Śląsk za późno zaczął odrabiać straty. Jagiellonia wywiozła zwycięstwo z Wrocławia
Jagiellonia Białystok pokonała na wyjeździe Śląsk Wrocław 3:2. Podopieczni Stanislava Levego przegrywali już trzema bramkami, ale ostatecznie zdołali odpowiedzieć dwoma i do końca walczyli o chociażby punkt.
Przed meczem trudno było wskazać zdecydowanego faworyta, ponieważ piłkarze Śląska Wrocław mieli w nogach czwartkowe spotkanie z Rudarem Plevlja, które było rozgrywane w przeszło czterdziestostopniowym upale. Ciężko było też przewidzieć, czego możemy się spodziewać po zespole z Białegostoku, bowiem gracze Jagiellonii mieli za sobą zaledwie jedno oficjalne spotkanie w tym sezonie. Wynik pozostawał więc sprawą otwartą.
W pojedynek lepiej weszli podopieczni Stanislava Levego, którzy w pierwszy minutach spotkania przeprowadzili dwie groźne akcje. Najpierw, po podaniu Dalibora Stevanovicia, w dogodnej sytuacji znalazł się Sebino Plaku, który jednak przegrał pojedynek z Jakubem Słowikiem. Chwilę później rajdem prawą stroną boiska popisał się Waldemar Sobota, ale brak zdecydowania wychowanka Małej Panwi Ozimek sprawił, że obrońcy Jagiellonii zażegnali zagrożenia pod własną bramką.
Po początkowym zastoju obudzili się piłkarze Jagiellonii, jednak z przeprowadzonych przez nich akcji długo nic nie wychodziło. Piłka albo zatrzymywała się na którymś z obrońców, bądź nawet nie dochodziła pod pole karne bramki strzeżonej przez Rafała Gikiewicza. Warte odnotowania akcje mieliśmy jedynie w 15. oraz 20. minucie, gdy żółtymi kartkami, za faule w środku pola, ukarani zostali Tomasz Hołota oraz Przemysław Kaźmierczak. Ten drugi chwilę wcześniej uderzał z około 30 metrów, ale piłka poszybowała wysoko ponad bramką.
Senne tempo meczu źle wpłynęło na Tadeusza Sochę, któremu na lewym skrzydle bez problemu urwał się Jonatan Straus. Obrońca Jagiellonii płasko dośrodkował w pole karne, gdzie stał niepilnowany przez nikogo Rafał Grzyb, który prostym strzałem otworzył wynik spotkania w 22. minucie.
Dosłownie 60 sekund później mogło być już 2:0, gdy znów opieszałością „popisał” się Socha, jednak wykończenia akcji przez Jagiellonię pozostawiło wiele do życzenia. Popełnione błędy mobilizująco podziałały na kapitana Śląska Wrocław (Sebastian Mila rozpoczął mecz na ławce rezerwowych), który dwukrotnie włączał się w akcje ofensywne gospodarzy. Jednak za pierwszym razem jego dośrodkowanie nie doszło celu, a za drugim strzał Waldemara Soboty został sparowany przez Jakuba Słowika na rzut rożny.
Kolejne minuty to raczej nieudolne próby wrocławian w dążeniu do wyrównania. Gracze Stanislava Levego niby próbowali kreować grę, ale nic z tego nie wynikało. Raz na spalonym znalazł się Sebino Plaku, raz z rzutu wolnego uderzał Dudu, innym razem Patejuk próbował zainicjować akcje, ale to wszystko bez większej historii.
Pod koniec pierwszej połowy żółtymi kartkami zostali ukarani jeszcze Alexix Norambuena oraz Mariusz Pawelec. Szczególnie to drugie „żółtko” jest warte opisania, ponieważ defensor Śląska Wrocław nie zorientował się, że odbijała się wokół niego futbolówka, co sprawiło, że musiał ratować się faulem. Kiedy oba zespoły szykowały się już na przerwę, niespodziewanie Jagiellonia podwyższyła prowadzenie. Po rzucie rożnym wykonanym przez aktywnego dzisiaj Daniego Quintanę piłkę dobrze przyjął Martin Baran i pokonał Gikiewicza uderzeniem z pola karnego.
