Słonie bez formy. Okocimski na remis z Termaliką
Termalica Bruk-Bet Nieciecza zremisowała bezbramkowo z Okocimskim Brzesko w pierwszym sobotnim meczu 13. kolejki I ligi. Niewykorzystane sytuacje Kujawy i Kaczmarka pozbawiły podopiecznych Duszana Radolskiego szansy na pierwsze ligowe zwycięstwo od 22 września.
fot. Michał Gąciarz
Hucznie reklamowane derby ziemi tarnowskiej nie przyciągnęły na stadion w Brzesku takiej widowni, jakiej się pierwotnie spodziewano w słoneczne, sobotnie popołudnie. Co prawda przy ulicy Okocimskiej zameldowało się 36 fanów z Niecieczy, ale nawet w obecności gości zawsze głośni miejscowi fanatycy byli lekko niemrawi.
Senność udzieliła się także piłkarzom Okocimskiego, którzy przyzwyczaili swoich kibiców do rozpoczynania meczów huraganowymi atakami i bramkami w pierwszym kwadransie spotkania. "Słonie" skopiowały to rozwiązanie i po pięciu minutach mogły już prowadzić. Najpierw refleks Marka Pączka kąśliwym strzałem sprawdził Rafał Kujawa, a za moment wspaniała parada bramkarza "Piwoszy" zatrzymała próbę Kaczmarczyka.
Gospodarze ocknęli się z letargu dopiero w 23. minucie. Składna akcja podopiecznych Piotra Stacha zakończyła się strzałem Macieja Termanowskiego - prawie dwumetrowy Sebastian Nowak pokazał, że nie chce być gorszy od o wiele niższego Pączka i przeniósł piłkę nad poprzeczką. Na uwagę zasługuje jeszcze jeden wyczyn Nowaka - w 26. minucie bramkarz Niecieczy postanowił wyjść trzydzieści metrów z własnej bramki i spacyfikować Termanowskiego, za co otrzymał żółtą kartkę. Do gwizdka oznajmiającego koniec połowy mecz był bardzo wyrównany, ale obu drużynom zabrakło klarownych sytuacji do zdobycia prowadzenia.
Druga połowa to w większości ataki zdeterminowanej, walczącej o awans Niecieczy. Obrońcy z Brzeska musieli ratować się faulami przed samym polem karnym - rzuty wolne, podobnie jak wykończenie sytuacji z gry to jednak coś, co gościom nie pozwoli dzisiaj szybko zasnąć.
Brzeszczanom wydatnie brakowało Wojciecha Wojcieszyńskiego, pauzującego w sobotnim meczu za kartki. Piotr Darmochwał wyraźnie nie dawał sobie rady z przyjęciem piłki w polu karnym i pełnił tylko rolę stracha na wróble, z kolei wypożyczony z Wisły Kraków Michał Szewczyk zapisał się w protokole żółtą kartką. Niemoc ogarnęła aktywnego dotychczas Macieja Termanowskiego, zapamiętale maltretowanego przez dobrze zorganizowaną obronę Niecieczy.
Podenerwowany marnowaniem sytuacji Radolský dokonał takich zmian, że od 74. minuty na boisku przebywało trzech nominalnych napastników (Kujawa, Schulmeister, Drozdowicz). Kilka minut później dostał prezent od trenera Piotra Stacha, który mało roztropnie wykorzystał wszystkie zmiany. Gdy boisko na noszach opuścił poturbowany Mateusz Wawryka, było jasne, że Okocimski dokończy ten mecz w dziesiątkę.
W 83. minucie mogło być po wszystkim - Horváth dostał piłkę w polu karnym i miał na tyle dogodną sytuację, że zanim obrońcy Okocimskiego do niego doskoczyli, pewnie byłby w stanie zaparzyć i napić się herbaty. Słowak uderzył piłkę w sobie tylko znany sposób i ta pofrunęła obok słupka bramki Pączka, a co bardziej wrażliwi słuchacze nauczyli się, że słowackie przekleństwa są zaskakująco podobne do polskich.
Okocimski może dziękować niebiosom za wywalczony dzisiaj punkt - w Niecieczy to kolejna, po dwóch porażkach i remisie, wpadka. Sam trener Radolský po meczu smutno spacerował pod budynkiem klubowym Okocimskiego i ma czym się martwić - właściciel zalecił "Słoniom" walkę o awans do ekstraklasy i po powrocie do Niecieczy na pewno zażąda natychmiastowych wyjaśnień.