Śląsk wygrał w Krakowie i zapewnił sobie grę w europejskich pucharach!
Piłkarze Śląska Wrocław zwyciężyli w Krakowie z Wisłą w meczu 36. kolejki Ekstraklasy 1:0 i zapewnili sobie grę w fazie eliminacyjnej Ligi Europy w przyszłym sezonie. Gola na wagę trzech punktów zdobył Robert Pich.
Do tej pory Wisła odkładała kwestię awansu do europejskich pucharów w nieskończoność - raz robiła krok w przód tylko po to, żeby kolejkę później cofnąć się o dwa, w międzyczasie zdenerwować własnych kibiców i koniec końców znowu wrócić do gry w ciągu tygodnia. Te podchody w ogóle nie wyszły wiślakom na dobre - im bliżej końca sezonu, tym mniej przemawiało za wybrańcami Kazimierza Moskala, a przykrą kulminacją finiszu rozgrywek była porażka ze Śląskiem, definitywnie skreślająca wiślaków z listy pretendentów do pucharowych zmagań.
Na sam początek gruchnęła niemała bomba - Semir Stilić na ławce rezerwowych. Rzeczywiście, Kazimierz Moskal zrezygnował z Bośniaka, a o potencjalnych powodach jego nieobecności w wyjściowym składzie na spotkanie ze Śląskiem można byłoby napisać opasłą książkę. Poprzestańmy na tym, że gwiazdor "Białej Gwiazdy" wciąż nie może dogadać się z klubem na temat nowego kontraktu, a jego boiskowa postawa w ostatnich spotkaniach stawia go w hierarchii pomocników niżej choćby od odrodzonego Macieja Jankowskiego.
Wniosek po pierwszym kwadransie spotkania był tylko jeden: ani Wisła, ani Śląsk nie mieli zamiaru wyważać drzwi do kwalifikacji Ligi Europy. Pierwszy nieśmiało podniósł rękę Marco Paixao - w 3. minucie Portugalczyk zamachnął się do woleja, ale jego pochopny strzał pofrunął daleko od bramki Michała Buchalika. To samo Jean Barrientos, który po nieudanej próbie skupił się już [niemal tylko na rozprowadzaniu piłek do kolegów z zespołu]. Strzelecka mizeria wyraźnie przeszkadzała rekonwalescentowi Wilde-Donaldowi Guerrierowi i jego zdradliwe, płaskie uderzenie z 12. minuty wysłało Mariusza Pawełka na rozciąganie. I to by było na tyle - "Biała Gwiazda" szybko zdobyła przewagę na boisku, lecz z mozołem próbowała przebić się przez gęstwinę obrońców z Wrocławia.
Maciej Jankowski wyrzucił Semira Stilicia z wyjściowego składu i w środę krzątał się na pozycji Bośniaka jak mógł - bez skutku, bo kontakt z Pawłem Brożkiem urywał s ię za każdym razem, gdy wiślacki duet znalazł się blisko bramki Pawełka. To były złowieszcze symptomy dla mocarstwowych planów gospodarzy i jeszcze gorsze wieści dla wrocławian - jeszcze przed przerwą Śląsk nabrał kolorów i zdołał przełamać przewagę Wisły, a wkład piłkarzy Tadeusza Pawłowskiego w walkę o puchary w pierwszej połowie wzbogacił się o pudło Marco Paixao po krótkiej wymianie podań w sąsiedztwie wiślackiego pola karnego w okolicach 41. minuty i arcygroźną poprawkę ostatnich chwil pierwszej połowy jego brata Flavio, odbitą w błyskawicznym odruchu przez Buchalika. Jeszcze tylko mała kontrowersja w postaci żółtej kartki Łukasza Burligi po małym spięciu z arbitrem i można było spuścić kurtynę po pierwszej połowie - połowie prawie rozstrzygniętej na korzyść wrocławian po obiecującej końcówce w ich wykonaniu.
