menu

Trener Mirosław Hajdo: Awans Garbarni Kraków nie wziął się z przypadku

15 czerwca 2018, 17:27 | Jerzy Filipiuk

Rozmowa z trenerem Mirosławem Hajdo, który dokonał niezwykłego wyczynu i wprowadził Garbarnię Kraków do I ligi piłkarskiej.

Trener Garbarni Mirosław Hajdo
Trener Garbarni Mirosław Hajdo
fot. Paweł Zapiór/www.garbarnia.krakow.pl

- Gratuluję awansu do pierwszej ligi. Garbarnia zapewniła go sobie po wygranym dwumeczu barażowym z Pogonią Siedlce. A to rywal uchodził za faworyta.

- Gdy zajęliśmy czwarte miejsce w drugiej lidze mówiło się, że jesteśmy już praktycznie w pierwszej, bo Bytovia miała się wycofać z rozgrywek i baraży nie będzie. Przekonywałem, by o tym nie myśleć, gdyż nie mamy na to wpływu. I nie zastanawiałem się, z kim możemy zagrać. Trzeba było jak najlepiej przygotować się do barażu, potem znaleźć słabsze strony rywala. Po reorganizacji rozgrywek (likwidacji dwóch grup II ligi - red.), drugoligowiec nigdy nie wygrał barażu z pierwszoligowcem. Jesteśmy więc pierwsi, którzy tego dokonali.

- W minionym sezonie Garbarnia przeszła przez kilka faz. W pięciu pierwszych meczach zdobyła zaledwie cztery punkty. Dlaczego?

- Za nami był trudny sezon w trzeciej lidze. Mieliśmy mało czasu, aby dojść do siebie. I dosyć trudny terminarz gier. Zaczęliśmy występy od wyjazdowych porażek z mocnymi kadrowo Radomiakiem i GKS Bełchatów. Dopiero uczyliśmy się tej ligi. Dziś, z perspektywy czasu, można jednak powiedzieć, że nie taki diabeł straszny, jak go malują.

- Pokazała to Garbarnia w siedmiu kolejnych spotkaniach, zdobywając w nich aż 16 punktów. Zaczęła tę serię od wygranej aż 4:1 w Rybniku z ROW-em 1964, skończyła na zwycięstwie w Jastrzębiu 2:1 z niepokonanym wcześniej u siebie GKS-em 1962.

- Zaczęliśmy grać swoje, to co potrafimy. Nie jesteśmy wysokim zespołem, dlatego musieliśmy grać po ziemi. Awansowaliśmy nawet na piąte miejsce.

- I wtedy kibice Garbarni zaczęli nieśmiało wspominać, że może ona walczyć o coś więcej niż tylko o utrzymanie. Ale potem nastąpiła seria dziewięciu gier bez zwycięstwa. Co się stało?

- W kilku meczach mieliśmy przewagę, stwarzaliśmy sytuacje, ale piłka nie chciała wpaść do bramki. Wiosną przegraliśmy u siebie z ROW-em 1:3 i w Koszalinie z Gwardią 1:2. Po tym drugim meczu wracaliśmy do domu na Święta Wielkanocne. Nastroje były średnie, ale złożyliśmy sobie życzenia i powiedzieliśmy, że stać nas na to, aby być dużo wyżej w tabeli.

- I dokonaliście potem niesamowitego wyczynu. Z 15 meczów, łącznie z barażami, wygraliście 11, a pozostałe zremisowaliście. Da się to racjonalnie wytłumaczyć?

- Po tych dwóch wiosennych porażkach niektórzy myśleli, że spadniemy, a dziś nas poklepują, ciesząc się z awansu. Inni skazywali nas na miejsce poniżej pierwszej „dziesiątki”. Przez cały sezon nie mówiliśmy o tym, że marzymy o awansie, bo zawsze liczył się tylko najbliższy mecz. Może i dobrze, bo jak się dużo mówi, to nic to nie daje, a jak skupia na pracy, to przynosi efekty. Piłka ma to do siebie, że jak szybko można wpaść w dołek, tak szybko można z niego wyjść. I tak było z nami. A o tym, że mamy szansę na barażowe miejsce, pomyślałem dopiero po pokonaniu u siebie ŁKS-u Łódź 1:0 (13 maja - red.). To był jeden z naszych najlepszych meczów w minionym sezonie.

- Pokusi się Pan o indywidualne cenzurki, kogoś Pan wyróżni?

