menu

Tomaszewski: Wygrana na Wembley byłaby dla Polaków nominacją do Oscara

14 października 2013, 08:52 | Tomasz Dębek/Polska The Times

- Jeśli ktoś wspaniale jeździ samochodem, ale powoduje wypadek ze skutkiem śmiertelnym, zabiera mu się prawo jazdy. Porównanie drastyczne, no ale taka jest piłka. Współczuję Wojtkowiakowi, lecz na jego miejscu sam poprosiłbym o to, żeby trener mnie nie wystawił - mówi Jan Tomaszewski, były bramkarz reprezentacji Polski.

Rugby: Polska pokonała Czechy! Boniek był pod wrażeniem

Wierzył Pan w cud?
Jeden się kiedyś zdarzył na Wembley. To był autentyczny cud. Ale mieliśmy do niego jakieś przesłanki. Wygraliśmy w Chorzowie z Anglikami 2:0. Z Walijczykami 3:0, wyciągnęliśmy wnioski z porażki w Cardiff. Nie ma jednak co ukrywać, że byliśmy drużyną na poziomie Austrii. A trzy tygodnie przed meczem z nami Anglia rozgromiła Austriaków 7:0. Na Wembley graliśmy z jedną z najlepszych drużyn świata. Ale my mieliśmy wspaniałego pana Kazimierza Górskiego, który poukładał klocki na boisku. Każdy, kto chociaż trochę interesował się piłką, mógł wskazać 10, może nawet 11 zawodników, którzy zagrają w wyjściowym składzie naszej reprezentacji. Albo przynajmniej 14, z których zostaną oni wybrani. Rozegraliśmy kilkanaście spotkań praktycznie w tym samym składzie, przebywaliśmy razem na zgrupowaniach, znaliśmy siebie na pamięć. Gdyby zasłonić nam oczy i kazać grać, każdy wiedziałby, gdzie biegają koledzy. A teraz… Gdybym zapytał pana, kogo wystawi Waldemar Fornalik na Anglię, kogo by pan wymienił?

Boruc, Lewandowski, Błaszczykowski, Krychowiak. Myślę, że jeszcze…
No właśnie, myśli pan. Ja też mogę myśleć, ale wyklarowanej jedenastki nie mamy. Piłka nożna polega na tym, że zawodnicy muszą się znać, by dobrze wypadać na boisku. Pan Kazimierz Górski miał do dyspozycji dwóch światowej klasy zawodników - Włodzimierza Lubańskiego i Kazimierza Deynę. Otoczył ich 14-15 bardzo zdolnymi młodymi chłopcami i wkomponowywał ich jako otoczkę dwóch gwiazd. Fornalik ma czterech fantastycznych zawodników. Bramkarza - nie powiem którego, bo zarówno Boruc, jak i Szczęsny grają na najwyższym poziomie - oraz trójkę z Borussii Dortmund. Dookoła nich powinien zbudować drużynę składającą się z młodych, ambitnych chłopaków.

Ale mecz z Ukrainą mógł się chyba podobać?
Mógł, ale to nie jest łyżwiarstwo figurowe, tylko piłka nożna. Kto strzeli jedną bramkę więcej, ten się cieszy. Od początku spotkania było widać, że Ukraińcy nie chcą stracić bramki. Nastawili się na baraże, a jeśliby z nami przegrali, mogło być różnie. Zagrali trzema defensywnymi pomocnikami, aż prosiło się, żeby po przerwie ostrzej zaatakować. Stało się, nie ma już co dywagować, czy gdyby nie nowi zawodnicy w tej drużynie i ich indywidualne błędy, wynik byłby inny.

Wynik jednak był, jaki był, ostatecznie pogrzebaliśmy szansę na awans.
Według mnie zaprzepaściliśmy awans meczem z Ukrainą na Basenie Narodowym. Gdybyśmy wygrali, rywale mieliby dwa punkty po czterech meczach i już by się nie odbudowali. My za to nie zremisowalibyśmy pewnie meczów z Mołdawią na wyjeździe i Czarnogórą u siebie, bylibyśmy w zupełnie innym miejscu. W Charkowie pewnie gralibyśmy z młodzieżowcami. Ale cóż... Dziwiły mnie słowa piłkarzy oraz selekcjonera, którzy mówili, że jest bardzo dobrze. Gdyby marzenia o dwóch cudach się spełniły, wszyscy bilibyśmy brawo. Ale dlaczego trzeba było czekać do końca eliminacji na mecze ostatniej szansy, a w poprzednich wszystko się rozwalało?

