menu

Śląsk wrócił z Zakopanego. Trenować będzie już razem z Japończykiem

25 stycznia 2016, 13:36 | Jakub Guder/Gazeta Wrocławska

Śląsk Wrocław wrócił ze zgrupowania w Zakopanem. Teraz trenować będzie już razem z Ryotą Morioką, ale bez Krzysztofa Danielewicza

Piłkarze Śląska wrócili z Zakopanego
Piłkarze Śląska wrócili z Zakopanego
fot. Tomasz Hołod/Polska Press

Morioka 2,5-letni kontrakt podpisał w piątek. W sobotę ćwiczył na siłowni, bo reszta drużyny wracała z Zakopanego. - Był w kręgu naszych zainteresowań już latem i przeszedł pozytywnie weryfikację, jednak wtedy był jeszcze związany umową ze swoim dotychczasowym klubem Vissel Kobe. Przez całą jesień bacznie go obserwowaliśmy. Negocjacje z agentami zawodnika trwały od grudnia - mówi prezes Paweł Żelem.

- Poszukiwałem dla Śląska Wrocław typowej „dziesiątki” od początku zeszłego lata. Najlepszym zawodnikiem na tą pozycję był Ryota. Mimo naszych starań, nie udało się sfinalizować transferu w poprzednim okienku transferowym, dlatego zawodnik spokojnie dokończył sezon w Japonii i po wygaśnięciu kontraktu podjęliśmy kolejną próbę finalizacji jego przejścia - zdradza kulisy transferu pilotujący go menedżer Michał Karpiński.

Jest duża szansa, że pierwszy raz Japończyka na własne oczy będziemy mogli zobaczyć już w środę na stadionie przy ul. Oporowskiej. O godz. 14 wrocławianie rozpoczną bowiem pierwszy sparing tej zimy - z czeskim Banikiem Ostrawa.

Wiele wskazuje na to, że zabraknie w nim Krzysztofa Danielewicza, który przebywa na testach medycznych w Górniku Łęczna. Jeśli przejdzie je pozytywnie, to najprawdopodobniej zostanie wypożyczony do końca sezonu.

- Do naszego zespołu dołączyli Ryota Morioka i Andras Gosztonyi, a w składzie mamy przecież ciągle Tomka Hołotę, Toma Hateleya i Petera Graj-ciara. Wybór zawodników do gry w środku pola jest więc duży i Krzysztof nie miałby w tej rundzie wielu szans do regularnych występów - tłumaczy trener Romuald Szukie-łowicz.

Szkoleniowiec po ostrym początku obozu w Tatrach pod koniec trochę zawodnikom odpuścił, ale niewiele. Przycisnął jeszcze podczas zajęć z piłkami na regularnie zasypywanym boisku, ale przed wyjazdem zorganizował piłkarzom prawdziwy kulig na góralskich saniach z pochodniami, ciągniętych przez konie. Później było ognisko i kiełbaski, do których przygrywała góralska kapela. No cóż - po takim wysiłku należało się trochę odpoczynku.

Gazeta Wrocławska


Polecamy