temat hazardu. Swego czasu Mila opowiadał dla widzów Canalu+ w programie „1 na 1”, że jego „drobną słabostką” jest hazard.
Więcej informacji o Śląsku? Polub nasz fanpage specjalny!