menu

Tomasz Salski: Bukmacherzy się nie mylą, wygramy derby

14 października 2016, 17:00 | Paweł Hochstim

- Ten mecz emocjonalnie jest ważniejszy, ale jednak jest tylko o trzy punkty. Awans rozstrzygnie się wiosną - mówi prezes ŁKS Tomasz Salski


fot. Krzysztof Szymczak

Parę lat od tych ostatnich derbów minęło, zresztą ostatnie były w ekstraklasie. Pan się cieszy, że są trzecioligowe derby w Łodzi?

Wydaje mi się, że jeśli chodzi o poziom rozgrywek to nie ma się z czego cieszyć i trzeba sobie to jasno powiedzieć. Łódź zasługuje na to, by mieć piłkę na najwyższym poziomie w Polsce.

Przykre jest też to, że ŁKS ma nowy stadion, a nie może na niego zaprosić kibiców gości.

To jest sytuacja, która nas zaskoczyła. Składając dokumenty do organizacji imprez masowych byliśmy przygotowani, że to, że sytuacja będzie identyczna, jak w poprzednim sezonie, czyli cały jeden sektor będzie udostępniony dla zorganizowanych grup kibiców gości. Podkreślam, że nie jest to tylko kwestia kibiców Widzewa, bo kibice każdej drużyny, która z nami gra przy al. Unii, jako zorganizowana grupa nie mogą wejść na stadion.

To co się zmieniło oprócz tego, że doszedł do grupy rywali Widzew?

Z mojej strony, czyli osoby, która na mocy umowy z MAKiS korzysta z tego stadionu nic się nie zmieniło. Tym większe było nasze zaskoczenie.

Nie obawia się Pan, że na kolejnym nowym stadionie wiosną też zabraknie kibiców gości?

Wydaje mi się, że takiej sytuacji nie będzie, bo nie wyobrażam sobie, że stadion, który w trakcie budowy i na etapie projektowania był konsultowany ze wszystkimi służbami, które później wydają opinie do pozwolenia na organizację imprez masowych, mógłby później dostać negatywne opinie. Po prostu nie wyobrażam sobie takiej sytuacji. Trzeba pamiętać też, że Polski Związek Piłki Nożnej ma odpowiednią komórkę, która akceptuje te projekty, również pod względem bezpieczeństwa.

Dla Pana to pierwsze derby w roli prezesa klubu, ale w życiu pewnie było ich znacznie więcej?

Tak, pewnie, kilka meczów derbowych oglądałem, i tych na ŁKS, i tych na Widzewie. Najbardziej zapadł mi w pamięci mecz bodajże w 1997 roku, gdy wygraliśmy na Widzewie 1:0, a ja jako jedyny w okolicy na trybunie wyskoczyłem do góry po golu Marcina Danielewicza.

Było groźnie?

Oprócz zdziwienia nie wywołałem żadnych innych nastrojów.

Czuć w klubie, że zbliża się wyjątkowy mecz, tak dla was, jak i drużyny?

Oczywiście, już w tamtym tygodniu rada drużyny prosiła mnie o spotkanie. Zawsze jestem otwarty na wszystkie spotkania z piłkarzami, ale wyprzedziłem ich tok rozumowania, bo domyśliłem się, że chcą zapytać, czy grają o jakąś specjalną premię. Usłyszeli, że specjalna premia jest, ale na koniec, w czerwcu. Dla mnie ten mecz, oczywiście emocjonalnie ważniejszy, sam czuję to po sobie, ale jednak tylko za trzy punkty, jak każdy z 34, które musimy w tym sezonie stoczyć.

W tej chwili macie pięć punktów przewagi i jeden mecz rozegrany więcej. Jeśli ŁKS wygra, to przewagę znacząco powiększy, jeśli przegra, to ją właściwie straci.

Tak, ale sądzę, że jednak wiosna będzie decydująca. To jest jedna z bitew, ale ta liga jest naprawdę wyrównana, a na wiosnę będzie to jeszcze bardziej widoczne. To nie banał, dziś naprawdę każdy z każdym może pogubić punkty. Jest ŁKS, jest Widzew, są Finishparkiet, Lechia, Legia, Jagiellonia, również Łomża, która u siebie nie przegrała meczu i straciła bardzo mało bramek. W wielu miejscach można zgubić punkty, a ja sądzę, że wiosną wszystkie te drużyny będą jeszcze lepsze.

Czyli na razie spokojnie?

Tak, losy awansu będą rozstrzygane dopiero na wiosnę. I do tego sądzę, że w drugiej części rundy.

Dlaczego uważa Pan, że ŁKS wygra derby?

Bo mamy lepszą drużynę.

A jaki będzie dokładny wynik?

Każde zwycięstwo przyjmę z należytym szacunkiem.

Wasz sponsor, firma bukmacherska, uważa ŁKS za faworyta, tak przynajmniej można sądzić po kursach, które ogłosili.

No, a bukmacherzy na zakładach raczej nie tracą, więc trzeba im wierzyć.

Rozmawiał Paweł Hochstim


Polecamy