– Nie ma sensu pięknie grać, trzeba zdobywać punkty – dowodził jeszcze przed spotkaniem Tadeusz Pawłowski, a Kazimierz Moskal zrobił użytek z prawa cytatu i na początku drugiej połowy sam oddelegował swoich piłkarzy do pojedynków na łokcie i kuksańce z rywalami. Wrocławianie szybko dowiedli, że przerwa nie ostudziła ich entuzjazmu i w 57. minucie znowu była pod bramką Buchalika - rosły golkiper Wisły trochę za wcześnie przeszedł w stan spoczynku i już szykował się do wykopu, gdy Flavio Paixao zaskoczył go iście partyzanckim uderzeniem w słupek. Zawodnicy Śląska zapewne konsekwentnie realizowaliby swój plan i dalej ostrzeliwali Buchalika, gdyby nie mały sabotaż ze strony... Mariusza Pawełka. Prześledźmy wszystko od samego początku: po godzinie gry Alana Urygę zmienił Semir Stilić, cztery minuty po tym wydarzeniu golkiper wrocławskiej drużyny przegrał kiwkę w polu karnym z Pawłem Brożkiem, "Broziowi" pozostało tylko odegrać do Bośniaka, a adresatowi podania wbić piłkę do opuszczonej bramki - Stilić prawie skopiował swój "wyczyn" z ostatniego spotkania przeciwko Legii, pudłując obok słupka.
Dalszego rozwoju wypadków nie przewidziałby chyba tylko ten, kto przegapił większość rundy wiosennej w wykonaniu "Białej Gwiazdy", a już na pewno niedawną potyczkę wiślaków z Pogonią Szczecin. Przy okazji jednego z kontrataków Śląska prostopadłe podanie Petera Grajciara umożliwiła Robertowi Pichowi krótkodystansowy pojedynek z wiślacką obroną - we wszystko z opłakanym skutkiem wmieszał się Buchalik, który na pierwszy rzut oka wygarnął Słowakowi piłkę spod nóg, jednak w rzeczywistości wypuścił ją z rąk i pozwolił Pichowi na jednego z najłatwiejszych spośród wszystkich dziewięciu ligowych goli zdobytych w tym sezonie przez napastnika Śląska. Ostatnie minuty spotkania nie mogły równać się z emocjonującą końcówką pierwszej odsłony meczu - wrocławianie doglądali korzystnego wyniku do końcowego gwizdka i to oni zostają w grze o europejskie puchary, psując Wiśle ostatni mecz sezonu u siebie i definitywnie wyrzucając "Białą Gwiazdę" z ringu. Po utracie szans na awans do rozgrywek pucharowych na osłodę prezesowi Robertowi Gaszyńskiemu zostaje jedynie ponadprzeciętna frekwencja - niewiele ponad 11 tysięcy widzów na trybunach to słaby wynik, ale i tak lepszy od tych przy okazji poprzednich spotkań z Pogonią Szczecin, Górnikiem Zabrze i Koroną Kielce.
Wisła Kraków - Śląsk Wrocław 0:1 (0:0)
Bramka: Pich 78
Wisła Kraków: Michał Buchalik - Boban Jović, Arkadiusz Głowacki, Richard Guzmics, Łukasz Burliga - Wilde-Donald Guerrier, Dariusz Dudka (76 Rafał Boguski), Alan Uryga (61 Semir Stilić), Maciej Jankowski, Jean Barrientos (80 Mariusz Stępiński) - Paweł Brożek
Śląsk Wrocław: Mariusz Pawełek - Paweł Zieliński, Piotr Celeban, Mariusz Pawelec, Dudu Paraiba - Flavio Paixao, Tomasz Hołota, Krzysztof Danielewicz, Peter Grajciar, Robert Pich - Marco Paixao
żółte kartki: Barrientos, Uryga, Burliga, Głowacki
sędzia: Paweł Raczkowski (Warszawa)