TOP 5: Mecze z tradycjami, zarówno na boisku, jak i trybunach [GALERIA, WIDEO]
W każdym kraju są takie mecze, które elektryzują kibiców jeszcze na długo przed ich rozpoczęciem. Po piątkowym spotkaniu Legii z Wisłą, który hitem był już tylko dzięki wypracowanej w ostatnich latach tradycji, pokusiliśmy się o wybór pięciu największych polskich klasyków.
fot. Michał Wieczorek/Ekstraklasa.net
fot. Michał Wieczorek/Ekstraklasa.net
fot. Michał Wieczorek/Ekstraklasa.net
fot. Michał Wieczorek/Ekstraklasa.net
fot. Michał Wieczorek/Ekstraklasa.net
fot. Michał Wieczorek/Ekstraklasa.net
fot. Michał Wieczorek/Ekstraklasa.net
Jaki jest według Was największy ligowy klasyk w Polsce? GŁOSUJCIE na naszym Facebooku!
Klasyk polskiej ligi: Legia Warszawa - Wisła Kraków
- Wejście pana Cupiała otworzyło nowy rozdział w historii krakowskiego klubu, który od tamtej pory wywalczył osiem mistrzostw Polski. Oczywiście najgroźniejszym rywalem wiślaków byli legioniści, a nasze spotkania przez wiele lat elektryzowały całą Polskę. Na boisku spotykali się znakomici zawodnicy, którzy z powodzeniem występowali w reprezentacji - opowiada Maciej Murawski, były zawodnik warszawskiej Legii, obecnie ekspert telewizyjny, cytowany przez oficjalny serwis Wojskowych.
Ostatnie zwycięstwo Wisła odniosła przy Łazienkowskiej w maju 2010 roku, dzięki hat-trickowi Pawła Brożka. Pół roku później Biała Gwiazda rozbiła Legię na własnym terenie, wygrywając 4:0. Od tamtego czasu to Wojskowi są górą w rywalizacji obu zespołów - dwie kolejne potyczki w stolicy kończyły się wygranymi, a ostatni mecz w Krakowie, mimo wielkich, głównie pozasportowych emocji (m.in. wyrzucenie na trybuny trenera Skorży), zakończył się bezbramkowym remisem.
Były napastnik Białej Gwiazdy Maciej Żurawski uważa, że atrakcyjność meczów Legii z Wisłą podnoszą aktualnie nowoczesne stadiony. - Myślę, że obiekty wpłyną na jakość widowiska. Wierzę, że w nadchodzącej przyszłości będziemy świadkami interesujących starć legionistów i wiślaków. Ja mam bardzo miłe wspomnienia z potyczek z warszawiakami, szczególnie z meczów w Krakowie – uważa popularny „Żuraw”.
Jego zdania nie podziela Jerzy Podbrożny, w przeszłości snajper legionistów. - Ostatnio rywalizacja w ekstraklasie bardziej się wyrównała. Jeszcze pięć, sześć lat temu kluby z Warszawy i Krakowa były bezsprzecznie najlepsze w kraju. Poza tym obie drużyny potrafiły nawiązać walkę z silnymi rywalami w rozgrywkach o europejskie puchary – twierdzi w wypowiedzi dla serwisu legia.com.
Klasyk końca XX wieku: Widzew Łódź - Legia Warszawa
W latach 90. na potyczkę Widzewa z Legią czekała cała Polska. Obie drużyny były wtedy bezsprzecznie wiodącymi siłami naszej Ekstraklasy, pomiędzy którymi rozstrzygała się walka o mistrzostwo. Do wiekopomnej historii przeszły dwa starcia. W 1996 roku, po pierwszej połowie Widzew przegrywał na Łazienkowskiej 0:1, za to w drugiej zdobył dwie bramki i był blisko ostatecznego tryumfu w rozgrywkach.
To było nic w porównaniu z wyczynem z 1997 roku, który jeszcze przez bardzo długo będzie postrzegany jako największa sensacja w historii polskiej piłki. Na Łazienkowskiej zmierzyły się dwie drużyny rywalizujące o mistrzostwo. Widzew miał punkt przewagi nad Legią i wygrana oznaczała tryumf. Po 88 minutach chyba nawet najwięksi, niepoprawni optymiści stracili nadzieję. Legia prowadziła 2:0 za sprawą Tomasza Kucharskiego i Sylwestra Czereszewskiego i wydawało sie, że pewnie zgarnie trzy punkty. Tymczasem w doliczonym czasie Widzew ożył. Najpierw trafił Sławomir Majak, kontaktowego gola zdobył Dariusz Gęsior, a nieprawdopodobne rozstrzygnięcie zapewnił Andrzej Michalczuk. W pięć minut wszystko się zmieniło. Niemożliwe stało się faktem. RTS pokonał Legię i po raz czwarty był najlepszą drużyną w Polsce.
