Trzecie z rzędu zwycięstwo Podbeskidzia. Jaga obudziła się dopiero w końcówce
W pierwszym meczu 32. kolejki Ekstraklasy, Podbeskidzie Bielsko-Biała pokonało Jagiellonię Białystok 2:1. Wszystkie bramki padły w drugiej połowie, w której zdecydowaną przewagę mieli gospodarze. Za sprawą Błażeja Telichowskiego i samobójczego trafienia Giorgi Popchadze "Górale" wyszli na dwubramkowe prowadzenie, a w samej końcówce rozmiary porażki gości zmniejszył Dani Quintana.
Mając w pamięci ostatnie wyczyny Podbeskidzia, piłkarze Jagiellonii od początku meczu ruszyli na "Górali" z impetem. Najgroźniej było po wykonywanych przez Dawida Plizgę stałych fragmentach gry, ale ostatecznie skończyło się tylko na strachu dla gospodarzy. Przyjezdnym już po kilku minutach zabrakło pomysłu na dalsze szturmowanie bramki Richarda Zajaca i od tej pory oglądaliśmy już wyrównane, choć niezbyt ciekawe spotkanie.
Obu drużynom brakowało przede wszystkim dokładności - składnych akcji było jak na lekarstwo, a gdy już piłka znajdowała się pod jedną z bramek, to najczęściej za sprawą stałych fragmentów gry. Najgroźniejszą okazję do objęcia prowadzenia stworzyli sobie goście - w 36. minucie Adam Dźwigała uderzał piłkę głową, ale bielszczan uratował Anton Sloboda, wybijając piłkę z linii bramkowej. "Górale" zdołali odpowiedzieć w samej końcówce pierwszej połowy, gdy główkę Bartłomieja Koniecznego bez problemów wyłapał Krzysztof Baran.
W tej rundzie już niemal stało się tradycją, że Podbeskidzie na własnym boisku znacznie lepiej prezentuje się w drugich połowach. Nie inaczej było tym razem - podopieczni Leszka Ojrzyńskiego wyszli z szatni naładowani dodatkową energią i od początku rzucili się na białostoczan. Na efekty nie trzeba było długo czekać. W 49. minucie po kolejnym bardzo groźnym wyrzucie z autu Marka Sokołowskiego w polu karnym Jagiellonii doszło do ogromnego zamieszania, w którym najlepiej odnalazł się Błażej Telichowski. Stoper skierował piłkę do bramki, strzelając swojego drugiego gola w tym sezonie.
Zepchnięta do obrony Jagiellonia nie miała żadnego pomysłu na to, w jaki sposób odeprzeć ataki gospodarzy. Tymczasem rozochoceni gospodarze nadali napierali, w czym wydatnie pomagał im wprowadzony w przerwie Piotr Malinowski. Skrzydłowy Podbeskidzia wniósł w szeregi swojej drużyny sporo ożywienia, a w 62. minucie popisał się doskonałym zagraniem w pole karne do wychodzącego na pozycję Sokołowskiego. Doświadczony pomocnik "Górali" wygrał walkę z bramkarzem Jagiellonii i Giorgim Popchadze, a do spółki z tym drugim wepchnął piłkę do siatki.
Podczas gdy piłkarze Michała Probierza wyglądali tak, jak gdyby myślami byli już w długiej drodze powrotnej do domu, Podbeskidzie nie zamierzało ustępować w atakach. Po akcji Franka Adu Kwame w 68. minucie Martin Baran o mało nie skierował piłki do własnej bramki. Bliski szczęścia był chwilę później Tomasz Górkiewicz, ale jego strzał minimalnie minął bramkę Jagiellonii. W tym czasie goście potrafili odpowiedzieć jedynie... uderzeniem w drugie piętro trybun Daniego Quintany.
Niemal do końca meczu bielszczanie byli bliscy strzelenia trzeciej bramki, ale w samej końcówce sami narazili się na nerwy. Po akcji rezerwowego Roberta Savalnieksa i podaniu Filipa Modelskiego z błędu Górkiewicza skorzystał Quintana, który zdobył kontaktową bramkę. W doliczonym czasie gry pod bramką Richarda Zajaca jeszcze kilka razy się zagotowało, ale ostatecznie gospodarze dowieźli zwycięstwo do końca. Do lepszej gry w drugiej połowie "Górali" być może zmobilizował inny "góral", czyli... Tomasz Adamek. Pochodzący z pobliskich Gilowic legendarny bokser pojawił się na trybunach stadionu w Bielsku-Białej i odziany w szalik Podbeskidzia obejrzał czwartą wygraną w piątym kolejnym meczu gospodarzy.