W przerwie spotkania Stanislav Levy dokonał dwóch zmian, z których przekaz mógł być tylko jeden, Śląsk Wrocław ruszy do ataku. Przemysława Kaźmierczaka zastąpił Sebastian Mila, a Marco Paixao wszedł w miejsce Sebino Plaku. Roszady w zespole pozytywnie podziałałby na gospodarzy, którzy już w 48. minucie przeprowadzili sensowną akcję prawą stroną boiska, ale wówczas na spalonym znalazł się Dalibor Stevanović.
Jednak to były tylko miłe złego początki, ponieważ szybko zrobiło się 0:3. Kilkudziesięciometrowe podanie doszczętnie rozmontowało obronę Śląska i wprowadzony w przerwie Bekim Balaj (zastąpił Macieja Gajosa) znajdując się w sytuacji jeden na jeden nie miał problemów z pokonaniem Rafała Gikiewicza. Zrobił to do tego w bardzo ładnym stylu.
Kolejna stracona bramka, wbrew pozorom, nie podziałała na gospodarzy. Mało tego, to gracze z Białegostoku byli bliżsi strzelenia kolejnego gola. Po fatalnym będzie Mariusza Pawelca, który przeciwnikom idealnie wyłożył piłkę, z dystansu w słupek trafił Tomasz Kupisz. W międzyczasie kontuzji doznał Michał Pazdan, którego zastąpił Ugochukwu Ukah.
Śląsk kolejną dogodną okazję miał dopiero w 65. minucie gry, gdy z rzutu rożnego dośrodkowywał Mila. Wówczas w polu karnym dobrze odnalazł się Sylwester Patejuk, jednak udaną interwencją popisał się Jakub Słowik. Dziwić natomiast mógł fakt, że Śląsk mimo przegrywania 0:3 atakował jedynie dwoma, trzema zawodnikami. Naprawdę ciężko było znaleźć jakieś pozytywy w grze drużyny Stanislava Levego.
Trochę przyjemniej dla fanów wrocławskiej drużyny zrobiło się kilka minut później, gdy po dośrodkowaniu Soboty z prawej strony boiska, piłkę głową do siatki skierował Marco Paixao. Wówczas wielu przypomniało się ubiegłoroczne starcie obu drużyn, w którym to gracze Śląska prowadzili 3:0, aby w efekcie zremisować 3:3.
Pamiętali o tym chyba także sami piłkarze, ponieważ po strzelonej bramce Śląsk wyraźnie odżył. Precyzyjnym strzałem Jakuba Słowika próbował pokonać Sebastian Mila, ale ten zdołał wybić piłkę na rzut rożny. Po paru minutach z dystansu uderzał Dudu, ale bramkarz Jagiellonii zdołał, na raty, obronić strzał Brazylijczyka.
Co nie udało się w 78. minucie, udało się w 81., ponownie z około 30 metrów na bramkę huknął Dudu, który wpakował piłkę do siatki. Trzeba jednak przyznać, że w tej akcji fatalnie zachował się Słowik, który dał sobie przełamać ręce.
Napór Śląska trwał dalej. Bardzo bliski wyrównania już po kilkudziesięciu sekundach był Sylwester Patejuk, jednak fantastyczną interwencją popisał się Słowik, który na rzut rożny wybił techniczny strzał pomocnika gospodarzy.
Ostatnie minuty spotkania to już całkowita dominacja Śląska Wrocław, graczom Jagi zależało jedynie na utrzymaniu wyniku 2:3. Najlepiej może o tym świadczyć fakt, że Jakub Słowik został ukarany żółtą kartką za opóźnianie gry. W 88. minucie kibicom zgromadzonym na stadionie wydawało się, że jest już remis, ponieważ na piątym metrze znalazł się Paixao, jednak Portugalczyk trafił prosto w bramkarza gości, który wybił piłkę na rzut rożny.
Kolejne akcje wrocławian nie były już tak groźne, a na doprowadzenie do wyrównania zabrakło po prostu czasu. Jagiellonia wygrała na trudnym terenie 3:2 i po dwóch spotkaniach ma na koncie komplet punktów. Śląsk ma natomiast o czym myśleć przed spotkaniami Ligi Europy z Club Brugge, po z grą jak przez większość dzisiejszego spotkania na wiele w tej rywalizacji liczyć nie może.
Cieszyć może natomiast fakt, że na meczu, mimo zakazu wyjazdowego, pojawili się fani z Podlasia. Zasiedli oni na jednej z sektorów przeznaczonych dla fanów gospodarzy. Tym samym kibice po raz kolejny udowodnili, że w ważnych momentach potrafią żyć ponad podziałami.