menu

Stawowy: Nie porzucam myśli o pracy w ekstraklasie

2 października 2015, 13:06 | Przemysław Franczak, Łukasz Madej / Gazeta Krakowska

- Miałem jedno zapytanie, nie chcę mówić z jakiego klubu, bo nic z tego nie wyszło, ale była to bardziej sondażowa rozmowa niż konkretna oferta. Żadnego innego telefonu nie było. I nie spodziewam się, żeby wkrótce to się zmieniło - mówi Wojciech Stawowy, który przyznaje, że ostatnio wypadł z trenerskiej karuzeli.

Wojciech Stawowy wypadł z trenerskiej karuzeli
Wojciech Stawowy wypadł z trenerskiej karuzeli
fot. Łukasz Kasprzak

Telefon dzwoni czy nie?
Nie dzwoni w sprawach, które mnie jako trenera by interesowały. Miałem jedno zapytanie, nie chcę mówić z jakiego klubu, bo nic z tego nie wyszło, ale była to bardziej sondażowa rozmowa niż konkretna oferta. Żadnego innego telefonu nie było. I nie spodziewam się, żeby wkrótce to się zmieniło.

Dlaczego?
Bo na rynku wolnych jest kilku doświadczonych trenerów, z większą liczbą osiągnięć niż ja. W tej kolejce jestem więc daleko z tyłu.

Spadł Pan z trenerskiej karuzeli?
Zdecydowanie. Porównałbym ją do takiej karuzeli łańcuchowej, i z tych łańcuchów wyrzuciło mnie dość daleko. Ciężko wskoczyć z powrotem.

Oferta z - powiedzmy - trzeciej ligi Pana interesuje?
Zawsze mówiłem, że dla mnie nie jest ujmą pracować w niższych ligach, bo kiedyś jako trener zaczynałem pracę właśnie tam, natomiast teraz bogatszy o doświadczenia z różnych klubów, wiem, że nie można popełnić zasadniczego błędu: to znaczy pchać się w takie miejsce, gdzie naprawdę ciężko cokolwiek zrobić, oczekiwania są ogromne, a trenera traktuje się jako osobę, która ma wszystko zmienić za pociągnięciem czarodziejskiej różdżki.

Mówimy o jakimś konkretnym klubie z Pana CV?
Mówię ogólnie o sposobach funkcjonowania klubów, w których aspiracje bywają olbrzymie, a możliwości są nieadekwatne do tego, by cele, o których mówiono, osiągać.

Czyli to raczej nie o Cracovii.
Absolutnie, uważam, że w Cracovii potencjał ludzki miałem dobry. Pokazaliśmy to zresztą na boisku, wróciliśmy po roku nieobecności do ekstraklasy, a w niej pierwszą rundę mieliśmy bardzo dobrą. Natomiast to, co potem zaczęło się dziać, te rzeczy, o których wielokrotnie mówiłem... Nie chciałbym do nich wracać, bo znowu powiedzą, że rozdrapuję rany.

Nas interesuje coś innego. Czy dziś, z perspektywy czasu, myśli Pan, że to wszystko mogło potoczyć się inaczej, a wasze relacje z prezesem Filipiakiem mogły wyglądać lepiej?
Mogły. Relacje zawsze buduje się po obu stronach. Nasze zdecydowanie inaczej by wyglądały, gdyby nie czepiano się mnie o rzeczy, które w ogóle nie były istotne. Bo jako szkoleniowiec nie mogę sobie pozwolić, żeby mi ktoś ustalał skład. Ale nawet pomijając te relacje między mną a profesorem, wydaje mi się, że sytuacja mogła się zupełnie inaczej potoczyć, gdyby zimą, kiedy po naprawdę dobrej rundzie jesiennej byliśmy zespołem w górnej części tabeli, różnymi decyzjami nie zburzono atmosfery w zespole. Ale też nie chcę całą odpowiedzialnością, że wiosna była taka a nie inna, obarczać profesora Filipiaka.

Ale wszystko rozsypało się po jego słynnym wywiadzie.
Bomba tykała już wcześniej, profesor tym wywiadem uruchomił tylko zapalnik.

[...]

Jakie plany na teraz?
Wspólnie z moimi byłymi piłkarzami, a dziś przyjaciółmi, czyli Marcinem Cabajem i Wojtkiem Ankowskim, postanowiliśmy otworzyć akademię piłkarską. Akademia funkcjonuje już od niecałego miesiąca w Sieprawiu, mamy na razie 90 dzieci. Tam będę realizował to, czego nie mogę realizować w seniorach, to znaczy będę te dzieci po prostu uczył grania w piłkę, bo myślę, że to ciągle jest u nas bolączka.

Rozumiemy, że dzieci w Sieprawiu nie będą wykopywać piłki na oślep.
Będzie zakaz [śmiech]. Złożyliśmy już nawet papiery do akademii Barcelony z prośbą, żebyśmy byli ich szkółką satelicką. Jest duże prawdopodobieństwo, że tak się stanie. Jeszcze trochę wymogów musimy spełnić, ale w tym kierunku idziemy, żeby być takim drugim ośrodkiem w Polsce po Warszawie. Nawet barwy mamy już zrobione pod Barcelonę.

A nazwę?
Wielu ludzi, jak to przeczyta, będzie się ze mnie śmiać, ale co tam, niech się śmieją. Nazywamy się Akademia Futbolu Siepraw „Estilo de Espana” (styl hiszpański - red.). Nigdy nie ukrywałem swojego zamiłowania do piłki hiszpańskiej, choć nigdy wzorców z niej bezrefleksyjnie nie małpowałem, i po prostu chcę dzieci uczyć grać. Grać, nie kopać. Ja nie mogę patrzeć, gdy widzę zawodników, którzy bez sensu wybijają piłkę.

Dla Pana szkółka to powrót do korzeni.
Czasem życie zatacza koło. Skoro zaczynałem z młodzieżą, to może mam z nią skończyć.

Skończyć?! W styczniu obchodzić Pan będzie dopiero 50. urodziny.
Dlatego nie porzucam myśli o pracy w ekstraklasie, bo to rzecz, której na pewno mi brakuje, ale - jak powiedziałem - już się nie napinam. Jest ta szkółka i to będzie wielka satysfakcja, jeżeli uda nam się wychować kilku zawodników, którzy będą fajnie grać w piłkę.

Teraz swojego CV Pan po klubach nie rozsyła?
Nigdy w życiu nie wysłałem i nie wyślę.

Czytaj cały wywiad w Gazecie Krakowskiej!
Gazeta Krakowska


Polecamy