menu

Thomas Meunier specjalnie dla nas: Zagraliśmy perfekcyjnie. Krychowiak? Nie wytrzymuje konkurencji

15 lutego 2017, 10:17 | Remigiusz Półtorak

Thomas Meunier trochę nieoczekiwanie pojawił się w pierwszym składzie PSG na mecz z Barceloną (4:0), bo wydawało się, że przy ataku Messi - Suarez - Neymar trener może postawić na bardziej zwrotnego Serge'a Auriera. Kolejny znakomity występ Belga, zwieńczony asystą przy golu Cavaniego, pokazał jednak, że można zburzyć hierarchię i zdobyć zaufanie trenera. Dzisiaj Meunier jest powszechnie uznawany za najlepszy strzał transferowy w lecie ubiegłego roku. Po meczu rozmawialiśmy z nim m.in. o Grzegorzu Krychowiaku, który z kolei po przejściu do PSG przeżywa najgorszy okres w karierze.

Thomas Meunier ma z kolegami powody do radości
Thomas Meunier ma z kolegami powody do radości
fot. Twitter/ThomMills

- Thomas, wygrywacie mecz sezonu w wielkim stylu, ale bez Grzegorza Krychowiaka. Co się z nim dzieje, dlaczego nie jest powoływany przez trenera?
- Powód jest jeden - konkurencja w drużynie stała się tak duża, że trudno mu znaleźć miejsce w składzie. Muszę przyznać, że osobiście trochę mi szkoda, bo bardzo Grzegorza cenię, ale w zespole jest tak wielu zawodników o dużych umiejętnościach, że dla niego brakuje miejsca. Jednego jestem pewny - nie gra nie dlatego, że nagle stracił formę. To efekt ogromnej konkurencji w środku pola.

- Ale na treningach pracuje normalnie, czy jednak widać różnicę na tle pozostałych zawodników?
- Powiedziałbym nawet, że w sytuacji, w jakiej się znalazł, pracuje jeszcze więcej. Od strony zachowania nie można mieć do niego żadnych zastrzeżeń. Wydaje mi się, że bardzo profesjonalnie podchodzi do swoich obowiązków. Często przychodzi na trening jako jeden z pierwszych i wychodzi jako jeden z ostatnich. Problem w tym, że trafił na gorszy okres, a inni też pokazują, że potrafią grać w piłkę. "Krycho" to przyjmuje, w stosunku do całej grupy jest w porządku, choć widać, że chce, aby sytuacja jak najszybciej się zmieniła. A przede wszystkim, żeby trener znowu w niego uwierzył.

- Jednak takie ciągłe pozostawanie poza składem może mieć też konsekwencje mentalne. Nie widać, aby Krychowiak się tym przejmował?
- To na pewno nie jest dla niego łatwa sytuacja. Nie sądzę, aby się z nią pogodził. Każdy z nas chce grać, więc gdy trener odstawia kogoś przed kolejnym meczem, nie pozostaje to bez konsekwencji. Z tego co widzę, Grzegorz wierzy jednak, że niedługo będzie mógł znowu zagrać, nawet jeśli na razie jedyną drogą jest kontuzja innego zawodnika albo zawieszenie za kartki. Ale wie pan, w futbolu wszystko biegnie dzisiaj tak szybko, że niczego bym jeszcze nie wykluczał. Nastawienie jest w każdym razie bez zastrzeżeń.

Więcej o aktualnej sytuacji Krychowiaka w PSG przeczytasz TUTAJ;nf

- Wróćmy do meczu. W szatni wybuchła wielka radość, czy jednak tonowaliście nastroje, bo to dopiero połowa sukcesu w rywalizacji z Barceloną?
- Nie było euforii, raczej satysfakcja z dobrze wykonanego zadania i radość z pierwszego od lat tak wysokiego zwycięstwa w ważnym meczu Ligi Mistrzów. Wypiliśmy też za zdrowie Ediego (Cavaniego - red.) i Angela (Di Marii - red.), którzy obchodzili urodziny. Zjadłem nawet ciasteczko...


Źródło: Press Focus/X-news

- Takiego pogromu nikt się nie spodziewał.
- Sam jestem zszokowany! Przy czwartym golu, kiedy asystowałem Cavaniemu, przebiegłem sam chyba pół boiska. Zastanawiałem się potem, jak to w ogóle było możliwe. Z Barceloną? Ale daliśmy z siebie tak dużo, że wyszedł praktycznie mecz perfekcyjny. Z zaangażowaniem, jakiego w tym sezonie jeszcze nie było. I to w sytuacji, kiedy wielu naszych zawodników nie skończyło jeszcze 25 lat. "Kim" (Kimpembe - red.) wskoczył w ostatniej chwili, ale grał znakomicie, w środku Rabiot i Matuidi byli nie do zatrzymania. Myślę, że to spotkanie przejdzie do historii Ligi Mistrzów.

Prosto z Paryża: Wielki mecz PSG, Barcelona zmiażdżona 4:0;nf

- A co trener powiedział wam w przerwie, kiedy wszystko było jeszcze możliwe, nawet jeśli prowadziliście 2:0?
- Przede wszystkim to, żeby zachować spokój i nie dać sobie strzelić gola. Emery dobrze zna Barcelonę. Wie, że w każdej chwili mogła się obudzić, dlatego mieliśmy być cały czas skoncentrowani. Priorytetem było przynajmniej zachowanie tego wyniku, a gdyby się dało, to podwyższenie go. I udało się. Mieliśmy jednak nie stracić kontroli nad tym, co dzieje się na boisku.

- W takim dniu, gdy niemal wszystko wychodzi, 90 minut szybko zleciało?
- Właśnie nie! Wiele razy patrzyłem na zegar, żeby zobaczyć, ile czasu jeszcze zostało. Być może z boku wyglądało to tak, że byliśmy w ogromnym gazie, ale naprawdę kosztowało nas to dużo wysiłku. Były też momenty, że obawiałem się, czy wytrzymam presję, kiedy Barcelona atakowała. Gdy sędzia gwizdnął po raz ostatni, poczułem ogromną ulgę.

Rozmawiał w Paryżu Remigiusz Półtorak

Follow @sportmalopolska

Sportowy24.pl w Małopolsce