Cud się nie zdarzył, bo koszmarny błąd znów popełnił nasz lewy obrońca.
Pospolite ruszenie w postaci powołania trzech nowych zawodników oraz powrotu Marcina Wasilewskiego się nie opłaciło. Straciliśmy bramkę, bo najpierw dał się ograć Mariusz Lewandowski. Tak rutynowany zawodnik nie może przespacerować się "na raz" obok rywala. A Grzegorz Wojtkowiak zrobił coś, czego nie potrafię sobie wytłumaczyć. Jak można źle obliczyć lot piłki, która leci 40 metrów? Rozumiem rykoszet albo jakiś wiaterek, ale tak kardynalny błąd? Nie zapomną mu tego, jak swego czasu Tomaszowi Kuszczakowi wpuszczonego gola ze stu metrów.

Pola manewru na lewej obronie nie mamy jednak dużego.
Dlatego nie wiem, czemu rezygnuje się z zawodnika, który potrafi grać na wszystkich defensywnych pozycjach. Mówię o Kubie Rzeźniczaku. Dla mnie on jest najbardziej wartościowym rezerwowym w całej Europie. Ma doświadczenie jako stoper, boczny obrońca i defensywny pomocnik. Jeśli Wawrzyniak niedawno wyleczył kontuzję, to powinien grać Rzeźniczak. Ale to decyzje Waldka. Tak czy inaczej życzę kadrze, a przede wszystkim Borucowi, żeby spłatała psikusa Anglikom na Wembley.

Na miejscu Fornalika wystawiłby Pan Wojtkowiaka przeciwko Anglikom?
Nie ma takiej możliwości. Jeśli ktoś wspaniale jeździ samochodem, ale powoduje wypadek ze skutkiem śmiertelnym, zabiera mu się prawo jazdy. Porównanie drastyczne, no ale taka jest piłka. Współczuję Wojtkowiakowi, lecz na jego miejscu sam poprosiłbym o to, żeby trener mnie nie wystawił. To jednak moja opinia, nie wiem, jak zareagują trener i zawodnik.

Widzi Pan analogie między wtorkowym spotkaniem z Anglikami, a tym sprzed 40 lat?
Nadchodzący mecz do złudzenia przypomina ten na Wembley w 1973 r. Anglicy muszą go wygrać. Przecież nie uwikłają się w baraże, bo tam bywa różnie. Dla nas stwarza się nieprawdopodobna szansa. Na Wembley zawsze są skierowane oczy futbolowego świata. Jeśli ci młodzi chłopcy pokażą się tam z dobrej strony i urwą punkty Anglikom, będą bohaterami - nie tylko dla Ukraińców, którzy dzięki temu awansują bezpośrednio. To będzie jak nominacja do Oscara.

Stać nas choćby na remis?
Tak, bo nie ma już pompowania balonika, że jeszcze mamy szansę. Komu to było potrzebne? Zawodnicy przekonali się, że trzeba trochę pokory. Kiedy słyszałem, że oni jadą na Ukrainę wygrać... Rooney mówi o nas z szacunkiem, tak samo jak trener Ukraińców. A nasi jadą wygrać. Gdybym był na miejscu selekcjonera rywali, przetłumaczyłbym piłkarzom te wywiady, to by była najlepsza motywacja.

Artur Boruc na łamach angielskich mediów mówi, że chciałby powtórzyć Pana wyczyn sprzed 40 lat.
Z całego serca mu tego życzę. To byłoby coś fantastycznego. Tylko że sam Artur tego nie zrobi. Powstrzyma Anglików, wyłącznie jeśli będzie miał sto procent idealnych interwencji. Nie ma co liczyć na kolegów z obrony. Jeśli Arturowi coś się nie uda, będzie 0:1.