Po tych meczach, w Łodzi pozostały już tylko wspomnienia. Tłuste lata gospodarzy dobiegły końca. Dziś są po prostu ligowym średniakiem. Ostatnio z Legią wygrali 12 lat temu. Po powrocie do Ekstraklasy nie udało się wywalczyć nawet remisu. Mimo, że ranga i blask tych starć zdecydowanie spadło, to dla kibiców zawsze pozostaną jedną z najważniejszych konfrontacji w tym sezonie.
Obie drużyny w najwyższej klasie rozgrywkowej ponad 60 razy spotkały się w ligowym pojedynku. Mecze te zawsze były pasjonujące. Nawet, jeżeli oba kluby nie walczyły o mistrzostwo. Widzew i Legia to przecież nadal jedyne polskie kluby piłkarskie, którym udało się awansować do elitarnej Ligi Mistrzów.
Wielkie Derby Śląska: Górnik Zabrze - Ruch Chorzów
Spotkania między jednymi z najbardziej utytułowanych klubów w Polsce również mają swoją specyfikę. Kilka razy te wielkie derby były rozgrywane na Stadionie Śląskim w Chorzowie. Dziesiątki tysięcy widzów, fantastyczny doping, choreografie oraz racowiska spowodowały, że spotkania między tymi drużynami cały czas są jednymi z najciekawszych w całym sezonie ekstraklasy, choć nie są już rozgrywane na stadionie Śląskim.
„Najważniejszy pierwszy krok, zanim innych zrobisz sto” - słowa refrenu piosenki śpiewanej przez Annę Jantar w pełni oddają atmosferę, jaka panowała w drużynie Górnika przed pierwszym w historii klubu derbowym meczem z Ruchem. Rozegrano go 18 marca 1956 roku w Zabrzu, dokładnie 55 lat temu.
Górnik był w tym czasie przysłowiowym kopciuszkiem, debiutował w I lidze. Ruch był wtedy znanym klubem. Miał na koncie siedem tytułów mistrza Polski. W mroźny zimowy dzień na trybunach stadionu przy ul. Roosevelta zasiadło 25 tysięcy kibiców, w zdecydowanej większości z Zabrza. Piłkarze Górnika rozgrzali do ich czerwoności. Pokonali Ruch 3:1.
Rewanżem za ten mecz było spotkanie obu drużyn rozegrane 5 sierpnia 1956 roku na niedawno oddanym do użytku Stadionie Śląskim w Chorzowie. Zgromadziło się na nim 60 tysięcy kibiców. Tym razem na inaugurację jesiennej rundy Ruch wygrał 2:1. Potem niemal każdy z meczów rozegranych przez obie drużyny w I lidze miał swoją dramaturgię. Strasznego "kaca" mieli kibice Górnika na stadionie przy ul. Cichej w Chorzowie 11 maja 1966 roku. Ich pupile kroczący od zwycięstwa do zwycięstwa przegrali z Ruchem 1:5. Mimo tej porażki po raz siódmy zdobyli mistrzostwo Polski.
Głośnym echem rozniósł się nie tylko po Polsce wyczyn napastnika Górnika, Włodzimierza Lubańskiego, który 23 października 1971 w Chorzowie zdobył cztery bramki, a jego zespół wygrał 4:1. W 1989 roku Górnik był bliski zdobycia 15. tytułu mistrza Polski i piątego z rzędu. Tak się jednak nie stało. Przeszkodził mu w tym... Ruch. 7 czerwca w Zabrzu wygrał 2:1. To spowodowało, że Niebiescy czternasty raz zostali mistrzami kraju i pod tym względem dogonili Górnika.
Z najnowszej historii należy odnotować dwa mecze na Stadionie Śląskim. 2 marca 2008 w obecności 45 tysięcy widzów Ruch wygrał 3:2. 28 lutego 2009 na Stadionie Śląskich w obecności 40 tysięcy widzów wygrał Górnik 1:0. To było ważne zwycięstwo broniącego się przed spadkiem Górnika.
