menu

Szamotulski: Miałem więcej złych wyborów niż dobrych. Ciężko się z tym pogodzić

18 listopada 2013, 08:47 | Tomasz Dębek/Polska The Times

- Miałem więcej złych wyborów niż dobrych. Ciężko się z tym pogodzić, ale trzeba jakoś z tym żyć. Nie osiągnąłem tyle, co mogłem. Ale gdybym miał inny charakter i byłbym jakimś lalusiem, może osiągnąłbym jeszcze mniej. Tak czy siak jest niedosyt - mówi były bramkarz Legii Warszawa oraz reprezentacji Polski.

Grzegorz Szamotulski pracuje obecnie w Legii jako trener bramkarzy roczników 1995 i 1996
Grzegorz Szamotulski pracuje obecnie w Legii jako trener bramkarzy roczników 1995 i 1996
fot. Andrzej Szozda/Polskapresse

Orły Górskiego mistrzami świata? Holendrzy i Niemcy byli na dopingu

Pana biografia "Szamo" sprzedaje się jak świeże bułeczki. Skąd pomysł na książkę o Pana karierze?
Od dłuższego czasu ludzie dopytywali Krzyśka Stanowskiego, kiedy napisze moją biografię. Gdy skończyłem grać w piłkę, miałem więcej czasu i mogliśmy zrealizować ten pomysł. Grzechem było nie spróbować, w końcu nie każdy ma możliwość napisania książki.

Podtytuł "Wszystko, co wiedziałbyś o piłce nożnej, gdyby cię nie oszukiwano" ma drugie dno? Kto nas oszukuje?
Tytuł jak tytuł, coś po prostu musiało tam być. (śmiech)

Jak by Pan zarekomendował książkę niezdecydowanym?
Warto spróbować. Jeśli ktoś ma zły humor i przybija go zbliżająca się zima, ta książka powinna go rozweselić.

Często podkreśla Pan, że niczego w swojej karierze nie żałuje. Ale jeśli porównamy kluby, w których miał Pan grać - AC Milan, Glasgow Rangers i Borussia Dortmund - z tymi, w których Pan grał, jest czego żałować.
Zgadza się. Po zakończeniu kariery zrobiłem mały rachunek sumienia. Było trochę jak w dominie. Jedna, dwie złe decyzje i klocki lecą jeden po drugim. Potem ciężko z tego wyjść. Miałem więcej złych wyborów niż dobrych. Ciężko się z tym pogodzić, ale trzeba jakoś z tym żyć. Nie osiągnąłem tyle, co mogłem. Ale gdybym miał inny charakter i byłbym jakimś lalusiem, może osiągnąłbym jeszcze mniej. Tak czy siak jest niedosyt. Gdybym myślał inaczej, byłbym skończonym idiotą.

Legia niedawno Pana odkurzyła, przez jakiś czas nie było o Panu wiele słychać.
Nikt nie ocenia mnie przez pryzmat tego, jakim jestem trenerem czy nauczycielem dla młodych bramkarzy. Zaszufladkowano mnie jako szalonego gościa i pewnie tak będzie do końca. Nie mam zamiaru udowadniać, że się zmieniłem. Jak ktoś nie chce się przekonać, to się nie przekona. Trudno, każdy ma prawo do własnego zdania.

Na początku miał Pan pomagać w szkoleniu bramkarzy wszystkich roczników Akademii Piłkarskiej, później objąć którąś grupę.
Zostałem przypisany do juniorów starszych, roczników 1995 i 1996. Prowadzę zajęcia z pięcioma, sześcioma bramkarzami. Jeżdżę z nimi na mecze, rozgrzewam ich. Weekendy mam zajęte. (śmiech)

Rosną Pana następcy?
Są zdolni. Trochę szczęścia plus konsekwentna praca i mogą zaistnieć w piłkarskim świecie. Nazwisk nie wymienię, żeby nie zwariowali. (śmiech) Byłem mile zaskoczony, że grają na tak dobrym poziomie.

Będzie Pan pierwszym trenerem?
Na kursach jest teraz tylu pierwszych trenerów, że gdyby każdy miał dostać pracę, zabraknie nam klubów. Ja chcę iść w kierunku szkolenia bramkarzy. Jest trener Dowhań, mam kogo podpatrywać. To mi na pewno pomoże.

Pod względem organizacyjnym Legia dziś i w czasach Pana gry to pewnie niebo a ziemia?
Cały klub się zmienił. Od stadionu przez boiska treningowe, restauracje i gabinety. Nawet nie ma co tego porównywać. Na starym stadionie nie mieliśmy takiego komfortu jak teraz. Czasy się zmieniają, Legia też.