Pan na Wembley mógł liczyć na wsparcie obrońców.
Myśmy grali w bramce w pięciu. Popełniłem masę błędów, ale koledzy wybijali piłkę z linii. Musieli tam być, bo pan Kazimierz im tak kazał. Kiedy ja wychodziłem na przedpole walczyć z Anglikami, oni asekurowali mnie w bramce. Nie czarujmy się, rywale byli wtedy zdecydowanie lepsi i powinni wygrać. To był właśnie cud, od którego zaczęliśmy rozmowę. Teraz nie ma do niego żadnych przesłanek. Daj Boże, żeby Boruc zagrał na Wembley lepiej ode mnie, chociaż awansu nam to nie zwróci. Ale obawiam się, że nie będzie tak skuteczny jak ja, bo koledzy go nie zaasekurują.

Ale postawienie na Boruca, a nie Szczęsnego, to dobra decyzja?
Mamy dwóch równorzędnych bramkarzy i selekcjoner mógł się skłonić w jedną lub drugą stronę. Nie rozumiem tylko tego, że wcześniej nie wybrał numeru jeden, tylko pozwalał na rywalizację. Pamięta pan, kto był najlepszym niemieckim piłkarzem mundialu 2002?

Oliver Kahn.
Właśnie. A przyszedł Jürgen Klinsmann i powiedział: Stawiam na Jensa Lehmanna. Jeśli Kahn chce być powoływanym jako rezerwowy, proszę bardzo. Nie? Do widzenia. Tak powinno być w każdej kadrze. Bramkarz powinien zgrywać się z kolegami. A my od czterech lat mamy rywalizację. Do jasnej cholery, na zgrupowanie nie przyjeżdża się, żeby rywalizować o miejsce w bramce, tylko żeby grać. Proszę mi uwierzyć, bramkarze często przeżywają mecze w nocy, podczas snu. Myślą o tym, jak strzela ten Ukrainiec, Anglik czy Czarnogórzec. Też tak miałem przed Wembley i udało się wybronić kilka strzałów. Gdybym, zamiast spokojnie skupić się na nadchodzącym meczu, musiał martwić się o to, czy zagram ja, czy ktoś inny, myślami byłbym gdzieś indziej. Selekcjoner dostaje pieniądze za to, żeby wskazać numer jeden i dwa. To jego decyzja i nie ma dyskusji. Żonglowanie zawodnikami na tej pozycji kończy się takimi wpadkami jak ta Kuszczaka z Kolumbią. Bramkarz, jak matka, jest tylko jeden.

Mimo wszystko obsada bramki to chyba nasz najmniejszy problem. Obrona dziurawa, pomoc nie zachwyca, Lewandowski nie strzela…
Tak, tylko że "Lewy" wie, jak grają jego koledzy w Borussii. Mają tam wypracowany swój styl gry. Götze nie grał w finale Ligi Mistrzów. Zamiast niego wszedł słabszy zawodnik, ale spełniał tę samą rolę, gra się nie zmieniła. A w kadrze? Nie wymagajmy od niego, że będzie strzelał jak na zawołanie, kiedy gra pierwszy raz z Zielińskim, Klichem, Obraniakiem, Majewskim itd. Przy takiej rotacji nie zagra z nimi na pamięć.

Widzi Pan jakieś plusy kadencji Waldemara Fornalika?
Jeden, który niestety zamienił się w minus. Szukał. Zupełnie niepotrzebnie rozegrał pierwszy mecz składem Smudy. Po co? Przecież to był wrak, zgliszcza. Cały świat widział naszą kompromitację na Euro. Jeśli zajmuje się ostatnie miejsce w najsłabszej grupie, trzeba natychmiast podziękować większości zawodników. Zostawić najlepszych, budować wokół nich. Waldek niepotrzebnie stracił mecz z Estonią, próbując reanimować kościotrupa.

