menu

Szalony mecz w Gliwicach. Końcówka za szybka nawet dla Usaina Bolta (ZDJĘCIA)

31 maja 2014, 22:26 | Grzeogrz Ignatowski, ZA

Pojedynek Piasta Gliwice z Podbeskidziem Bielsko-Biała mógł zadowolić nawet najbardziej wybrednych kibiców. Spotkanie zakończyło się podziałem punktów, ale w ostatnich minutach wszystko zmieniało się w tempie zawrotnym nawet dla Usaina Bolta. Podbeskidzie najpierw wyrwało w doliczonym czasie gry jeden punkt z gardła gliwiczan, a następnie zaprzepaściło szansę na wygranie tego spotkania, nie wykorzystując rzutu karnego.


Jeszcze przed meczem kibice Podbeskidzie mogli poczuć się jakby ktoś próbował wbić im widelec w brzuch. Kilka chwil przed meczem w polskie media obiegła informacja, że Leszek Ojrzyński odejdzie z Podbeskidzia i to spotkanie jest dla niego ostatnim w roli szkoleniowca tego klubu. Były trener Korony Kielce wykonał kawał dobrej roboty i ból fanów "Górali" był całkowicie uzasadniony. Ale to miał być dopiero początek drogi przez mękę.

Jako pierwsze zaatakowało Podbeskidzie i po strzale Chrapka mogło być 1:0 dla gości, jednak świetnym refleksem popisał się Dariusz Trela, który podobnie jak Ojrzyński, opuści swój zespół po tym spotkaniu. Chwilę później po dośrodkowaniu Podgórskiego z rzutu wolnego defensywa bielszczan mocno przysnęła, z czego skwapliwie skorzystał Wojciech Kędziora, który celnym strzałem wyprowadził gospodarzy na prowadzenie. Siedem minut później było już 2:0! Badia przeprowadził świetną akcję lewym skrzydłem, po czym dograł do Jurado, a ten nie dał szans Richardowi Zajacowi na udaną interwencję. Teraz kibice "Górali" mieli wrażenie, jakby widelec przebił skórę.

To uczucie podsycały kolejne akcje Piasta, które nie przyniosły jednak następnych bramek. Podbeskidzie doszło do głosu dopiero pod koniec pierwszej połowy i trudno zrozumieć jak to się stało, że Chrapek, Telichowski czy Sokołowski nie potrafili postawić kropki nad "i". Podopieczni trenera Ojrzyńskiego schodzili do szatni w kiepskich nastrojach, ale chyba już wtedy czuli, że jeszcze nie wszystko stracone.

Wystarczyło siedem minut od wznowienia gry, żeby na tablicy świetlnej pojawił się wynik 1:2. Bohaterem "Górali" okazał się Błażej Telichowski, który celnym strzałem głową wykończył dośrodkowanie z rzutu wolnego Marka Sokołowskiego. Od tego momentu było jasne, że w tym spotkaniu jeszcze będzie dużo emocji.

Podbeskidzie naciskało, ale bramka Treli była niczym zaczarowana. W końcówce Leszek Ojrzyński postawił wszystko na jedną kartę i przesunął do ataku Telichowskiego, zupełnie nie przejmując się tym co będzie się działo w defensywie. Do ostatniej minuty starania bielszczan nie przyniosły efektu, zupełnie jakby ktoś rzucił urok, ale kiedy minął regulaminowy czas gry czar prysł. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego w polu karnym wytworzyło się potworne zamieszanie. Największą przytomnością wykazał się Tomasz Górkiewicz i to właśnie on sprawił, że kibice Podbeskidzia zapomnieli o bólu brzucha i w końcu mogli się cieszyć tym spotkaniem.

Chwilę później w polu karnym faulowany był Malinowski i sędzia podyktował rzut karny dla gości. Do piłki podszedł Marek Sokołowski i... tym razem powody do radości mieli kibice z Gliwic, bowiem jego strzał obronił Dariusz Trela. W tym momencie limit emocji został zdecydowanie przekroczony, więc sędzia słusznie odgwizdał koniec spotkania. Podział punktów można uznać za sprawiedliwy wynik.

Sezon 2013/2014 gliwiczanie zakończyli na 12. miejscu, a bielszczanie na 10. pozycji.


Polecamy