- Wyróżniam cały zespół. Nie silę się na indywidualne pochwały. Każdy piłkarz wniósł coś do zespołu, przyczynił do awansu.

- Jednym z atutów drużyny, oprócz oczywiście posiadanych umiejętności i prezentowanej formy, była panująca w niej atmosfera, co często Pan podkreślał.

- Choć wielu ekspertów uważało, że będziemy się bronić przed spadkiem, przed sezonem nie zrobiliśmy rewolucji w składzie, nie sprowadziliśmy zawodników z uznanymi nazwiskami. Uzupełniliśmy tylko braki i to przyniosło owoce. Nowych graczy zawsze dobieramy tak, żeby pasowali do siebie pod względem charakteru, aby tworzyli zgraną, nie tylko na boisku, grupę. I to się nam udaje. Piłkarze lubią się, spędzają ze sobą czas też poza klubem, jeżdżą razem na wakacje. Dzięki temu w zespole jest świetna atmosfera. W innych drużynach, które prowadziłem, nigdy nie było takiej chemii między zawodnikami.

- Zdarzają się jakieś konflikty, nieporozumienia, o co przecież w tak dużej grupie nie jest zbyt trudno?

- Mamy taką zasadę, że jeśli komuś coś leży na sercu, to mówi o tym otwarcie, a nie po kątach. I szybko wyjaśniamy sobie daną sytuację. Gdy ktoś ma pretensje do mnie, rozmawiam z nim. Zdarzyło się, że jakiś czas nie grał na przykład Krzysztof Kalemba. Mówiło się nawet o moim konflikcie z nim. Nie było go. Gdy zdarza się zachowanie nie w porządku, trzeba reagować. Krzysiek gra regularnie, i to bardzo dobrze, jest kapitanem drużyny. U nas nie jest tak, że gracz z podstawowego składu jest traktowany inaczej od tego, który chwilowo jest dziś poza nim. Kary finansowe są, na przykład za spóźnienie się na trening, ale raczej nie ma potrzeby ich stosowania.

- Praktycznie nigdy nie narzekał Pan na zaangażowanie swoich podopiecznych na zaangażowanie w grze, na ich waleczność…

- Ten awans nie wziął się z przypadku. Może udać się wygrać trzy kolejne mecze, ale żeby zaliczyć długą serię bez porażek trzeba oprócz umiejętności pokazać, że chce się wygrywać. Dlatego nie ściągaliśmy bardzo dobrych zawodników, ale takich, którzy zagrają na sto procent swoich możliwości. Cechy wolicjonalne, zaangażowanie - to się u nas bardzo liczy. Mało kto przechodził obok meczu. Nie mamy w zespole gwiazd, ale normalnych, skromnych piłkarzy. Wiele zespołów z dwukrotnie czy trzykrotnie wyższymi od nas budżetami i z gwiazdami w składzie pozostało w drugiej lidze.

- W Garbarni za asa może uchodzić mający za sobą występy w ekstraklasie bramkarz Marcin Cabaj. To zarazem dobry duch zespołu.

- Marcin pod względem mentalnym i profesjonalizmu jest wzorem. Przyszedł do drużyny, której zawodnicy oglądali go wcześniej w telewizji. Nie wywyższa się jednak, potrafił scalić zespół, dobrze się w nim czuje. Umie zmobilizować kolegów, także ochrzanić, ale w takich sposób, żeby się nie czuli urażeni. Także inni starsi zawodnicy - Krzysztof Kalemba, Mateusz Pawłowicz, Karol Kostrubała, Marek Masiuda, Łukasz Pietras czy Tomasz Ogar - dbają o to, by w szatni był porządek i każdy zawodnik wiedział, co ma do zrobienia. Są jakby przedłużeniem ręki trenera.

- Z taką grupą zapewne jest Panu przyjemnie pracować…

- Tak. W drużynie nie ma świętych krów. Wszyscy są w niej traktowani jednakowo. I to oni głównie zapracowali na ten sukces, to oni są bohaterami. Trener na boisko przecież nie wyjdzie.

- Ale to Pan wpadł na pomysł, aby treningi odbywały się już od godziny ósmej rano. Dlaczego?

- Bo lubię wcześnie wstawać. A tak na poważnie... Rano organizm jest najlepiej wypoczęty i piłkarze mogą się przyzwyczaić do ciężkiej pracy. Poza tym zawodnicy często mają do załatwienia na przykład domowe sprawy, dlatego po południu bywają wyeksploatowani. Nie wiem, czy którakolwiek inna drużyna trenuje tak wcześnie jak Garbarnia, ale u nas to daje efekty.

