menu

Świetny debiut Matsuiego w Lechii jedynie na wagę punktu z Podbeskidziem

22 lipca 2013, 19:53 | Michał Jackowski

Wielka Barcelona do Gdańska nie dotarła. Takich problemów nie miała drużyna z Bielska-Białej, która chciała godnie zastąpić Dumę Katalonii. Lepiej złożyć się nie mogło, przecież obie drużyny są prowadzone przez polskich odpowiedników Mourinho i Guardioli.

Pierwsze 15 minut spotkania niczym nie różniło się od rozgrywanych do tej pory w tym czasie meczów towarzyskich. Gra była wolna, piłkarze sprawiali wrażenie rozleniwionych i żadna z drużyn nie stworzyła choćby zalążka dobrej akcji. Tylko zdaje się, że nikt nie poinformował niespełna 12 tysięcy ludzi, że zawodnicy umówili się na mecz towarzyski.

W 16. minucie po szarży coraz pewnej grającego Aleksandra Jagiełły goście mieli rzut rożny. Bartłomiej Konieczny wygrał pojedynek główkowy z Jarosławem Bieniukiem, ale piłka minęła słupek o kilkadziesiąt centymetrów, bramkarz gospodarzy byłby bez szans.

W 23. minucie kolejna szarża Jagiełły przyniosła już zamierzony efekt. Wypożyczony z Legii zawodnik posłał mocną i dokładną piłkę w pole karne, a tam wykorzystując bierność Oualembo, pięknym strzałem głową akcję zakończył Marcin Wodecki. Mateusz Bąk, wracający do Gdańska po 4 latach, nie miał najmniejszych szans i nie przebierając w słowach wyjaśnił kongijskiemu obrońcy, że nie znajduję się na plaży i nie może bezkarnie podziwiać pięknych gdańskich widoków.

Grę Lechii cechował chaos i właśnie z tego chaosu mogło, a właściwie powinno paść wyrównanie. Przypadkowo dostarczona na prawe skrzydło piłka, dobre dośrodkowanie, mocny strzał Wiśniewskiego, interwencja Rybanskiego i dobijający strzał z 6 metrów Adam Duda katastrofalnie się pomylił. Ledwo sezon zaczął się, a my już mamy pewniaka do nominacji na pudło rundy.

Gdańszczanie szukali swojej szansy w zagrywaniu prostopadłych piłek do Dudy. Młody napastnik jednak nie potrafił utrzymać nerwów na wodzy i co chwilę łapany był na pozycji spalonej. W prostopadłych podaniach lubował się głównie Daisuke Matsui. Kreowany na gwiazdę ekstraklasy Japończyk rozdzielał piłki nieźle, był aktywny, ale koledzy nie potrafili skorzystać z umiejętności doświadczonego piłkarza.

Po zdobyciu gola, Podbeskidzie do końca pierwszej połowy skupiło się jeszcze mocniej na defensywie i nielicznych kontratakach. „Górale” w obronie zachowywali się jakby byli jednolitą, solidną skałą, której nie zaszkodziło skruszenie spowodowane kontuzją Tomasza Górkiewicza. W 37. minucie kontuzjowanego zawodnika zmienił debiutujący w Podbeskidziu Wojciech Szymanek.

Kto spodziewał się, że gdańszczanie podrażnieni w pierwszej połowie i dodatkowo zmotywowane w przerwie przez trenera Probierza, rzucą się do gardeł rywali - srogo się rozczarował. Symbolem nieporadności Lechii było to, że najgroźniejszą akcją w pierwszym kwadransie drugiej połowy, był strzał z 30 metrów Pietrowskiego, poprzedzony wymianą podań z wprowadzonym po przerwie Grzelczakiem. Dwóch zawodników nie mogło jednak rozmontować tak perfekcyjnie grającej defensywy Podbeskidzia.

W 66. minucie kapitalnym prostopadłym podanie a'la Mirosław Szymkowiak, popisał się Pietrowski. A jeśli zagrywał jak Szymkowiak, to piłka musiała być skierowana do... Frankowskiego. Niestety, Przemysław Frankowski techniki strzału musi się jeszcze uczyć od swojego słynnego poprzednika i Lechia zmarnowała kolejną doskonała szansę na wyrównanie.

Gdańszczanie zaczęli jednak zdecydowanie przeważać w końcówce, lepiej wytrzymując trudy spotkania. Nie było to wynikiem rewelacyjnej gry, tylko tego, iż Bielszczanie zaczęli się cofać coraz bardziej. W 77. minucie defensywa Podbeskidzia popełniła pierwszy błąd i Grzelczak wykorzystał sytuacje sam na sam, jednakże pierwszy błąd w meczu można było zapisać również na konto sędziów, gdyż liniowy podniósł w górę chorągiewkę. Niesłusznie, bo spalonego nie było, a piłka zatrzepotała w siatce bez efektu.

Minutę później jednak nie było już najmniejszych wątpliwości. Niewidoczny w drugiej połowię Matsui, po raz kolejny udowodnił, że jak na polskie warunki jest Panem Piłkarzem. Ładnie przyjął piłkę w polu karnym, sprytnym zwodem minął Łatkę i niezbyt mocnym strzałem pokonał Rybanskiego.

Podbeskidzie za swoją bierną postawę zapłaciło najwyższą cenę. Na dwie minuty przed końcem regulaminowego czasu gry, lewy obrońca gdańszczan Oualembo postanowił się zrehabilitować za swój błąd z pierwszej połowy. Teraz na plaży byli „górale” i tak zafascynowani morzem nie upilnowali Matsui. Ten pewnym strzałem z 10 metrów pokonał bezradnego bramkarza gości.

Gdy kibice Lechii świętowali już zwycięstwo, spadł na nich grom z jasnego gdańskiego nieba. Rzut wolny w 93. minucie, wykonany przez Rudolfa Urbana i Błażej Telichowski rzutem na taśmę, głową, strzelił wyrównującego gola. Po tym zagraniu sędzia zakończył spotkanie.

Remis w tym spotkaniu nikogo nie może krzywdzić. Lechia grała słabo i chaotycznie, jedynym jej atutem był debiutujący w Polsce Japończyk Matsui. Podbeskidzie natomiast wyróżniło się tylko dobrą grą w defensywie i to tylko przez 75 minut spotkania. W drugiej połowie zespół z Bielska-Białej nie stworzył sobie żadnej sytuacji na zdobycie gola, aż do... 93 minuty.


Polecamy