menu

Szymon Marciniak: W Ekstraklasie koncentracja musi być nawet wyższa, niż w Lidze Mistrzów

20 kwietnia 2017, 09:15 | Justyna Krupa

Po udanym turnieju Euro 2016 dla Szymona Marciniaka, w tym sezonie polski eksportowy zespół pod jego wodzą prowadzi mecze piłkarskich gigantów w Lidze Mistrzów.

Szymon Marciniak i jego zespół prowadzili w ubiegłym tygodniu pierwszy mecz Juventusu z Barceloną
Szymon Marciniak i jego zespół prowadzili w ubiegłym tygodniu pierwszy mecz Juventusu z Barceloną
fot. Fot. facebook/juventus

Po wtorkowym starciu Realu Madryt z Bayernem Monachium (4:2) rozpętała się burza wokół arbitra. Pojawiło się mnóstwo głosów, że węgierski sędzia Viktor Kassai swoimi błędnymi decyzjami przepchnął Real do półfinału. Robert Lewandowski, Arturo Vidal i Thiago Alcantara wtargnęli nawet do szatni arbitra i w ostrych słowach oskarżyli go o stronniczość.

Polski arbiter Szymon Marciniak może z ulgą pomyśleć: uff, mnie to nie dotyczy. Tydzień wcześniej prowadził inny ćwierćfinał LM - starcie Juventusu z Barceloną (wczorajszy rewanż zakończył się po zamknięciu numeru). I udało mu się sprostać wyzwaniu. Wprawdzie katalońskie media upominały się m.in. o „jedenastkę” dla Barcy, ale nie było mowy o żadnej wielkiej sędziowskiej wpadce.

- Po meczu przyszli do nas oficjele reprezentujący kataloński klub i nie mieli zastrzeżeń do naszej pracy - zdradza Marciniak. - Oczywiście te decyzje nigdy nie są idealne. Najważniejsze jednak, że żadna z nich nie wypaczyła wyniku.

Polak ma dopiero 36 lat, a już dostaje do prowadzenia mecze tak wysokiej rangi. Zdaje sobie sprawę, jakie to wyzwanie. Bo z sędzią na tym poziomie jest jak z saperem, o czym boleśnie przekonał się właśnie Kassai. Wystarczy jeden „zawalony” mecz i rozpędzająca się kariera może gwałtownie przyhamować. - Taki już zawód wybrałem - uśmiecha się Marciniak.

Ulubionym arbitrem Barcy jednak nie zostanie. W tym roku sędziował Katalończykom dwa spotkania, oba wysoko przez nich przegrane. - Przedstawiciele Barcelony żartowali, że oczywiście nie mają nic przeciwko mojemu sędziowaniu, ale chyba lepiej będzie, jak na razie tak często nie będziemy się spotykać. Bo rzadko się zdarza, że drużyna w meczach prowadzonych przez danego arbitra ma bilans bramkowy 0:7 - kwituje.

Ledwo wybrzmiał mu w uszach hymn LM, a tu trzeba było wracać na murawy polskiej ekstraklasy. Poniedziałek Wielkanocny Marciniak spędził w Krakowie, gdzie prowadził mecz Wisła - Zagłębie Lubin, wygrany przez „Białą Gwiazdę” 1:0. Jak się wraca do ligowej rzeczywistości po tym, jak dopiero co „gwizdało się” Leo Messiemu? - Nie da się ukryć, że trzeba szybko wrócić na ziemię. Czasem koncentracja musi być nawet wyższa, niż na poziomie LM - twierdzi. Dlaczego? - Gra w ekstraklasie jest inna. Sporo strat, więcej błędów technicznych. Ale jesteśmy zawodowcami. Trzeba się szybko przestawić.

Zdarzają się i zarzuty o to, że sędziemu może uderzyć do głowy „sodówka”. - Wiele razy słyszę, że w LM sędziuję świetnie, a wracam do kraju i mi się nie chce - przyznaje Marciniak. - To bywa irytujące. Staram się takie opinie zostawiać gdzieś z tyłu głowy. Choć trochę błędów mi się zdarzyło w polskiej lidze i jest to dla mnie denerwujące, bo nie wypada mi popełniać pewnych pomyłek. Pociesza się, że nie on jeden słyszy w kraju krytyczne opinie: - To samo opowiadali mi koledzy po fachu, jak Howard Webb, którzy też po LM wracali do krajowych lig.

Ostatnie lata były kluczowe w karierze Marciniaka. - Cieszę się, że tak dobrze idzie. Trzeba pamiętać, że to nie tylko Marciniak, mam świetny zespół sędziowski: asystenci Tomasz Listkiewicz i Paweł Sokolnicki, moi bramkowi - Tomasz Musiał i Paweł Raczkowski, a także arbiter techniczny Radosław Siejka. Stworzyliśmy fajny mechanizm - podkreśla.

Trzy lata temu w Krakowie Marciniak „gwizdał” podczas finału Centralnej Ligi Juniorów. Wtedy wszyscy zastanawiali się, talent którego z młodych graczy najszybciej eksploduje. Okazało się, że najbardziej od tego czasu wystrzeliła w górę kariera arbitra.
- Nie umniejszajmy wagi finału CLJ – zaznacza Marciniak, który sam grał w przeszłości w piłkę na pozycji pomocnika. I dodaje: – Tak, jak piłkarz ewoluuje, tak i sędzia również. O tym, że jako zespół sędziowski zrobiliśmy duży krok do przodu, świadczą mecze, jakie dostajemy do prowadzenia. Ale spokojnie, zostajemy na ziemi. Z sędziowaniem jest tak, że jak tylko człowiek na moment „odleci”, to wystarczy jedna decyzja, by nas szybko sprowadzić do parteru.

Marzenia o sędziowaniu półfinału czy nawet finału LM na razie musi odłożyć. - Chciałoby się, by sen trwał. Ale za chwilę wylatuję już do Korei Płd., gdzie odbywają się MŚ do lat 20. Półfinały LM mnie w tym roku raczej ominą. Ale spokojnie, jestem w tym towarzystwie najmłodszy, więc z pokorą jako ekipa czekamy na nasz czas - zapewnia.

Ostatnio był we Florencji na szkoleniu pod kątem MŚ. - Ćwiczyliśmy tam sprawy związane z powtórkami wideo – wspomina. Sam kiedyś nie był zwolennikiem wprowadzania wideo-weryfikacji pracy sędziów. Zmienił jednak zdanie. - Myślę, że nie uciekniemy od tego. Oczywiście potrzeba czasu, by to dopracować, ale trzeba się do tego powoli przyzwyczajać. Po kilku błędach związanych ze spalonymi, np. po meczu Legia-Lech, nauczyłem się, że sędzia jest wtedy jak małe dziecko. Nic nie może zrobić. Pomyślałem sobie: kurczę, powtórka wideo byłaby tu idealną rzeczą – wspomina. - Byłoby po prostu sprawiedliwiej.

A o to przecież w tej pracy chodzi.

#Top Sportowy24


[wideo_iframe]http://get.x-link.pl/a9b25e8d-3729-586f-1980-ef0e605611cf,c1db3a38-ab97-03d2-60ff-8ece8fcccbdb,embed.html[/wideo_iframe]

Follow @sportmalopolska

Sportowy24.pl w Małopolsce


Polecamy