Później zaczęło jakoś to wyglądać. Na Czarnogórze było do przyjęcia. Kulminacyjny był mecz z Anglią, selekcjoner trafił z doborem zawodników i motywacją. Wszyscy byliśmy zadowoleni. Po raz pierwszy Anglicy byli gorsi od nas. Później Waldek popełnił jednak ogromny błąd. Przed spotkaniem z Ukrainą graliśmy sparingi z Urugwajem i Irlandią. Wiadomo było, że z powodu kartek przeciwko Ukraińcom nie zagra Polanski. Z Urugwajem Waldek powinien więc wypróbować dwóch defensywnych pomocników. Ten, który lepiej zaprezentuje się w parze z Krychowiakiem, powinien grać z Ukrainą. Proste. Trzeba było go powołać, ale powiedzieć: "Stary, posiedzisz na ławce, bo szukamy twojego dublera". A Waldek wystawia go w pierwszym składzie.

Może chciał wygrać?
Ale mnie guzik interesuje wynik sparingu z Urugwajem. Nawet gdybyśmy wygrali z czwartą drużyną świata, to przecież nie zajmiemy wtedy ich miejsca. Tak czy inaczej przychodzi arcyważny mecz z Ukrainą i trener robi sześć zmian w stosunku do dobrego przecież spotkania z Anglikami. Nie rozumiem tego. O ile powrót kapitana Kuby Błaszczykowskiego po kontuzji oraz absencja Polanskiego są oczywiste, to jak wytłumaczyć resztę? Lewy obrońca, lewy pomocnik - Wszołek kapitalnie zagrał z Anglią - w miarę ułożony Obraniak, który asystował przy golu Glika… Na jakiej podstawie ich się zmienia?

Pewnym usprawiedliwieniem jest to, że np. Wszołek wiosną grał słabo.
Obrona jest dobra wtedy, kiedy mamy wynik. A wynik z Ukrainą był kompromitujący. Wszołek może i nie miał znakomitej wiosny, ale przecież nie zapomniał, jak gra się w piłkę. W meczu z Anglią, kiedy na lewej stronie grali Wawrzyniak i Wszołek, było bardzo dobrze. Kto grał z Ukrainą?

Boenisch i Rybus.
Akcje, po których straciliśmy dwie bramki w siedem minut, poszły lewą stroną. Więc o czym rozmawiamy? Pan Kazimierz Górski mawiał, że piłkarz może grać słabo, ale jeśli ma umiejętności, to on i tak go powoła. Wtedy ma kilka dni na przygotowanie takiego zawodnika - jeśli to nie pomoże, wtedy trudno, zagra ktoś inny. W takim razie na jakiej zasadzie pominięto przy powołaniach rewelację meczu z Anglią Wszołka? Gdzie tu sens, gdzie logika?

Po porażce z Ukraińcami stracił Pan nadzieję na awans.
Tak. Doszedł jeszcze remis z Mołdawią i to był dla nas koniec eliminacji. Apelowałem, żeby w takiej sytuacji tworzyć zespół na Euro 2016. Bez względu na wyniki powinniśmy dać szanse młodym i grać w tym samym składzie. Waldek zaczął tworzyć ten zespół. Moim zdaniem w drugiej połowie meczu z Danią widzieliśmy obiecujący szkielet drużyny. Dziewięciu, dziesięciu zawodników, do których trzeba było jeszcze dobrać pięciu, sześciu. Zremisowaliśmy z Czarnogórą, trudno. Grała nowa drużyna, jeszcze nie wszystko się zazębiło. Przychodzą jednak mecze z Ukrainą i Anglią, a powołania dostaje czterech piłkarzy, którzy w tej kadrze nie grali wcale lub od dawna. Jak by pan to odebrał, gdyby był pan w czternastce, o której mówiłem?

Pomyślałbym, że trener mi nie ufa…
Właśnie. Po co robić takie rzeczy? Opinia publiczna, dziennikarze, wszyscy się dziwią. Robi się zamieszanie. Gdyby z Ukrainą i Anglią zagrali ci chłopcy co z Danią, to nawet przy dwóch porażkach byliby zwycięzcami. Poznaliby się lepiej, zgrali. Dołożyć do tego osiem-dziesięć meczów towarzyskich w tym samym składzie i mielibyśmy kadrę na eliminacje Euro 2016.

