Co za mecz "Stalówki"! Wielki Widzew na kolanach
To był jeden z najlepszych, a być może najlepszy mecz Stali Stalowa Wola pod wodzą trenera Krzysztofa Łętochy. Po kapitalnej grze hutnicy efektownie pokonali dotychczasowego lidera, łódzki Widzew.
fot. Marcin Radzimowski
[b]Stal Stalowa Wola – Widzew Łódź 3:0 (0:0)[/b]
[b]Bramka:[/b] 1:0 Robert Dadok 62, 2:0 Robert Dadok 72, 3:0 Michał Trąbka 75
[b]Stal:[/b] Frątczak – Waszkiewicz, Czajkowski, Janiszewski, Sobotka – Żyliński, Dadok (86. Łętocha), Stelmach (88. Jopek), Trąbka – Dziubiński (84. Mroziński), Kitliński (76. Trubeha)
[b]Widzew:[/b] Wolański – Kamiński, Paszliński, Zieleniecki, Pigiel (73. Ameyaw), Gutowski, Kazimierowicz, Paulius (65. Falon), Zuziak (58. Świderski), Michalski, Demjan (68. Mąka)
[b]Sędziował:[/b] Mateusz Bielawski (Katowice)
[b]Po trzech kolejkach pierwsze zmiany w składzie[/b]
Do tej pory trener Krzysztof Łętocha trzymał się „żelaznej jedenastki” nie dokonując w trzech pierwszych kolejkach choćby jednej zmiany w podstawowym składzie. Dwie kolejne porażki: w wyjazdowym meczu z Elaną Toruń i jeszcze bardziej bolesna w Pucharze Polski z Legionovią wymusiły jednak na szkoleniowcu „Stalówki” kilka roszad. - Ten mecz posłużył nam jako bardzo dobry przegląd kadr, pokazał w którym miejscu są niektórzy zawodnicy i jaka w tej chwili jest jej przydatność do drużyny – mówił po środowym pojedynku.
Zarówno w Toruniu, jak i w pucharowym spotkaniu, na listę strzelców wpisał się, pozyskany przed sezonem, z Garbarni Kraków Michał Kitliński i w nagrodę sobotni mecz z Widzewem rozpoczął od pierwszej minuty. Piotra Mrozińskiego zastąpił w środku pola Przemysław Stelmach, a za kapitana zespołu Michała Mistrzyka na prawej flance defensywy pojawił się Adam Waszkiewicz.
[b]Bez goli, ale na dobrym poziomie[/b]
Mimo tego, że w pierwszych 45 minutach kibice na „Izo Arenie” nie doczekali się goli, oglądali ciekawe i – co najważniejsze – dobre piłkarsko widowisko. Dość nieoczekiwanie dużo lepsze wrażenie sprawiali piłkarze Stali, którzy grając konsekwentnie i twardo w tyłach nie pozwalali faworyzowanym rywalom na zbyt wiele, a sami z łatwością przedzierali się pod ich pole karne.
Dogodnych sytuacji do objęcia prowadzenia nie brakowało. Najlepsze mieli w 19 i 31 minucie odpowiednio Robert Dadok i Kitliński, ale najpierw ten pierwszy przegrał pojedynek sam na sam z dobrze dysponowanym Patrykiem Wolańskim, a drugi w jeszcze lepszej pozycji minimalnie przestrzelił.
Widzewiacy poważniej zagrozili bramce Doriana Frątczaka tylko raz (bramkarz Stali wyszedł zwycięsko z pojedynku z Mateuszem Michalskim).
[b]Mogło być 0:1, a był koncert Stali[/b]
Podopiecznym Radosława Mroczkowskiego pozostanie już tylko przypuszczanie, jak potoczyłyby się losy spotkania na Izo Arenie, gdyby w 51 minucie kolejnej znakomitej okazji nie wykorzystał Michalski (ponownie górą Frątczak).
Jedno nie ulega wątpliwości – od tego momentu na boisku istniał już tylko jeden zespół. I nie byli to bynajmniej faworyzowani przyjezdni. Stalowowolanie grali jak z nut, raz po raz stwarzając zagrożenie pod bramką faworyta. Strzelanie rozpoczął w 62 minucie Robert Dadok popisując się przepięknym uderzeniem nożycami z 12 metrów. Ten sam zawodnik, po raz drugi w meczu, a już trzeci w tym sezonie, wpisał się na listę strzelców dziesięć minut później, wykończył kontrę swojego zespołu i wykorzystał dogranie Michała Trąbki. A sam Trąbka pozazdrościł swojemu koledze i dopełnił dzieła zniszczenia Widzewa, choć przy małej „pomocy” Sebastiana Zielenieckiego. Łódzki obrońca zmienił tor lotu piłki i zaskoczył swojego bramkarza.
[b]Koniec z „klątwą Widzewa”[/b]
Piłkarze Stali odnieśli pierwsze w historii zwycięstwo nad łódzkim Widzewem! W dotychczasowych 14 spotkaniach (począwszy od sezonu 1987/88) aż 10 razy górą byli łodzianie i tylko cztery razy obie drużyny podzieliły się punktami. Bilans goli do tej pory wyglądał dla stalowowolskiej drużyny koszmarnie (5:23). Sobotnim triumfem znacznie go poprawili.
[B]POLECAMY RÓWNIEŻ:[/B]
ZOBACZ TEŻ: FLESZ: Jerzy Brzęczek nowym selekcjonerem reprezentacji Polski