Legia w Lidze Mistrzów - na przypale, albo wcale! [KOMENTARZ]
Niesamowity ból głowy mają dziennikarze opisujący wczorajsze mordobicie w Dortmundzie. No bo z jednej strony osiem (OSIEM!!!) straconych goli - czyli dramat. A z drugiej - cztery (CZTERY!!!) strzelone na wyjeździe - czyli szacun. Nie będziemy Legii czołgać, bo na to nie zasłużyła. Nie będziemy jej też przesadnie chwalić, bo nie była to jednak gra jak równy z równym, co niektórzy wbrew zdrowemu rozsądkowi próbują nam od wczoraj wmówić.
fot. AP Photo
Liga Mistrzów od początku miała być nagrodą. Wisienką na torcie. Wymarzoną zabawką. Po losowaniu tylko ugruntowało się to przekonanie - bawmy się, cieszmy i do tego uczmy. Niepoprawni optymiści marzyli oczywiście o Lidze Europy, która w sumie nadal jest możliwa, ale nie żartujmy - każdy w miarę trzeźwo myślący człowiek wiedział, na co skazana będzie na salonach Legia.
Pierwszy dzwon od Borussii, drugi od Sportingu, trzeci od Realu - może i postęp był, ale co do jednego nie mogliśmy mieć wątpliwości - prędzej wyhodujemy pietruszkę na Marsie niż opędzlujemy taką grupę. Punkt z Realem był wspaniałym i historycznym wydarzeniem. Trzeba się z niego cieszyć, bo wreszcie pozytywnie zaszokowaliśmy Europę. Pokazaliśmy, że potrafimy nie tylko wszczynać burdy, ale i w miarę nieźle kopać piłkę.
Gdyby ktoś mi powiedział, że w dwóch kolejnych meczach z Realem Madryt i Borussią Dortmund strzelimy siedem bramek, to poleciłbym mu wytrzeźwieć i na ochłodę wsadzić łeb do wiadra z lodem. Znów zrobiło się o nas głośno i to niekoniecznie w tym złym kontekście, choć oczywiście końcowy wynik z Dortmundu dumą nie napawa. Nadal nierozstrzygnięta pozostaje bowiem zasadnicza kwestia - chwalić czy ganić? Cieszyć się z czterech bramek czy zapłakać nad ośmioma straconymi?
Jednomyślności nigdy nie będzie, bo gdzie dwóch Polaków, tam trzy opinie, ale my ganić nie będziemy. - Dziecko mające roczek, uczy się chodzić. Jeśli będzie się przewracać i podda się, nie zrobi postępów - słusznie powiedział po meczu trener Magiera. To była nauka. Bolesna, ale nauka. Legioniści próbowali grać i przeciwstawić się potężnej sile. Nie bronić z podkulonym ogonem błagając o możliwie najniższy wymiar kary - ten wariant przerobiliśmy już w pierwszym meczu w Warszawie i goście niespecjalnie naszych próśb posłuchali. Tym razem poszliśmy na wymianę ciosów wiedząc, że możemy dostać w ryj. I dostaliśmy. Mocno. Ale lepiej silniejszemu chociaż oko podbić, niż się w krzakach jak tchórz chować.
LIGA MISTRZÓW w GOL24
Więcej o LIDZE MISTRZÓW - newsy, wyniki, terminarze, tabele
Legia wśród historycznych niespodzianek Ligi Mistrzów [GALERIA]