- Tęsknię trochę za czasami, gdy mecze Ruchu z Górnikiem były wielkimi widowiskami i miały olbrzymie znaczenie dla całej ligi i polskiej piłki w ogóle. Potencjał emocji w Wielkich Derbach Śląska jest olbrzymi. Czy ja dobrze pamiętam, że na Stadionie Śląskim przyszło na te derby 40 tysięcy widzów? Jeśli tak, to jest to argument za takimi meczami. Bo właśnie na kibicach trzeba się skupić, i to nie tylko dlatego, że oni też, kupując bilety, mają wpływ na budżet klubów – mówi Orest Lenczyk, były trener m.in. Ruch Chorzów.
- Może wreszcie działacze zastanowią się nad jakąś strategią na przyszłość, bo w tej chwili wygląda to tak, że liczy się tylko to, co było kiedyś... a pomysłu na dziś, nie mówiąc o jutrze, nie ma żadnego. To, co oba kluby znaczyły w polskiej piłce już dawno przeszło do historii i nie da się na tym koniku jechać w nieskończoność. Więc do roboty - to komentarz na stronie Dziennika Zachodniego „Kibica realisty”.
Na Wielkie Derby Śląska na nowoczesnym stadionie przyjdzie nam poczekać do 2013 roku.
Derby Krakowa: Wisła - Cracovia
Mecze między Wisła Kraków a Cracovią od lat określane są mianem "świętej wojny". Nazwa ta jest autorstwem obrońcy Cracovii Ludwika Gintela, który przed jednym z meczów z Wisłą miał powiedzieć do kolegów w szatni: "No to chodźmy panowie na tę świętą wojnę".
Według brytyjskich dziennikarzy Daily Mail mecze Wisły z Cracovią są na 13. miejscu w rankingu 50 najciekawszych spotkań derbowych świata. Spotkania tych dwóch drużyn wyprzedziły między innymi derby Madrytu, Liverpoolu czy też regionu Zagłębia Ruhry (Borussia Dortmund - Schalke 04 Gelsenkirchen).
- Jeśli do takich meczów trzeba by było kogoś specjalnie mobilizować, to lepiej, żeby taka osoba dała sobie spokój z grą w piłkę - takimi słowami odpowiedział na przedmeczowej konferencji prasowej trener Michał Probierz na pytanie, czy będzie w szczególny sposób motywował swoich podopiecznych przed poprzednimi derbami Krakowa.
Probierz dodał również: - Większość piłkarzy, którzy u nas grają, przeżyła już derby zarówno na Reymonta, jak i na Cracovii. Oni zdają sobie sprawę z tego, jaką rangę maję te potyczki. Trochę tych derbów jako trener rozegrałem. W czasach, gdy sam grałem, było wiele takich spotkań. Mogę dzisiaj zazdrościć jedynie piłkarzom, że takie mecze grają na pięknych stadionach. Za moich czasów były emocje, atmosfera i walka, tylko otoczenie trochę gorsze niż dzisiaj. Trudno jest mi wskazać jeden mecz czy moment z takich derbów, bo było ich wiele. Choć czasami działy się różne rzeczy, jak np. w czasie derbów Śląska, gdy sędzia potykał się o serpentyny i przewracał...
- Dawniej nikt nie dzielił kibiców Wisły i Cracovii na oddzielne sektory. Siedzieliśmy razem. Owszem, docinaliśmy sobie, ale nikt się nie bił. W późniejszych latach była też tradycja, że spotykaliśmy się pod budynkiem "Kuriera", jak się wtedy mówiło, na Wielopolu. Nie było telewizji, transmisji, a tam wystawiano na szybie wyniki meczów. I toczyliśmy spory przy tych wynikach z kibicami Cracovii. Gorące one były zwłaszcza po meczach derbowych. Pamiętam też mecz z 1949 roku, kiedy to Wisła miała przygniatającą przewagę, ale grała nieskutecznie. W końcówce natomiast, po dośrodkowaniu w pole karne, piłka spadła na plecy Radonia i wpadła do siatki. Śmialiśmy się wtedy, że Radoń strzelił bramkę garbem – wspomina derby z przeszłości prezes TS Wisła, Ludwik Miętta-Mikołajewicz.
- Podziału w mieście nie da się uniknąć, bo tak jest na całym świecie. Tak jest w Mediolanie, Madrycie czy innych miastach. Problem polega na tym, żeby różnić się ładnie. Żeby kibicować swojej drużynie, ale nie ubliżać rywalom. Chciałbym, żeby to przesłanie wzięli sobie do serca kibice jednej i drugiej drużyny. Dopingujmy swoich, ale unikajmy agresji w stosunku do rywali. Derby to powinno być święto, a nie stawianie sił porządkowych w całym mieście na nogi – dodaje.
