menu

Smoliński show w Brzesku. Olimpia ograła Okocimskiego

10 maja 2014, 18:47 | Jakub Podsiadło

Dwa wspaniałe trafienia Marcina Smolińskiego dały Olimpii Grudziądz wygraną 2:0 (2:0) w sobotnim meczu z Okocimskim Brzesko. Dzięki zwycięstwu w Brzesku Olimpia ma szansę włączyć się do walki o awans do Ekstraklasy. Porażka "Piwoszy" oznacza, że są na prostej drodze do spadku z pierwszej ligi.

Olimpia Grudziądz wygrała z Okocimskim
Olimpia Grudziądz wygrała z Okocimskim
fot. Dawid Gus

W sobotę na stadionie w Brzesku doszło do niecodziennego spotkania - na boisku zeszło się bowiem trzech mistrzów Polski w piłce nożnej. Los tak pokierował karierami Radosława Jacka (mistrz Polski 2005 z Wisłą), Daniela Bruda (MP 2011, również w barwach "Białej Gwiazdy") i Marcina Smolińskiego (tytuł z Legią w 2006), że całej trójki nie ma już w poważniejszej piłce, jeśli w ogóle zdążyli w niej zaistnieć. "Piwosze" Jacek i Brud są już jedną nogą w drugiej lidze, a niedoszłemu kadrowiczowi Smolińskiemu bliżej do sportowej emerytury w Grudziądzu niż do powrotu na salony. Jeśli dodać do tego chmarę piłkarzy z ekstraklasową przeszłością po obu stronach, dla postronnego obserwatora sugerującego się jedynie statystykami pojedynek Okocimskiego z Olimpią mógłby jawić się jako starcie starych wyjadaczy, którzy tylko na moment zapomnieli, jak gra się w piłkę.

Statystyki swoje, a pierwszoligowa rzeczywistość swoje - oba zespoły rozpoczęły sobotnie spotkanie taktyką "na hurra", polegającą głównie na ostrzeliwaniu się nawzajem z dystansu. Festiwal nieudolności przerwał dopiero Marcin Smoliński - gdyby nie rykoszet w 17. minucie, płaski strzał pomocnika Olimpii niechybnie zaskoczyłby Mateusza Kuchtę. Kilka minut później jeden z najmłodszych, jeśli nie najmłodszy bramkarz na pierwszoligowych boiskach nie miał już tyle szczęścia. Po faulu Daniela Bruda na debiutancie Bartoszu Śmietance do piłki ustawionej na 25. metrze od bramki Kuchty podszedł Smoliński i huknął prosto w okienko bramki gospodarzy (21. minuta — 0:1). Młody bramkarz "Piwoszy" musiałby mieć co najmniej półtora raza dłuższe ramiona, żeby wybić perfekcyjne uderzenie byłego legionisty. Z trójki byłych mistrzów Polski to właśnie "Smoła" potwierdził, że jeśli czyjkolwiek mistrzowski medal był zasłużony, to właśnie jego. Ledwie pięć minut po pierwszym trafieniu Olimpii lewą stroną boiska pomknął Maciej Rogalski, kompletnie skołował dwóch obrońców Okocimskiego i oddał piłkę Smolińskiemu. Ten podbił ją sobie zupełnie, jak na podwórku i potężnym strzałem z powietrza pokonał Kuchtę (26. minuta — 0:2). Garstka kibiców zgromadzona na stadionie w Brzesku może pocieszyć się tylko tym, że widziała na własne oczy murowanego kandydata do bramki sezonu. Kto w takim momencie pamiętałby o siedzącym na ławce rezerwowych najlepszym strzelcu Olimpii, Adamie Cieślińskim?

Tuż po zdobyciu drugiego gola trener Dariusz Kubicki momentalnie zarządził zwarcie szyków i od drugiego trafienia Smolińskiego do samego końca spotkania historia sobotniego meczu to opowieść o ofensywnej niemocy Okocimskiego. Snujący się w ataku jak cień Patryk Stefański był jeszcze gorszy od Jakuba Grzegorzewskiego, za którego wskoczył do wyjściowej jedenastki. "Piwosze" mieli okazję do nawiązania kontaktu z przyjezdnymi dopiero w 51. minucie - gapiostwo obrony Olimpii doprowadziło do tego, że po idealnym wyłożeniu piłki Kacper Tatara szczęśliwie dla grudziądzan posłał piłkę na wysokość bramki, ale tej do futbolu amerykańskiego. Kiedy wydawało się, że pudła Tatary już nic nie może przebić, w 64. minucie po rzucie wolnym Sobotki i zgraniu głową w pole karne Radosław Jacek uderzył piłkę tak, że ta zatańczyła na linii bramkowej, ostatecznie nie wpadając na siatki. Kapitan Okocimskiego zawzięcie protestował i zaklinał się prawdopodobnie na wszystkich świętych, że futbolówka całym obwodem minęła linię i bramka powinna zostać uznana. Sędzia Daniel Kruczyński był głuchy na przysięgi Jacka i po ponad godzinie gry po stronie gospodarzy nadal widniało zero. Defensywa Olimpii uformowała ścianę, od której do samego końcowego gwizdka ataki "Piwoszy" odbijały się jak od ściany. Wyrwę w monolicie w samej końcówce zauważył Daniel Brud, jednak jego podkręcony strzał przytomnie obronił Michał Wróbel i były wiślak nie odkupił win za faul z 21. minuty.

Olimpia dowiozła szczęśliwy wynik do samego końca w połowie dzięki własnej rozwadze w obronie, a w połowie przez indolencję strzelecką gospodarzy w nielicznych sytuacjach do zdobycia gola. Dla Okocimskiego mecz na własnym stadionie to zresztą prawie jak wyrok - trzy z czterech zwycięstw "Piwoszy" w obecnym sezonie miały miejsce poza Brzeskiem, a ostatnią, październikową wygraną na własnym boisku można już zaliczyć do zamierzchłej historii. Sytuacja zespołu Roberta Orłowskiego jest tak dramatyczna, że dzielenie meczów w terminarzu na domowe i wyjazdowe raczej nie ma sensu - żeby w ogóle myśleć o znalezieniu się poza strefą spadkową, Okocimski musiałby zaliczyć serię zwycięstw ocierającą się o cud i liczyć, że ich rywale w walce o utrzymanie nie będą już sprawiać tak przykrych niespodzianek, jak chociażby zwycięstwo Energetyka z GKS Bełchatów. Goście wracają do Grudziądza zadowoleni - zwyciężyli, choć wcale nie musieli i przynajmniej w teorii jeszcze są pretendentami do awansu.


Polecamy