Nowy menedżer Sunderlandu jest oskarżany o faszyzm i rasizm
Niewielu trenerów wzbudza takie emocje jak on. Kiedy Sunderland zwolnił Martina O'Neilla, zatrudniając w jego miejsce Paolo Di Canio, media rozpętały burzę. Włoch, prowadzący ostatnio Swindon Town nie ma większego doświadczenia w pracy menedżera. To byłoby do przełknięcia, jednak Di Canio znany jest ze skrajnie prawicowych poglądów.
Liga angielska: Carlos Tevez ukarany
Faszysta, ale nie rasista
Na znak protestu z funkcji wiceprezesa klubu zrezygnował David Miliband, były poseł lewicowej Partii Pracy. Szef związku zawodowego górników pobliskiego hrabstwa Durham był oburzony. - Jak tysiące górników zawsze kibicowałem Sunderlandowi. Ale są rzeczy ważniejsze niż futbol. Di Canio w roli trenera to hańba i zdrada dla ludzi, którzy walczyli z faszyzmem i przez niego zginęli - grzmiał.
Szef organizacji Football Against Racism in Europe Piara Powar również zaprotestował. - Martwi nas, że trener zespołu Premier League, najchętniej oglądanej ligi świata, nie chce wyjaśnić kwestii swoich poglądów. Hipokryzją byłoby piętnowanie rasistowskich zachowań kibiców, jak pozdrowienia używanym przez nazistów salutem rzymskim, a przymykanie oka na trenera, który określa siebie jako faszystę - twierdzi Powar.
Działacz nawiązuje do wywiadu z 2005 roku, którego Di Canio udzielił po derbach Rzymu. Napastnik pozdrowił kibiców Lazio salutem rzymskim. - Jestem faszystą, ale nie rasistą - tłumaczył później. Jego poglądy odzwierciedla też wytatuowane na prawym ramieniu łacińskie słowo "DVX" (lider), odpowiednik włoskiego "Il Duce", jednoznacznie kojarzonego z Benito Mussolinim. Temu ostatniemu Di Canio poświęcił sporo miejsca w swojej autobiografii. Przyznał, że jest nim zafascynowany.
Nie jestem politykiem
Włoch broni się przed zarzutami. - Nie wiem, czemu mam odpierać oskarżenia za każdym razem, kiedy zmieniam klub. Ja rasistą? Nonsens. Kiedy jeszcze grałem w Premiership, moimi najlepszymi przyjaciółmi byli Trevor Sinclair i Chris Powell [obaj są czarnoskórzy - red.]. Oni powiedzą wam, jaki naprawdę jestem - wyjaśnił na swojej pierwszej konferencji prasowej.
- Nie chcę rozmawiać o polityce. To nie moja działka. Nie jesteśmy w parlamencie, tylko w klubie piłkarskim. Rozmawiajmy więc o sporcie - dodał Di Canio. Utrzymuje też, że przyznanie się do faszyzmu było mocno naciągnięte przez media.
- Jeśli ktoś czuje się urażony, przepraszam. Ale moje słowa zostały wyolbrzymione. W wywiadzie sprzed lat wyraziłem opinię, której strzępy media wykorzystały dla swoich korzyści. Została przedstawiona w bardzo, bardzo negatywnym świetle. A to była długa rozmowa i obszerny wywiad. To nie fair. Zdaję sobie sprawę z tego, że wywiady to część mojej pracy, ale czasem wykorzystywane są tylko, by stworzyć sensację - tłumaczył.
Włocha broni też jego były szef, prezes Swindon Jeremy Wray. - Wątpię, żeby którykolwiek z krytyków znał Paolo. Przez dwa lata ani razu nie rozmawialiśmy o polityce. Ma silną osobowość, ale nie jest poza kontrolą. Szanowaliśmy się nawzajem. Prawda jest taka, że Paolo odda Sunderlandowi duszę i ciało, jest tak lojalny - mówi.
Gwiazda rocka w Swindon
W Swindon Town początki miał trudne. Była to jego pierwsza praca w roli menedżera, wielu kibiców wątpiło, że szalony Włoch będzie właściwym człowiekiem na ławce ich drużyny. Ciągnęła się za nim łatka faszysty, sponsorujący klub związek zawodowy wycofał się ze wspierania Swindon. Di Canio szybko przekonał jednak do siebie miejscowych. Już po dwóch miesiącach dziewięć tysięcy kibiców skandowało na meczach jego nazwisko. W pierwszym sezonie wywalczył awans do League One. W drugim zostawił drużynę na miejscu gwarantującym play-offy o awans do Championship.
