Szymkowiak: Jestem zniesmaczony tym, co się dzieje w krakowskiej piłce
- Jestem zniesmaczony tym, co się dzieje w tej piłce w Krakowie. Za dużo jest niezdrowej rywalizacji między klubami. Chodzi mi m.in. o podbieranie zawodników. Mam niedosyt, bo miałem kilku fajnych piłkarzy w drużynie, a później parę osób potrafiło to zepsuć. Namówili tych chłopaków i odeszło mi pół drużyny - mówi Mirosław Szymkowiak.
fot. Michał Wieczorek
Dlaczego wrócił Pan na boisko i gra w drugiej drużynie Prądniczanki w krakowskiej klasie A?
Chciałem pograć dla przyjemności, poruszać się dla zdrowia. Człowiekowi jeszcze się chce.
Dlaczego nie w pierwszym zespole Prądniczanki, skoro strzelił Pan kilka goli w klasie A?
Na co dzień zajmuję się szkoleniem młodzieży. Codziennie mam treningi i jeśli mecze mojej drużyny nie będą kolidowały ze spotkaniami rezerw, to będę przychodził. W pierwszej drużynie grał nie będę, bo musiałbym z nią trenować, a ja nie mam na to czasu.
Skąd wyszła propozycja?
Mieszkam 300 metrów od stadionu Prądniczanki. Temat zrodził się po rozmowach z Jackiem Matyją, który tutaj gra. Na meczu w oldbojach Wisły gadaliśmy i namówił mnie, bym pograł w Prądniczance.
Rywale podeszli do Pana z szacunkiem. Nie było polowania na kości Szymkowiaka.
Obie strony się szanowały, a różnie z tym bywa i czasami w niższych ligach jest "rąbanka". Trzeba było trochę pobiegać, ale nie ma co narzekać, bo z nami gra pan, który ma 68 lat. I jak patrzę na niego, to trudno się czuć staro, jeśli się jest młodszym o 30 lat.
Pamięta Pan swój ostatni mecz o punkty?
To było albo na Galatasaray, albo na Besiktasie. Siedziałem na ławce. Ostatniego meczu, w którym zagrałem, na szybko sobie nie przypomnę.
Poważną karierę skończył Pan w wieku zaledwie 30 lat. Żałował Pan tego kroku?
Nie. Miałem bardzo duże problemy z kolanami. Nie było szans kontynuować poważnej kariery. To był świadomy wybór. Chciałem poświęcić się pracy z młodzieżą. Niestetyjestem zniesmaczony tym, co się dzieje w tej piłce w Krakowie. Za dużo jest niezdrowej rywalizacji między klubami. Chodzi mi m.in. o podbieranie zawodników. Mam niedosyt, bo miałem kilku fajnych piłkarzy w drużynie, a później parę osób potrafiło to zepsuć. Namówili tych chłopaków i odeszło mi pół drużyny.
Co stara się Pan przekazać swoim podopiecznym?
Opiekuję się teraz rocznikami 1998 i 1999. Staram się uczyć chłopaków grać w piłkę. Jakoś sobie radzimy. Myślę, że za dwa lata będą tego efekty.
Trenuje Pan młodzież, ale zniknął Pan z tego większego futbolu. Nie widać Pana w mediach.
Oglądam mecze. Śledzę np. jak radzi sobie Wisła.
I jakie wnioski?
Przeplata lepsze mecze z gorszymi, ma świetne momenty, ale przestojów też sporo.
Nie myśli Pan, żeby wrócić do większej piłki w jakiejś roli?
Na razie nie, choć propozycji nie brakuje. Zapraszają mnie do telewizji, proszą o opinię, ale stawiam na akademię.
Kiedy pierwszy wychowanek Mirosława Szymkowiaka zadebiutuje w ekstraklasie?
Gdyby nie rozwalili mi zespołu, byłbym pewny, że za 2-3 lata. Mieliśmy świetną drużynę. Takie działania w młodzieżowej piłce to największa zakała naszego futbolu.