menu

Śląsk wygrał z Koroną. Flavio Paixao 30. urodziny uczcił golem

19 września 2014, 19:51 | Maciek Jakubski

Tylko jedna bramka padła we Wrocławiu, gdzie Śląsk na inaugurację 9. kolejki Ekstraklasy mierzył się z Koroną Kielce. Gola na wagę zwycięstwa gospodarzy w dniu swoich trzydziestych urodzin strzelił Flavio Paixao.

Trener Pawłowski w piątkowy wieczór wyszedł z założenia, że jak zespół gra dobrze, to nie ma co zmieniać. Śląsk wyszedł na Koronę w takim samym składzie, co na trzy poprzednie mecze. Przyjezdni także bez niespodzianek, chociaż nazwiska na ławce robiły wrażenie. Usiedli na niej Michał Janota i Olivier Kapo, który ma zapewnić Koronie Ekstraklasę.

Początek spotkania bez niespodzianek. Goście ustawili na własnej połowie potrójne zasieki, a wrocławianie przesadnie nie forsowali tempa. Wprawdzie w 3. minucie na indywidualną akcję zdecydował się Droppa, ale później Mateusz Machaj za mocno podał do Dudu i skończyło się na kornerze. W 7. minucie Śląsk powinien prowadzić. Po rzucie rożnym dla kielczan, błyskawiczną kontrę przeprowadził Machaj z Sebastianem Milą, a zakończył strzałem głową Paweł Zieliński. Nie trafił jednak w światło bramki. Chwilę później z dystansu potężnie uderzył Lukas Droppa, ale Vytautas Cerniauskas był na posterunku.

W 16. minucie ponownie w roli głównej wystąpił bramkarz Korony broniąc ładne uderzenie Mili zza pola karnego. W 19. minucie po raz kolejny górą okazał się Cerniauskas, choć Mila z trzech metrów dobijał piłkę po kiksie Flavio Paixao. Przez pierwsze 20 minut przyjezdni wyglądali mniej więcej jak Zawisza, czyli jak zespół z łapanki, który najwyżej prezentuje I-ligowe umiejętności. Paweł Golański zirytował się przebiegiem gry do tego stopnia, że najpierw brutalnie sfaulował na żółtą kartkę Roberta Picha, a następnie został zmieniony przez trenera Tarasiewicza. Po chwili gościom dwukrotnie udało się zagrozić bramce Pawełka, ale bramkarz gospodarzy był na posterunku. W 32. minucie do dośrodkowania w polu karnym doszedł Siergiej Pilipczuk, ale jego strzał zablokował Krzysztof Danielewicz. W 35. minucie Mariusz Pawełek chciał przedryblować przed polem karnym Przemysława Trytkę, co niemal skończyło się bramką dla Korony. Co dziwne Śląsk w tym czasie cały czas atakował, ale z trudem przychodziło wrocławianom stwarzanie sytuacji bramkowych. Zasieki ustawione na 30 metrze od bramki Korony były nie do sforsowania.

Do przerwy wynik się nie zmienił. Śląsk zagrał dobre 20 minut, kiedy to wydawało się, że prędzej czy później strzeli bramkę, ale później gra się wyrównała. Pod koniec pierwszej połowy, to Korona miała chyba lepsze sytuacje. Głównie po stałych fragmentach gry, bowiem samej gry nie prowadziła. Schowana za podwójną gardą starała się z przodu zdobyć jakiś rzut wolny lub rożny i wykorzystać przewagę wzrostu. Ucierpiało na tym widowisko, ale to był jedyny sposób Korony na zniwelowanie różnicy w umiejętnościach piłkarskich. W przerwie na kolejną zmianę zdecydował się Ryszard Tarasiewicz. Słabego Vanję Markovicia zmienił Michał Janota.

Drugą połowę lepiej rozpoczęli goście. Po rzucie wolnym główkował Trytko i Pawełek musiał pokazać swój kunszt, parując ten strzał na róg. W 51. minucie z woleja uderzał Pilipczuk, ale obok bramki Śląska. W 61. minucie gospodarze wreszcie stworzyli dobrą sytuację. Po dośrodkowaniu wprowadzonego chwilę wcześniej Krzysztofa Ostrowskiego, głową strzelał Pich, ale nad bramką Korony. W 68. minucie centymetrów zabrakło Mili, by zdobyć pierwszego gola. Po faulu Radka Dejmka na Flavio, sędzia podyktował rzut wolny z ok. 25 metrów. Mila celował w okienko, ale minimalnie chybił. Wreszcie jednak Śląsk dopiął swego. W 73. minucie Ostrowski podał prostopadłą piłkę do Flavio i ten lekkim strzałem pokonał bramkarza Korony. Warto dodać, że strzelec gola zrobił sobie prezent na 30-te urodziny. 1:0 dla gospodarzy, a gościom pozostał kwadrans na odrobienie strat.

W 76. minucie ostro dośrodkowywał Kamil Sylwestrzak, a piłkę nad własną bramką wybił szczupakiem Piotr Celeban. W 83. minucie z dystansu uderzał Vlastimir Jovanović, ale słabo i wprost w Pawełka. Do końca meczu na murawie niewiele się działo. Śląsk był zadowolony z prowadzenia, a Korona nie miała siły walczyć o wyrównanie.


Polecamy