Słupki, poprzeczki i rzut karny - zmarnowana szansa Olimpii Grudziądz w meczu z Dolcanem
Blisko 3 tysiące kibiców zgromadzonych w środowe popołudnie na stadionie w Grudziądzu miało jedno, wspólne marzenie - trzy oczka i pewna wygrana nad drużyną Dolcanu Ząbki. Niestety 90 minut zweryfikowały te pragnienia. Podopieczni trenera Roberta Podolińskiego wywieźli z Grudziądza 1 punkt i utrzymują się w czołówce tabeli.
fot. Łukasz Szalkowski
Wielu sympatyków Olimpii miało jeszcze w pamięci tworzącą się przed kilkoma dniami historię. W drugiej rundzie Pucharu Polski podopieczni Tomasza Asenskiego pokonali drużynę Lecha Poznań i sprawili jedną z największych sensacji rozgrywek o to trofeum.
Od pierwszego gwizdka sędziego wiadomo było, któremu zespołowi będzie dziś bardziej zależało na zdobyciu pełnej puli punktowej. Już w 3. minucie w polu karnym Rafała Leszczyńskiego znalazł się Mariusz Kryszak. Na szczęście dla przyjezdnych, pomocnik "biało-zielonych" zgubił piłkę, która po chwili była już w posiadaniu zawodników Dolcanu.
Na tablicy wyników mijał właśnie kwadrans, a obraz gry zdawał się nieco wyrównywać. Podopieczni trenera Podolińskiego utrzymywali futbolówkę w środkowych sektorach boiska, natomiast gospodarze próbowali rozgrywać akcję skrzydłami.
Pierwszy zryw kibiców Olimpii nastąpił po niespełna pół godzinie gry. Ogromne zamieszanie w polu karnym Leszczyńskiego umożliwiło próbę strzału Macieja Rogalskiego. Skrzydłowy Olimpii bez zastanowienia uderzył, jednak zamiast efektu bramkowego mieliśmy głośny jęk zawodu i poprzeczkę. Po chwili swoją okazję miał również Adam Cieśliński, który znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem gości. Niestety, napastnik grudziądzkiego klubu przegrywa pojedynek z golkiperem rywali i na tablicy wyników wciąż mieliśmy rezultat bezbramkowy.
Tuż przed zakończeniem pierwszej połowy Olimpia miała jeszcze jedną, doskonałą sytuację do otwarcia wyniku meczu. Kapitalne dogranie Adriana Frańczaka na drugi słupek starał się zamknąć Dariusz Kłus. Defensywny pomocnik "biało-zielonych" z trzech metrów nie trafił w bramkę Leszczyńskiego. Po kilku minutach arbiter zakończył tę część gry i zarządził 15-minutową przerwę.
Początkowy obraz drugiej połowy był nieco zaskakujący. Wszyscy liczyli, że do szturmowych ataków ruszą gospodarze. Okazało się jednak zupełnie inaczej. Zdecydowanie bliżej zdobycia bramki w tym fragmencie spotkania byli goście z Ząbek. Raz po raz zawodnicy Roberta Podolińskiego próbowali swoich sił w strzałach z dystansu. Aż po blisko godzinie gry do doskonałej pozycji doszedł Mateusz Piątkowski. Napastnik Dolcanu przyjął piłkę na piątym metrze od bramki Michała Wróbla i bez większego zawahania uderzył. Tym razem gospodarzy uratowała poprzeczka.
Na odpowiedź grudziądzan trzeba było czekać aż do 75. minuty. Bardzo dobre dośrodkowanie wprowadzonego w drugiej części gry Paula Grischoka zamykał strzałem głową Cieśliński. Niestety, jeden z bohaterów starcia z Lechem Poznań trafił tylko... w poprzeczkę. W kolejnych minutach oglądaliśmy obraz kompletnej nieporadności w poczynaniach ofensywnych zarówno piłkarzy Olimpii, jak i Dolcanu.
Na 5 minut przed zakończeniem spotkania przed niemal najlepszą okazją meczu ponownie stanął Cieśliński. Po świetnym dograniu z głębi pola, wyszedł sam na sam z Leszczyńskim. Minął golkipera Dolcanu, po czym mając przed sobą niemal pustą bramkę nieczysto trafił w piłkę i fatalnie spudłował. W tym wypadku były snajper Podbeskidzia miał dwie opcje. Mógł zagrywać do lepiej ustawionych w środku pola karnego partnerów lub zdecydowanie lepiej zabrać się do tego uderzenia.
Prawdziwe emocje nadeszły dopiero w doliczonym czasie gry. Najpierw świetną okazję do zdobycia zwycięskiej bramki zmarnował Paul Grischok, którego strzał zablokowali defensorzy Dolcanu. Następnie po kilku sekundach w zamieszaniu pod bramką Leszczyńskiego piłką ręką zagrał jeden z obrońców przyjezdnych i sędzia spotkania bez wahania wskazał na jedenasty metr. Do futbolówki podszedł etatowy wykonawca rzutów karnych w Grudziądzu, Adam Cieśliński. Cały stadion zamarł, wszyscy z niezwykłym skupieniem oczekiwali końcowego efektu. Nie było nikogo, kto nie wierzyłby w skuteczne wykonanie "jedenastki", dające upragnione trzy punkty do tabeli pierwszej ligi. Cieśliński podbiegł, uderzył... kibice podskoczyli, spiker odpalił melodię, którą włącza przy każdym strzelonym dla Olimpii golu. Po sekundzie piłka minęła bramkę Leszczyńskiego i bezbramkowy remis stał się faktem. Ogromna radość miejscowych zamieniła się w rozpacz, rozpromienione radością twarze w jednej chwili zmieniły swój wyraz twarzy w kamienny żal.
Z remisowego rezultatu bardziej zadowoleni są goście z Ząbek, którzy po zwycięstwie w pierwszej kolejce mają na swoim koncie cztery oczka. Natomiast piłkarze Olimpii Grudziądz po dwóch seriach gier mają zaledwie jeden punkt i znajdują się dolnych strefach ligowej tabeli.