menu

Tevez zapewnił Juve zwycięstwo z Malmoe. Spokojny debiut Marciniaka (ZDJĘCIA)

16 września 2014, 22:38 | Grzegorz Ignatowski

Juventus Turyn bez problemu i zgodnie z planem pokonał szwedzkie Malmoe FF 2:0. Oba gole padły po przerwie, a ich autorem był Argentyńczyk Carlos Tevez. W spotkaniu sędziował debiutujący w Lidze Mistrzów Szymon Marciniak.

Juventus był w tym spotkaniu faworytem i zdobycie trzech punktów było dla turyńczyków obowiązkiem. Ten obowiązek jeszcze przed pierwszym gwizdkiem sędziego, którym był debiutujący w Lidze Mistrzów Szymon Marciniak, okazał się niezwykle trudny, bowiem w składzie włoskiej ekipy zabrakło Arturo Vidala i Andrei Pirlo. Owszem, Massimiliano Allegri ma do dyspozycji innych znakomitych zawodników, ale od początku było widać, że brak dwóch największych gwiazd może się odbić na skuteczności, głównie ze względu na brak dokładnego ostatniego podania.

W pierwszej połowie Juventus tak często gościł pod bramką Malmoe, że na połowie włoskiego zespołu można było oprowadzać wycieczki turystyczne. No dobrze, może raz kamera uchwyciłaby wycieczkowiczów, bowiem w 16. minucie Rosenberg niebezpiecznie szarżował w polu karnym, ale z wyjątkiem tej sytuacji nikt by nie zwrócił uwagi na grupę ludzi z aparatami fotograficznymi, strzelających sobie selfie z Buffonem czy Chiellinim. Akcja toczyła się głównie pod bramką Robina Olsena i aż trudno uwierzyć, że urodzony w Danii golkiper po pierwszej połowie zachował czyste konto.

Początek drugiej połowy zapowiadał się podobnie. Juventus grał dobrze do pola karnego, ale potem stawał się bezsilny. Najlepszym przykładem może być akcja z 51. minuty, w której Tevez znakomitym podaniem uruchomił Lichtsteinera, a ten zamiast strzelać na bramkę zdecydował się podać do Asamoaha, który zupełnie nie spodziewał się takiego rozwiązania. I tak właśnie wyglądała gra Juvetusu, kiedy trzeba było strzelać zawodnicy "Starej Damy" podawali, a kiedy należało podać, strzelali i to głównie z dystansu.

W końcu w 59. minucie obrona Malmoe, która przypominała ustawione rzędem wagony pociągu towarowego, pękła niczym bańka mydlana. Wystarczyły dwa błyskotliwe zagrania, pierwsze Teveza do Asamoaha i drugie Asamoaha do Teveza, po czym ten ostatni bez trudu posłał piłkę do siatki. Kto nie widział tej bramki, koniecznie musi nadrobić zaległości.

W dalszej części meczu Juventus wciąż rządził niepodzielnie. Piłkarze "Starej Damy" zastosowali coś w rodzaju hokejowego zamku, a Szwedzi ograniczali się do wybić na uwolnienie. W tym czasie wycieczka turystyczna mogłaby zjeść kolację z Gianluigim Buffonem, czy obejrzeć z Chiellinim jeden z odcinków serialu "Dr. House". W końcówce ekipa trenera Age Hareide zaczęła w końcu grać nieco odważniej, ale skończyło się to stratą piłki i błyskawiczną kontrą, którą mógł i powinien zakończyć celnym strzałem Llorente. Zgodnie z przysłowiem, które mówi co się odwlecze to nie uciecze, kilka chwil później było 2:0. Turyńczycy po raz kolejny skontrowali coraz odważniejszych Szwedów i Filip Helander musiał ratować swój zespół faulem tuż przed polem karnym. Do piłki ustawionej w okolicy 18 metra podszedł Tevez i po chwili Olsen musiał po raz drugi w tym meczu wyciągać piłkę z siatki. Niedługo po tym prowadzący to spotkanie sędzia Szymon Marciniak zagwizdał po raz ostatni.


Polecamy