Lechici trenują, a Murawski baluje. Czas jasno określić przyszłość banitów [KOMENTARZ]
Mijają dwa tygodnie, odkąd Bartosz Ślusarski i Rafał Murawski zostali wyrzuceni z pierwszego zespołu Lecha. Obaj banici od tego czasu trenują z zespołem rezerw, nie znaleźli się również w kadrze na obóz do Hiszpanii. Czy mają jeszcze szanse na powrót do zespołu?
fot. Grzegorz Dembiński
Rafał Murawski mocno imprezował w Gdyni. Czy Rumak zauważy formę? (ZDJĘCIA, SONDA)
„Teraz ruch należy do nich” – to stanowisko najczęściej pojawia się w wypowiedziach osób, związanych z klubem odnośnie sytuacji dwóch doświadczonych zawodników. W tym tonie komentował sprawę Mariusz Rumak, podobne stanowisko przedstawił Piotr Reiss. Sztab szkoleniowy oczekuje najwyraźniej na akt skruchy zawodników, a póki taki nie nastąpi, będą trenować we Wronkach, ewentualnie występować na trzecioligowych boiskach.
Wszystko jest pokłosiem zbyt długiego świętowania imienin trenera na obozie w Jarocinie, ale to tylko część prawdy. Wiadomo, że Murawski i Ślusarski nawrzucali drugiemu szkoleniowcowi Jerzemu Cyrakowi, że konflikt narastał od dawna, a w spięciu wzięła udział większa ilość zawodników. Dokładnie jednak ciężko określić, w jaki sposób obaj wymienieni zapracowali sobie na przygotowania we Wronkach. Do tej pory Rumak stał na stanowisku, że drużyna stanowi monolit, w wypadku ataków dziennikarzy bronił swoich podopiecznych, podkreślał ogromną rolę każdego zawodnika. Najwyraźniej tym razem czara goryczy się przelała.
Obaj banici nie znaleźli się w kadrze na obóz do Hiszpanii, a w sobotę zagrali w sparingu rezerw z czwartoligową Wartą Międzychód. Ślusarski zdobył dwa gole, Murawski dołożył jednego, ale widać musiał być dla niego bardzo ważny, bo później został przyłapany na baletach w Gdyni. Picie podczas okresu przygotowawczego chyba nie jest dobrą metodą na walkę o powrót do zespołu?
Nie chcę rozstrzygać, czy Rumak postąpił słusznie, pozbywając się obu zawodników z zespołu, gdyż nie wiem dokładnie, co się stało w Jarocinie. Prawdą jest, że trener w zespole piłkarskim musi być szefem, a zawodnicy powinni podporządkować się jego zaleceniom. I to bez znaczenia, czy chodzi o doświadczonego Rafała Murawskiego, czy o młodego żółtodzioba, stawiającego pierwsze kroki w piłce.
Chodzi o coś innego – że upływający czas znacząco zmniejsza szanse powrotu obu do pierwszego zespołu. Nie chodzi tu już o bale Murawskiego na wybrzeżu, raczej o fakt, że obaj nie trenują z drużyną i nie będą właściwie przygotowani na pierwsze mecze rundy wiosennej. Przydałoby się zatem jasne stanowisko klubu odnośnie ich przyszłości. Jeżeli sztab szkoleniowy nie planuje ich przywrócić – to czemu jasno tego nie powiedzieć? A jeżeli planuje – to co obaj robią we Wronkach? Nie powinni się czasem przygotowywać z resztą zespołu? Nie lepiej było doprowadzić do męskiej rozmowy przed zgrupowaniem i jasno wyjaśnić tę kwestię?
Jasne określenie w tej kwestii wymagałoby jednak od klubu jeszcze jednego faktu – wskazania następców Murawskiego i Ślusarskiego. Zespół opuszcza bowiem dwóch doświadczonych zawodników, a po stronie sprowadzonych wciąż widnieje tylko nazwisko dogadanego jeszcze latem Paulusa Arajuuri. Powiedzenie „Murawski w Lechu już więcej nie zagra” niosłoby za sobą konieczność stwierdzenia „Szukamy następcy dla Murawskiego”. A transferów w obecnym okienku transferowym władze Lecha unikają jak ognia.
Zastąpienie obu zawodnikami z obecnej kadry jest nieco złudne. Zauważmy, że Ślusarski, choć na jesień strzelił w lidze tylko dwa gole, był jedynym zmiennikiem Łukasza Teodorczyka. Rumak nie dostrzegał, że jako napastnik może grać Kasper Hamalainen, nie widział na ławce rezerwowych utalentowanych Dariusza Formelli oraz Dawida Kownackiego. Teraz okazuje się, że każdy z nich może grać na szpicy. Zatem czemu nikt nie grał jesienią? Dodam, że osobiście cieszę się, że obaj młodzi w końcu będą musieli dostać szansę gry, ale ciężko spodziewać się, by nagle zaczęli seryjnie zdobywać gole.
Podobnie ma się sprawa z Murawskim. Jeszcze jesienią szkoleniowiec Lecha podkreślał, jak ważną rolę pełni na boisku. Teraz okazuje się, że może zastąpić go Dimitrije Injac, który przez ostatni rok grywał sporadycznie, albo Karol Linetty, mający za sobą słabiutką rundę. Oficjalna strona klubu zapowiada, że wiosna ma należeć do niego. Co jednak będzie, jeśli te zapowiedzi się nie spełnią.
Klub nie chce określić jasno przyszłości obu graczy, bo to wymagałoby poszukiwania wzmocnień. Przy okazji, za pośrednictwem oficjalnej strony, buduje obraz bardzo szerokiej kadry. Ciekawe, co z niego zostanie, gdy – odpukać – poznaniaków dopadnie podobna plaga kontuzji, jak na jesień. Ale po co się wzmacniać, tak będzie łatwiej znaleźć alibi w razie niepowodzenia. Zawsze będzie można stwierdzić, że nie ma kim grać.
LECH POZNAŃ - serwis specjalny Ekstraklasa.net
Czytaj również: TRANSFERY [NA ŻYWO]