Ostatnie derby Krakowa odbyły się 30 kwietnia 2012 roku, kiedy to piękny gol z rzutu wolnego Maora Melikson przesądził o spadku Cracovii. Wisła ostatecznie rozstrzygnęła derbowy pojedynek na swoją korzyść po raz 83. w historii. Ile poczekamy na kolejne starcie Wisły z Cracovią?
Klasyk z przeszłości: Górnik Zabrze - Legia Warszawa
Klasyk - tak określa się od wielu lat mecze pomiędzy Górnikiem Zabrze a Legią Warszawa. Spotkania pomiędzy tymi drużynami zawsze wywoływały dreszczyk emocji nie tylko wśród kibiców w Zabrzu i Warszawie, ale także w całej Polsce. Nic dziwnego skoro przez wiele lat Górnik i Legia były ambasadorami polskiego futbolu.
Z tych spotkań prawie każde miało swoją osobną historię, a nawet dramaturgię. - Najbardziej utkwił mi w pamięci mecz na Łazienkowskiej (4 maja 1958 - przyp. red.), w którym pokonaliśmy Górnika 3:2. Zabrzanie mieli wtedy bardzo mocną drużynę. U nas nastąpiły spore zmiany. Odeszli między innymi Pohl, Kowal, Szymkowiak. Miałem w tym meczu nie grać, bo byłem kontuzjowany. Jakoś udało się mi pozbierać i... strzeliłem dwie bramki - wspomina wspaniały napastnik Legii, Lucjan Brychczy.
W 1961 roku Górnik po raz trzeci zdobył mistrzostwo Polski. Wtedy znaczącym krokiem do tego sukcesu, było pokonanie 9 maja w Zabrzu Legii 5:1 (1:1). Mówi o tym meczu Stanisław Oślizło, wieloletni kapitan Górnika: - Ernest miał w tym meczu nie grać. Doznał poważnej kontuzji kolana. Brakowało nam jednak napastników. Byli tylko Lentner i Jankowski. Poprosiliśmy kierownika Gładycha, aby poszedł do Ernesta do domu i ściągnął go na stadion. Chodziło nam o to, aby tylko wyszedł na boisko i straszył rywali. Ernest pojawił się. Lekarze postawili go na nogi, a jak się to skończyło najlepiej świadczy wynik.
W 1994 roku Górnik powinien po raz 15-ty zdobyć mistrzostwo Polski. Wystarczyło, aby zabrzanie pod wodzą trenera Edwarda Lorensa pokonali w ostatniej kolejce w Warszawie Legię. Do przerwy Górnik prowadził 1:0 po bramce Marka Szemońskiego. Po zmianie stron w niechlubnej roli wystąpił kończący karierę sędzia Sławomir Redziński. Pokazał trzy czerwone kartki zawodnikom Górnika: Henrykowi Bałuszyńskiemu, Grzegorzowi Dziukowi, Jackowi Grembockiemu. Legia wyrównała na 1:1 w 69. minucie po strzale Adama Fedoruka i to ona została mistrzem Polski.
- Atmosfera była gorąca. Robiliśmy wszystko, aby wygrać. Sędzia Redziński nam to uniemożliwił. Prawie każde nasze ostrzejsze zagranie odgwizdywał jako faul. Grając w ósemkę, walczyliśmy do końca, ale to była nierówna walka - mówi Dariusz Koseła grający w tym meczu.
Aktualny trener Legii Jan Urban, który w Zabrzu grał przez sześć sezonów (1985-90 i 1997-98), zdobywając w tym czasie trzy mistrzostwa Polski i Superpuchar, z sentymentem wspomina mecze ligowe między zespołami Górnika i Legii. - Z Legią to były szczególne spotkania, wszyscy wiedzieliśmy, z kim rywalizujemy. Nie oszukujmy się, reprezentacja Polski w tamtych czasach była złożona w większości z piłkarzy Legii i Górnika. Wzajemnie się szanowaliśmy i każdy doskonale rozumiał, co to znaczy wygrać z Legią - wspomina Urban w rozmowie z Legia.net. - Zawsze coś się zaczyna i coś się kończy. Teraz rywalizacja Legii i Górnika już tak nie elektryzuje - dodaje.
- Czysta adrenalina - mówi o swoich emocjach Michał Bemben, obrońca Górnika. - To jedno z tych ligowych spotkań, które zaliczam do kategorii "top" - dodaje zdecydowanie.
Źródło: Polska The Times, Dziennik Zachodni, Gazeta Krakowska, Legia.com