Kiedy dwa lata temu przymierzano Pana do Legii, mówił Pan, że z Wojtkiem Skabą by Pan powalczył. Ostatnio zastępca Dušana Kuciaka nie ma najlepszej prasy.
Niezręcznie mi oceniać Wojtka. Znalazł się w bardzo trudnej sytuacji, musiał zastąpić takiego bramkarza jak Dušan. Oczekiwania były bardzo duże. A jeśli chodzi o sytuację sprzed dwóch lat, to wtedy chciałem dostać się na testy do Legii. Miałem zgodę trenera Skorży, ale w końcu ktoś się chyba przestraszył i nic z tego nie wyszło. Nie ma co do tego wracać, stare czasy.

Legia miała być FC Hollywood, a w pucharach zawodzi. Zwłaszcza gdy zabrakło Kuciaka.
Nie da się ukryć, że Dušan wprowadził Legię do Ligi Europy. Bronił kapitalnie, był chyba w życiowej formie. Szkoda tej kontuzji, teraz pewnie zagraniczne kluby by się o niego biły. Każdy chciałby mieć takiego bramkarza. Nie chcę mu słodzić, ale nawet laik widzi, że brakuje go w Legii.

Legia jest jedyną drużyną w europejskich pucharach, która nie zdobyła ani punktu, ani bramki. To kompromitacja?
Dajmy chłopakom zagrać jeszcze dwa mecze. Z Trabzonsporem mieli szanse, zabrakło trochę szczęścia. Nie chcę ich ani usprawiedliwiać, ani krytykować. Dużo osób krytykuje drużynę, Legia jest nielubiana i najłatwiej kopać leżącego.

Przydałby się teraz słynny Garaż, w którym za Pana czasów tworzył się duch drużyny?
O Garażu krążą legendy, że Bóg wie, co się tam działo. Chlanie, patologia i tak dalej. A wcale nie było tak, że Legia codziennie waliła wódkę. Kto chciał, wypił sobie piwo, kto chciał - kawę albo herbatę. To była bardziej integracja, rozmowy. Nie było telefonów czy centrów handlowych. Każdy miał więcej czasu.

Dzisiejsi piłkarze zamiast Garażu wolą właśnie galerie handlowe.
To, czy piłkarz idzie po treningu do galerii, kina, czy na sushi, mnie nie interesuje. Ważne, żeby dawał z siebie maksa na boisku. W Szkocji nikt nie zwracał uwagi na tryb życia, wiek czy prowadzenie się. Jeśli ktoś był przydatny dla zespołu, grał. Kto był słaby, siedział na ławce albo na trybunach.

Młodym piłkarzom radziłby Pan jak najszybciej wyjeżdżać do zagranicznych klubów czy ukształtować się piłkarsko w Polsce?
Jeśli zagraniczny klub zgłasza się po piłkarza, to nie chce go na ławkę, tylko do pierwszego składu. Warto spróbować. Jak to mówią, do Polski zawsze można wrócić. (śmiech)

Grał Pan w Grecji, Austrii, Szkocji, Anglii, Izraelu i na Słowacji. Gdzie jest teraz polska liga?
Nie jest tak źle, jak się mówi. Polacy lubią dramatyzować. Mamy ładne stadiony, idziemy do przodu. Problem jest taki, że gdy Polak idzie za grajcę i nie jest lepszy od zawodnika z danego kraju, to siedzi na ławce. U nas jest odwrotnie. Ściąganie Rybánsky'ego do Podbeskidzia i stawianie na gościa, który nie potrafi złapać piłki, to kryminał. Cała Polska się z niego śmieje. Gość wygląda jak żużlowiec, a nie jak bramkarz. Nie wiem, czy trener się na niego uparł, czy jakiś menedżer.

O najgorszego bramkarza ligi pytać nie muszę. Kto jest najlepszy?
Ameryki nie odkryję. Dušan Kuciak i długo, długo nic. Podoba mi się Darek Trela z Piasta, dobry początek sezonu miał Krzysiek Kamiński z Ruchu, ale nie poszedł za ciosem. Jest młodym chłopakiem, ma potencjał, powinien się otrzepać. Fajną karierę może też zrobić Jakub Słowik.

