Szybki gol Nowaka nie podłamał Legii. Mistrz Polski wygrał w Krakowie
Piłkarze Legii Warszawa choć przegrywali 0:1 po golu Dawida Nowaka w 4. minucie gry, zdołali odnieść pewne zwycięstwo na stadionie Cracovii. Mistrzowie Polski zwyciężyli 3:1 po trafieniach Jakuba Koseckiego, Tomasza Jodłowca i Ivicy Vrdoljaka z rzutu karnego.
Zmiany były. I to w obu ekipach. Legia, w porównaniu do środowego spotkania eliminacji Ligi Mistrzów, zaczęła bez Brozia, Astiza, Brzyskiego, Kucharczyka, Vrdoljaka, Żyry i Dudy. Z kolei w Cracovii trener Robert Podoliński dokonał dwóch korekt. Przebudował lekko dziurawy blok obronny, odsyłając na ławkę Mikulicia, a także nie zdecydował się na ponowne wystawienie od pierwszej minuty Mateusza Cetnarskiego.
Samego początku spotkania gospodarze nie mogli sobie lepiej wyobrazić. Budziński idealnym podaniem obsłużył Dawida Nowaka, a ten wykończył wszystko jak na prawdziwego napastnika przystało. Oczywiście na największe pochwały w tej akcji zasługuje „Budzik”, który piłkę zagrał wręcz kapitalnie. Klasa światowa w wykonaniu najbardziej samokrytycznego zawodnika w naszej lidze. Pomocnik Cracovii z tej asysty powinien być już zadowolony, zresztą generalnie jego gra wyglądała bardzo przyzwoicie. I kilka razy odebrał piłkę, i parokrotnie ciekawie zagrał czy uwolnił się spod opieki rywali. A i strzały oddawał, choć o jednym będzie chciał zapewne jak najszybciej zapomnieć.
Legia rozkręcała się powoli. Momentami wyglądało to tak, jakby podopieczni Henninga Berga mieli zaprezentować się tak, jak tydzień temu z Bełchatowem. W końcu sprawy w swoje nogi wziął Jakub Kosecki i trochę pomogli mu obrońcy Cracovii. Ten pierwszy dostał podanie od Helio Pinto i kapitalnie sfinalizował całość, strzelając swojego pierwszego gola od 11 miesięcy. Natomiast jeżeli chodzi o defensorów „Pasów”, to udowodnili, że niezależnie od tego, jak krakowska obrona nie byłaby zestawiona, to i tak swoje na boisku musi odstawić. Na przykład, jak w tej sytuacji, zawodnicy zamiast wyczekać idą na raz i efektem jest utrata bramki.
Przed przerwą jednak Cracovia powinna spokojnie prowadzić. Powinna, ale dwóch świetnych sytuacji nie wykorzystał król strzelców minionego sezonu 1.Ligi, Dariusz Zjawiński. Najpierw „Zjawa” po fenomenalnym prostopadłym podaniu Budzińskiego nie był w stanie pokonać Dusana Kuciaka, umożliwiając mu zaliczenie dobrej interwencji przy swoim uderzeniu. Za drugim razem były piłkarz Dolcanu minął na lewej stronie słowackiego golkipera, który wyszedł z bramki, ale następnie przeniósł futbolówkę nad poprzeczką. Z pewnością nie takiego meczu przeciwko swojemu byłemu klubowi spodziewał się napastnik Cracovii.
Tego dnia jeden punkt nie zadowalał właściwie żadnej ze stron. W drugiej połowie ktoś musiał zatem wyjść na prowadzenie. I strzelanie kontynuowała Legia. Na samym początku drugiej część spotkania zza pola karnego uderzył Jodłowiec, piłka jeszcze odbiła się od Żytki i ostatecznie wylądowała w siatce. Po meczu z Górnikiem Robert Podoliński narzekał, że w obrońcy jego zespołu grali zbyt pasywnie. Jesteśmy ciekawi, co powie o zachowaniu swoich zawodnikach przy golu Jodłowca, któremu zostawiono naprawdę sporo miejsca. Cracovia próbowała się później odgryzać Legii, zmuszając do interwencji Jałochę, który zastąpił między słupkami Kuciaka. Jednak próby Rymaniaka czy Budzińskiego na nic się zdały, a „Wojskowi” zanotowali następnie trzecie trafienie. Jaroszyński sfaulował w polu karnym Saganowskiego, a jedenastkę wykorzystał Ivica Vrdoljak. Więcej trafień nie obserwowaliśmy, chyba że liczyć petardę, która została rzucona na boisko, przez co ucierpiał Helio Pinto. Coś nam się wydaje, że przy Kałuży powinni przygotowywać się na jakieś sankcje z powodu tego zdarzenia.