- Prowadzi Pan „Brązowych” aż od września 2014 roku. Tym bardziej więc warto wspomnieć, że długim stażem w roli drugiego trenera - od maja 2015 roku - może się pochwalić też Marcin Sadko.

- Od pewnego czasu jest także kierownikiem drużyny, ma więc bardzo dużo pracy. Ze swoich obowiązków - trenerskich i organizacyjnych - wywiązuje się bardzo dobrze. Zawsze mogę na niego liczyć, bo zna się na tym, co robi. Mogę mu zostawić drużynę, gdyż wiem, że pod moją nieobecność poradzi sobie. Dla mnie jest więcej niż tylko kolegą. Mieszkamy niedaleko siebie w Kryspinowie, dlatego spotkamy się nie tylko w klubie.

- Na awans zapracowali nie tylko zawodnicy, Pan i trener Sadko. Warto więc wspomnieć o pozostałych członkach sztabu garbarzy, o których zwykle w tracie sezonu nikt lub mało kto wspomina, a też zapewne zasługują na pochwały.

- Trenerem przygotowania fizycznego jest Paweł Żychowicz, który pracował ze mną także w poprzednich klubach. Rozstaliśmy się tylko na pewien czas, gdy trafił do Cracovii. Trenerem bramkarzy jest Marcin Chmura, który jednocześnie pracuje w tej samej roli w młodzieżowej reprezentacji Polski kobiet. Radzi sobie w obu tych rolach. Jego obecność w kadrze traktujemy jako nobilitację dla naszego klubu. Gdy go nie było, udanie zastępował go Marcin Cabaj. Fizjoterapeutą jest Mariusz Jewuła, który ma ksywę „Gniotek”, bo śmiejemy się, że masując kogoś gniecie go. Po rundzie spotykamy się razem z rodzinami na grillu, który trwa trzy dni, by odreagować stres. Mówiąc o sztabie, warto także wspomnieć o Mateuszu Ciołkoszu, który wcześniej był kierownikiem drużyny, ale zrezygnował z pełnienia tej funkcji, gdyż nie porozumiał się z klubem. Ale on też ma swój udział w naszych sukcesach.

- Euforia w Garbarni po sensacyjnym awansie była zrozumiała. Życie toczy się jednak szybko. Rozgrywki pierwszej ligi zostaną zainaugurowane już 21 lipca. Jaki jest plan przygotowań do nowego sezonu, już w wyższej klasie?

- Został on już wykonany i raczej nie ulegnie zmianie. Piłkarze mają wznowić treningi 25 czerwca. Mamy rozegrać kilka sparingów, między innymi z GKS-em Jastrzębie, Ruchem Chorzów, Stalą Stalowa Wola i Puszczą Niepołomice. Nie mamy w planie obozu przygotowawczego poza Krakowem. Nie byliśmy na nim także w poprzednich latach. To chyba jest ewenementem na #tym szczeblu rozgrywek i na pewno nie pomaga drużynie.

- Pierwsza liga to już większy stopień futbolowego wtajemniczenia od drugiej. I wymaga też poważniejszych zabiegów organizacyjnych, w tym tych związanych z kadrą zespołu. Kibiców najbardziej interesują, czy i jakie zmiany zajdą u beniaminka pierwszej ligi.

- Bardzo się cieszymy z awansu, ale to już jest historia. Nie ma się co nim zachłystywać, nie ma co wspominać. Teraz trzeba działać, i to pod każdym względem. Musimy mieć zespół, który będzie walczył i zdobywał punkty. Należy go stworzyć na miarę pierwszej ligi. To już nie jest zabawa. Ważne, żeby nikt w klubie nie utwierdził się w przekonaniu, że jeśli czegoś dotychczas nie było, to nie musi być. Wszystko musi być dopięte pod względem organizacyjnym na ostatni guzik. Musi się dużo zmienić.

- Myśli Pan o sprowadzeniu nowych zawodników do drużyny?

- Myśleć mogę, ale nie mogę się o tym wypowiadać, gdyż nie wiem, czy nadal będę trenerem Garbarni. Kontrakt mam podpisany do 30 czerwca. Nie wypada mi więc mówić o ewentualnych zmianach kadrowych. To samo dotyczy zawodników. Z nimi też trzeba rozmawiać. Oby tylko nie przeciągało się to w czasie.

Follow @sportmalopolska

Sportowy24.pl w Małopolsce


Polecamy