Trenował Pan w Dolcanie z Rafałem Leszczyńskim, którego Adam Nawałka powołał do kadry. Chłopak ma papiery na grę?
Byłem trochę zaskoczony tym powołaniem. Ale papiery ma. Chłopak jest młody, bardzo dobrze gra nogami, jest dynamiczny. Niedługo powinien bronić w ekstraklasie albo chociaż powalczyć tam o miejsce w bramce. Wydaje mi się, że gra w I lidze go nie zadowala. Powinien sobie spokojnie poradzić. Porównując go do mojego ulubieńca Rybánsky'ego, to niebo a ziemia. (śmiech) A oferty są. Mam dobry kontakt z Robertem Podolińskim. Mówił, że co pół roku ktoś się po "Leszcza" zgłasza do Dolcanu. Ale prezes Szczęsny chyba stawia jakieś zaporowe ceny, bo nikt go jeszcze nie wyciągnął. (śmiech)

Ze Słowacją Leszczyński nie dostał szansy. Ciężko chyba o pozytywy po tej porażce?
Niestety. Wszyscy widzieliśmy, co się działo na boisku. Nawet trener Nawałka powiedział, że nie ma co ściemniać, to było bardzo złe spotkanie. Niektórzy dostali dwa powołania, pierwsze i ostatnie. Na plus wyróżniłbym chyba tylko Artura Boruca. Cóż, zobaczymy, jak to będzie wyglądało z Irlandią.

Zdziwiły Pana gwizdy kibiców po meczu?
Jeśli się przegrywa, trzeba być na takie rzeczy przygotowanym. Co prawda zwykle nawet po porażkach było "nic się nie stało", ale cierpliwość w końcu się wyczerpuje. Kibice zapłacili za bilety i oczekiwali wygranej, mogli czuć się rozczarowani.

Adam Nawałka sprawia wrażenie trenera, który nie da sobie wejść na głowę.
Jest pewny siebie, bije od niego pozytywna energia. Widać, że to gość z charyzmą. Powinno to dać zespołowi kopa.

Podobały się Panu powołania na mecze ze Słowacją i Irlandią? Zabrakło Kamila Glika, szansę dostali ligowcy.
Trener nikogo nie skreślił, nikt nie powiedział, że Kamil nie dostanie powołania na następne mecze. Dla chłopaków z ekstraklasy to szansa życia. Nie jest tak, że w Polsce grają ogórki. Piłkarz Legii czy Górnika może być na danej pozycji lepszy niż gość z zagranicy.

Numerem jeden w kadrze powinien być Boruc czy Szczęsny?
Niektórzy mówią, że Artur ma już swoje lata, w czasie Euro 2016 będzie miał 36. Ale bramkarz to taka pozycja, że nie liczy się to, czy jest stary, czy młody. Ważne, czy jest dobry, czy ch... Mamy dwóch równorzędnych bramkarzy, obaj grają na światowym poziomie. Gdyby wcisnąć Artura do Manchesteru City, byłby tam gwiazdą. Wojtek w Barcelonie też by sobie spokojnie poradził.

Nawałka powinien jak najszybciej wybrać numer jeden czy rywalizacja powinna trwać przed każdym meczem?
Ciężko pogodzić się z rolą rezerwowego, wiem to po sobie. Ale bramkarz czuje się pewniej, gdy wie, na czym stoi. Jürgen Klinsmann długo przed mundialem w 2006 r. postawił na Lehmanna i posadził na ławce Kahna. W każdej silnej europejskiej reprezentacji hierarchia jest ustalona. Hiszpania ma tylu wspaniałych bramkarzy, ale Reina czy Valdés muszą się pogodzić z rolą rezerwowych. Za to pierwszy bramkarz czuje wsparcie trenera i ma jakiś margines błędu. To taka pozycja, że klopsów nie da się uniknąć. Kwestia jest taka, jak po nich się podnosi.

W kadrze powinno być miejsce dla tzw. farbowanych lisów?
Dla mnie podstawą jest to, żeby reprezentant mówił po polsku. Albo chociaż się uczył, jeśli jeszcze nie zna języka. A nie przyjeżdżał na kadrę przez trzy lata i walił ściemę. Kiedy Obraniak na jakiejś konferencji powiedział trzy zdania łamanym polskim, wszyscy bili brawo. Paranoja. Nic do niego nie mam, jeśli będzie w formie, to niech gra w kadrze, ale niech da coś od siebie, zamiast zamykać się w pokoju.

Jest Pan optymistą przed meczem z Irlandią?
Nie ma co się nastawiać, że na pewno wygramy. Nie jesteśmy jakąś wielką reprezentacją. Mam nadzieję, że praca trenera Nawałki zaprocentuje i będzie lepiej. Kiedyś musimy w końcu zacząć grać. Widać po narodzie, że nadzieja jeszcze nie umarła. Gdybyśmy grali w połowie tak dobrze, jak dopingują nas kibice, bylibyśmy mistrzami świata. Nie oszukujmy się, na razie mocno rzeźbimy.

Polska The Times


Polecamy