Bolesny koniec pięknej serii. PGE Stal Mielec musi się szybko podnieść
Od 27 października aż do ostatniej niedzieli piłkarze PGE Stali Mielec byli niepokonani w lidze. Teraz trzeba będzie się podnieść po ciężkim ciosie od Bruk-Bet Termaliki Nieciecza.
fot. Kuba Zegarliński
Oglądając powtórkę niedzielnego meczu można dojść do wniosku, że jest on szalenie trudny do jednoznacznej oceny. Oczywiście wynik 0:3 poszedł w świat, ale nie mówi on wszystkiego, a w niektórych momentach nawet zakłamuje rzeczywistość. Mielczanie byli tego dnia bezradni - to na pewno prawda, nie oddawali strzałów, brakowało im konkretów pod bramką przeciwnika. Co jednak najważniejsze i najbardziej brzemienne w skutkach, popełnili za dużo błędów indywidualnych. Niemal wszystkie z nich zakończyły się utratą bramki.
- Nikt z nas nie wyobrażał sobie takiej inauguracji na naszym stadionie, to nas bardzo boli - smutno konstatował na pomeczowej konferencji trener Dariusz Marzec. Szkoleniowiec mieleckiej Stali kręcił głową z niedowierzania, gdy przed dziennikarzami starał się zanalizować bramki tracone przez swój zespół. Te z drugiej połowy nazwał bardzo dosadnie - To było kuriozum - stwierdził.
- W drugiej połowie gra jest równorzędna i nagle tracimy dwie kuriozalne bramki. Obydwie poszły z kontry po naszych ewidentnych stratach. W pierwszej sytuacji wydaje się, że wszystko mamy pod kontrolą, przeciwnik dośrodkowuje z niewygodnej pozycji, bramkarz pewnie złapałby tę piłkę, gdyby nie rykoszet i tracimy gola. Przy trzeciej bramce znów nadziewamy się na kontrę, po głupiej stracie i mimo, że mamy przewagę w linii obrony, ale i tak tracimy bramkę - analizował.
Trener skupił się na analizie dwóch bramek z drugiej połowy, ale być może ważniejsza była ta z pierwszej połowy, stracona z rzutu karnego. - Taki gol z niczego - mówił po meczu Krystian Getinger.
- Ten gol podciął nam skrzydła. Popełniliśmy błąd przy rzucie z autu, nagle piłka znalazła się w naszym polu karnym, faul, i sędzi zagwizdał rzut karny. Termalica grała bardzo dobrze w obronie, nie pozwalała nam na wiele, a taki gol jeszcze bardziej pozwolił im grać to, co chcieli - dodawał Grzegorz Tomasiewicz.
Na szczęście, mimo zwieszonych głów po takiej dotkliwej porażce, nikt w Mielcu nie ma zamiaru się poddawać. W końcu każda seria kiedyś się kończy, a najważniejsze teraz, to odpowiednio zareagować na niedzielne niepowodzenie. - Na pewno się nie poddajemy, może ten zimny prysznic był nam potrzebny - podkreślał trener Marzec. - Powiedziałem chłopakom: głowy do góry, liga dopiero się zaczęła i mamy jeszcze kawał roboty do wykonania - dodał.
Podkarpacki Związek Piłki Nożnej przekazał stroje sportowe dla nowych klubów
[xlink]bca3810a-f9be-e2dc-2993-7ccc1b1ebf56,05211654-1200-110e-8015-67a03a9e7c8c[/xlink]