Marcin Wasilewski i Mariusz Lewandowski mieli wnieść do kadry doświadczenie.
Ale po co? Eliminacje i tak były przegrane. Zmiany wprowadziły tylko zamieszanie. Każdy z piłkarzy, w miejsce których powołania dostało czterech nowych, miał przecież kolegów. Bez względu na wyniki na Ukrainie i w Anglii powołanie wspomnianej czwórki na pewno wpłynęło źle na zespół. Waldek sam strzelił sobie w kolano. Poza tym można było marzyć o awansie, ale celem głównym powinny być eliminacje do kolejnych mistrzostw. A tam już nie zagra Wasilewski czy Mariusz Lewandowski, bo ich czas minął.

Awans na Euro 2016 nie będzie łatwy, zwłaszcza jeśli trafimy do czwartego koszyka…
Tak, ale musimy coś zrobić, żeby wyjść na grupowych rywali ze strzelbą, a nie straszakiem. Bronią będzie szesnastka, która rozumie się jak łyse konie. Miniaturkę czegoś takiego stworzył w Legii Jan Urban. Podoba mi się, że zbudował grupę kilkunastu piłkarzy i obojętnie, czy gra ten czy inny, styl gry jest mniej więcej ten sam.

W meczu z Apollonem tego stylu nie zauważyłem.
Tak, ponieważ jest jedna rzecz, która bardzo mi się nie podoba - kontuzje. Ich liczba jest przerażająca, coś się tam dzieje. Nie chcę nikogo oskarżać, nie jestem w klubie na co dzień i nie widzę, co się dzieje. Ale żeby mieć tyle kontuzji z niczego? Dziwne.

Przy okazji Legii, gra tam wielu młodych zawodników. Jest Pan za tym, żeby kształtowali się piłkarsko w kraju, czy jak najszybciej wyjeżdżali do zagranicznych klubów?
Ktoś może się na mnie obrazić, ale biorę pełną odpowiedzialność za te słowa: w Polsce nie ma trenerów. Wyjazd za granicę to jedyna droga. Wciąż marnujemy talenty, chłopców, którzy zdobywają tytuły w piłce młodzieżowej. Skupiamy się na tych sukcesach. Ale mnie obchodzi to, ilu z tych chłopaków zagra w dorosłej kadrze, a nie ich medale w mistrzostwach U-16 czy U-17. Trzeba skończyć z tym socjalistycznym systemem. Przygotowanie zawodnika do gry seniorskiej jest najważniejsze. Bardzo cieszę się, że chłopcy tacy jak Milik czy Pawłowski wyjeżdżają. Tam dostaną w d... tak mocno, że będą się mogli stać świetnymi piłkarzami. W kraju by się zmanierowali, stracili czas. Podobnie jak mistrzowie Europy U-18 z 2001 roku. Gdzie teraz grają? Śląsk, Korona, niektórzy w niższych ligach. A rywale, których wówczas ograli - w największych klubach Europy.

Wróćmy do pierwszej kadry. Po meczu z Anglią pewnie pożegnamy się z trenerem Fornalikiem. Co dalej?
Od jakiegoś czasu sugeruję prezesowi Bońkowi wprowadzenie systemu koreańskiego. Obstawić dobrego zagranicznego trenera polskimi asystentami, a on to ułoży profesjonalnie. Tak jak było z Koreą Południową przed mundialem 2002. Probierz, Urban, Skorża, Wdowczyk - zamiast od razu wsadzać ich na minę, niech jeden z nich zostanie asystentem tego, powiedzmy, Niemca. Ta szkoła piłkarska jest nam chyba najbliższa, więc czemu stawiać na Hiszpana czy Portugalczyka? A polski asystent niech sobie przy okazji pracuje w klubie.

A jeśli będzie powoływał swoich zawodników, żeby ich wypromować?
Niech promuje, od tego będzie pierwszy selekcjoner, żeby podejmować ostateczne decyzje. A kiedy zagraniczny trener poukłada te klocki i wypracuje styl, będziemy szukać dublerów Lewandowskiego czy Błaszczykowskiego. W dzisiejszym futbolu każdy zawodnik ma przypisaną pozycję, a nie - jak Błaszczykowski w kadrze - jest rzucany z lewej na prawą stronę. Ważne jest to, żeby kontynuować metody tego zagranicznego trenera, gdy odejdzie. Po Klinsmannie reprezentację Niemiec objął jego asystent Joachim Löw. Założę się, że jeśli Löw z jakichś powodów odejdzie, zastąpi go jego asystent. Czy to takie trudne?

