Trener Puszczy: W sobotę w Nowym Sączu ciarki przeszły mi po grzbiecie
Serdecznie przywitany został przez kibiców trener zespołu gości Dariusz Wójtowicz. Sądeccy sympatycy futbolu nie zapomnieli o radości dostarczanej im, gdy ten prowadził grającą wówczas w czołówce I ligi drużynę "biało-czarnych".
Derby Krakowa 2013: kibicom puszczały nerwy. Interweniowała ochrona i policja [ZDJĘCIA]
- To pewnie miłe uczucie, gdy przystępując do meczu na boisku przeciwnika słyszy się skandowanie swojego nazwiska?
Mało powiedziane. Nie jestem człowiekiem łatwo poddającym się wzruszeniom, ale w sobotę ciarki przeszły mi po grzbiecie. Słysząc te owacje pomyślałem sobie, że warto być trenerem. Uwierzyłem po prostu w sens wykonywanej przeze mnie pracy.
Po meczu humor Panu nadal dopisywał, mimo że uciekło Panu sześć punktów.
Ile?
Sześć. Sam Pan przecież mówił, że spotkanie toczyć się będzie o taką właśnie stawkę.
A, tak. Gdybyśmy dowieźli do końca prowadzenie, zrównalibyśmy się "oczkami" z Sandecją. Szkoda. Czuję niedosyt, ale złego słowa na swych chłopaków nie dam powiedzieć. Zagrali bardzo dobre spotkanie, walczyli do upadłego i gdyby pod koniec zawodów poczynali sobie z większym wyrachowaniem, nasz zysk byłby kompletny. Ale jeśli już musimy gdzieś tracić punkty, to wolę, by tak się działo w potyczkach z Sandecją, niż z innymi rywalami.
Ale pozycji w tabeli ten remis wam nie poprawił.
A co, miałem powiedzieć zawodnikom, żeby ustawili przed bramką autobus? W życiu! Taka taktyka kłóci się z moim pojmowaniem sensu futbolu.
W trakcie meczu wciąż coś "wrzucał" Pan sędziemu technicznemu.
Starałem się zwrócić mu uwagę na pomyłki arbitra głównego. Z wieloma się zgadzał. Ale wie pan co? Najciekawsze, że i kibice sądeccy byli po mojej stronie. Na własne uszy słyszałem, jak krzyczeli do sędziego, że to ja mam rację. To niespotykane, by ludzie trzymali z trenerem rywali ich drużyny.