Zrezygnował w lutym z powodów pozasportowych. Oznajmił, że zostanie, jeśli do skutku dojdzie zmiana właściciela klubu (ostatecznie nie wypaliła). Wcześniej kłopoty finansowe spowodowały embargo transferowe. Bez jego wiedzy sprzedano lidera zespołu. Di Canio walczył do końca. Wyłożył nawet 30 tys. funtów z własnej kieszeni, by zatrzymać wypożyczonych graczy. - Będę miał mniej pieniędzy, ale wierzę, że z tymi piłkarzami mamy większą szansę na awans - argumentował Włoch.
Klub był dla niego najważniejszy. Jeszcze w styczniu wspólnie z kibicami do później nocy odśnieżał boisko. W końcu musiało być gotowe na nadchodzący mecz. Po zakończonej pracy w podziękowaniu zamówił dla fanów kilkadziesiąt tradycyjnych włoskich pizz.
Nic dziwnego, że pożegnano go z wielkim żalem. Po każdym meczu wybiegał na boisko i z szalikiem nad głową pozdrawiał kibiców. - Wyglądało to, jakby był gwiazdą rocka. Był jak Robbie Williams żegnający się ze swoimi fanami - wspominał jeden z pracowników Swindon.
Konflikty z piłkarzami
W poprzednim klubie, mimo problemów finansowych, osiągał świetne wyniki. Nie był jednak dla swoich graczy dobrym wujkiem. W sierpniu 2011, na początku pracy w Swindon (zatrudniono go w maju), starł się w tunelu z napastnikiem Leonem Clarkiem.
- Usłyszałem, jak obraża kolegów. Jako trener wziąłem go na bok i kazałem mu się uspokoić. Ale on dalej przeklinał. Złapałem go za koszulkę i przycisnąłem do ściany. Nie było to agresywne. Leon wciąż kazał wypier... piłkarzom starszym od niego. W końcu sam kazałem mu spier... - tłumaczył Włoch.
Latem pokłócił się z (byłym już) kapitanem Paulem Caddisem. Wesa Foderinghama nazwał "najgorszym zawodowym piłkarzem, jakiego widziałem na oczy". Bramkarz wdał się z nim w dyskusję i kopnął bidon z wodą po tym, jak Di Canio zmienił go w 21. minucie meczu.
Został też oskarżony o rasistowskie uwagi w stosunku do Jonathana Tehoue. Miał się zwracać do niego nie po nazwisku, lecz odnosząc się do jego koloru skóry. Angielska federacja oczyściła Di Canio z zarzutów, mimo to trener przeprosił zawodnika. Nie przedłużył jednak jego wypożyczenia - stwierdził, że ma w klubie lepszych graczy.
Szalony, ale uczciwy
Di Canio nie był też świętoszkiem jako piłkarz. Abstrahując od sprawy pozdrowienia fanów Lazio salutem rzymskim (zapłacił za to siedem tysięcy euro), zdarzały mu się też inne wpadki.
W 1998 r. podczas meczu jego Sheffield Wednesday z Arsenalem wdał się w bójkę z Marti-nem Keownem. Sędzia wyrzucił Włocha z boiska, Di Canio zrewanżował się i... popchnął go, rzucając go na murawę. Efekt? 11 meczów zawieszenia i 10 tys. funtów grzywny. Kilka miesięcy wcześniej pobił się z Tonym Vaughanem z Manchesteru City w meczu towarzyskim.
Gdy grał w West Hamie, podczas pucharowego meczu z Bradford sędzia nie podyktował trzech rzutów karnych, które wywalczył Włoch. Zdesperowany... usiadł przed Har-rym Redknappem i zażądał zmiany. Po usilnych namowach trener przekonał go do gry. Słusznie, bo Di Canio wykorzystał karnego (prawie pobił się z Frankiem Lampardem o to, kto ma strzelać), zaliczył asystę i pomógł zmienić wynik z 2:4 na 5:4.
Głośnym echem odbiło się też jego zachowanie ze spotkania z Evertonem, gdy - mając przed sobą pustą bramkę - złapał piłkę w ręce, by kontuzjowanemu bramkarzowi rywali mogła zostać udzielona pomoc medyczna. FIFA przyznała mu za to nagrodę fair play.
Którą twarz Di Canio zobaczymy w Sunderlandzie? Na pokazanie swoich możliwości ma tylko siedem meczów, ma punkt przewagi nad strefą spadkową. Pierwsza wielka próba czeka go już w niedzielę. Jego drużyna zagra na wyjeździe z Chelsea.
Zobacz także w Polska The Times: Boniek zamieszany we włoską aferę hazardową? Prezes PZPN dementuje: "Kosmiczna bzdura"