Chodzą jednak słuchy, że Zbigniew Boniek jako następcę Fornalika widzi Polaka.
Selekcjoner musi mieć autorytet. Proszę mi pokazać polskiego trenera, który go ma.

Orest Lenczyk.
Umówmy się, to opcja awaryjna. A młodzi szkoleniowcy autorytetu wśród kadrowiczów by nie mieli. Więc trzeba go jakoś wytworzyć. Poprzez trenera niemieckiego czy holenderskiego, po którym pałeczkę przejąłby właśnie Probierz, Skorża czy Wdowczyk. Mówi się, że mamy dobrych trenerów, ale wyniki osiągają tylko, grając we własnym sosie. Konfrontacja z piłką międzynarodową kończy się przykro. Nawet dla tak fenomenalnego trenera jak Franciszek Smuda. Piechniczek i Lato wybrali fajnych, pracowitych ludzi z sukcesami w Ruchu, ale to nie miało przełożenia na reprezentację. Podobnie może się skończyć z Nawałką czy innym kandydatem. Niech nabierają doświadczenia przy większym nazwisku, żeby później samodzielnie poprowadzić kadrę.

W kontekście następcy Fornalika najczęściej mówi się chyba o Dariuszu Wdowczyku.
Jeśli nastąpi zmiana selekcjonera, to niech ten Wdowczyk współpracuje z zagranicznym trenerem do Euro 2016. Najważniejsze, żeby go nie spalić, nie wylać dziecka z kąpielą. Jego czy innego trenera. Chciałbym, żeby oprócz schematów czysto piłkarskich stworzono schemat szkoleniowy. Kontynuację pracy, żeby nie szła na marne. Na całym świecie tak jest.

Gdyby selekcjonerem został jednak Wdowczyk, nie przeszkadzałaby Panu jego korupcyjna przeszłość?
Byłem pierwszym, który udzielił Darkowi poręczenia. Wiem, że to jeden z niewielu ludzi, którzy ponieśli karę za swoje czyny. Reszta gra i trenuje. Bardzo cieszę się, widząc, co robi z Pogonią. Boję się tylko, żeby nie został selekcjonerem zbyt wcześnie. Jestem jak najbardziej za nim, to chyba największa wschodząca gwiazda wśród polskich trenerów. Ale nie spieprzmy tego, umiejętnie go poprowadźmy.

Wróćmy na koniec do meczu na Wembley. Jak Kazimierz Górski przygotowywał was do tak ważnego spotkania? Media nie dawały nam szans, podobnie jak teraz.
Pan Kazimierz zrobił fenomenalną rzecz. Wiedział, że większość z nas po raz pierwszy zagra na zadaszonym stadionie. Kiedyś to była rzadkość, nie to co teraz. Kiedy Anglicy mieli piłkę, kibice podnosili taki tumult, że nie słyszeliśmy własnych myśli. A co dopiero jakichś wskazówek od kolegów. Nauczył więc nas rozumienia się przez gesty. Graliśmy praktycznie na pamięć, rozumieliśmy się bez słów. Poza tym nigdy nie żądał od swoich zawodników czegoś, czego nie potrafili. Jeśli w klubie wyrzucałem piłkę prawą ręką, miałem to doskonalić, a nie próbować lewą. Podobnie z zawodnikami, którzy - jak się mówi - lewej nogi używali tylko do wsiadania do tramwaju. Wszystko, co robiliśmy w klubie najlepszego, było udoskonalane na potrzeby reprezentacji. Kazio Deyna nie musiał grać w obronie, bo źle by się to skończyło. Był genialny w ataku, więc z tyłu zapieprzali za niego Ćmikiewicz i Maszczyk. Role były podzielone. Teraz marnuje się umiejętności piłkarzy, żądając od nich gry na innych pozycjach niż w klubach. To sabotaż. Deyna też mógł grać jako stoper, tylko po co?

Polska The Times


Polecamy