menu

Trzecioligowe Wielkie Derby Śląska dla Górnika Zabrze [RELACJA]

10 kwietnia 2016, 12:31 | Kaja Krasnodębska

W trzecioligowych Wielkich Derbach Śląska Górnik Zabrze pokonał Ruch Chorzów 2:0.

Górnik Zabrze pokonał Ruch 2:0
Górnik Zabrze pokonał Ruch 2:0
fot. Anna Kaczmarz/Dziennik Polski

Wielkie Derby Śląska to z pewnością jedno z ważniejszych wydarzeń piłkarskiego kalendarza w Polsce. Obojętnie jak akurat w lidze radzą sobie Ruch Chorzów oraz Górnik Zabrze, trybuny zawsze zapełniają się do ostatniego krzesełka. Błysk kamer, tony artykułów pojawiających się na wszelakich serwisach. Przepiękne oprawy, głośny doping i przede wszystkim ogromne emocje. Cały ten entourage nie tylko sprawia, że boiskowe wydarzenia smakują jeszcze lepiej. A i piłkarze, niesieni śpiewem fanów, na murawie uwijają się jeszcze mocniej. Wielkie Derby Śląska po prostu trzeba zobaczyć.

Właśnie z takimi wspomnieniami z tegorocznego boju pomiędzy śląskimi drużynami, dotarłam dzisiaj na ulicę Cichą w Chorzowie. Będąc ponad czterdzieści pięć minut przed premierowym gwizdkiem nie zaskoczyły mnie pustki na około. Wraz z upływającym czasem nie pojawiały się jednak tłumy - na główną trybunę co jakiś czas docierały pojedyncze osoby, lecz ze znalezieniem pustego miejsca wciąż nie było kłopotu.

Mimo, że doping nie dopisywał, a strugi deszczu nie zachęcały do walki na murawie, zawodnicy obu zespołów punktualnie w samo południe stanęli do boju. A gra warta była świeczki. Przy małych różnicach punktowych między kolejnymi zespołami oraz sporej ilości miejsc spadkowych, każde oczko w trzeciej lidze opolsko-śląskiej wydaje się być na wagę złota. Rezerwy Górnika zajmując piątą, bezpieczną pozycję, bynajmniej nie mogą czuć się pewnie. Na plecach czują oddech rywali chcących na wszelką cenę utrzymać się w tym sezonie. Taki cel mają właśnie chorzowianie, którzy do upragnionej siódmej pozycji tracą tylko dwa punkty. Nie mogą więc pozwolić sobie na żadne pochopne straty. A z kim lepiej wygrać, jak nie z drugim zespołem Górnika Zabrze?

To nie mogło być jednak proste. Goście bowiem przywieźli ze sobą zawodników o znanych nazwiskach. W bramce stanął Sebastian Przyrowski, a nad grą w polu pieczę stanowił Michał Janota. Bezsprzecznie największą gwiazdą tego spotkania był jednak Turbokozak, Sebastian Steblecki. Na murawie więc pojawiło się trzech piłkarzy o sporym ekstraklasowym doświadczeniu. Podobnych argumentów nie mieli chorzowianie. Pierwszy zespól, podminowany kartkami oraz kontuzjami, stanie dzisiaj wieczorem do boju o grupę mistrzowską, w związku z czym wszystkie ręce na pokład. Waldemar Fornalik nie mógł puścić żadnego ze swoich podopiecznych na mecz z Górnikiem.

Zaczęło się bardzo niepozornie. Piłkarze musieli wszak poznać możliwości swoich przeciwników i zobaczyć na ile mogą sobie dzisiaj pozwolić. Dużo gry w środku pola. Wraz z upływem czasu górnicy zyskiwali jednak przewagę. Coraz częściej zapuszczali się pod bramkę Ruchu Chorzów i siali tam coraz większe spustoszenie. Poprawne interwencje Kamila Lecha długo nie pozwalały im jednak osiągnąć sukcesu. Zmieniło się to dopiero po pół godzinie gry kiedy rzut wolny wykorzystał Sebastian Leszczak. Ten gol jedynie dodał skrzydeł zabrzanom, którzy konsekwentnie przeważali. Prowadzili grę i sprawiali naprawdę sporo kłopotu defensorom rywali. Wciąż jednak było to za mało, aby podwyższyć wynik jeszcze przed przerwą.

Druga połowa to już zdecydowana przewaga gości. Gospodarzy do groźniejszych natarć nie natchnął nawet obserwujący ich z trybun Michał Koj. Coraz odważniej poczynali sobie natomiast piłkarze Górnika. Kamilowi Lechowi nie pozwolili nawet na chwilę wytchnienia. Z dobrej strony pokazywał się Sebastian Steblecki, jednak drugą bramkę dla zabrzan zdobył Sebastian Leszczak. Tym razem bardzo efektownie - z pola karnego uderzył pod samą poprzeczkę. Nic więc dziwnego, że schodząc z murawy żegnany był brawami od zgromadzonych na trybunach znajomych.

Końcowe minuty przyniosły roszady w obu zespołach, lecz nie zmieniły już ani wyniku ani obrazu gry. Goście utrzymywali przewagę, ale i gospodarzom udało się kilka razy wpaść pod bramkę Sebastiana Przyrowski. Golkiper Górnika nie musiał jednak wyciągać piłki z siatki. Po ostatnim gwizdku mógł wraz z kolegami schodzić z murawy z poczuciem dobrze wykonanego zadania.