Śląsk wygrał po golach Mili i Picha. "Niebiescy" bez punktów we Wrocławiu
We Wrocławiu Śląsk rozpoczął nowy sezon tak samo, jak zakończył poprzedni - od zwycięstwa. Ruch wprawdzie napędził na początku stracha gospodarzom, ale później więcej sytuacji mieli wrocławianie. Bramką i asystą popisał się Robert Pich, ale Śląskowi będzie brakować Marco Paixao.
W niedzielne popołudnie Wrocław był najgorętszym miejscem w Polsce. Żar lał się z nieba i ciężko było oddychać na trybunach, a co dopiero biegać. Pepe Ćwielong mógłby powiedzieć coś na ten temat. Trener Pawłowski tym razem trochę zaskoczył, bo nie wystawił od pierwszej minuty Piotra Celebana, a w środku zdecydował się aż na trzech defensywnych pomocników: Hateley'a, Droppę i Hołotę. Trener przyjezdnych, Jan Kocian, także posadził na ławce nowych zawodników Michałów Szewczyka i Efira.
Mecz od mocnego uderzenia zaczęli goście. Minęło pół minuty, a Pawelec dał się wyprzedzić Kuświkowi i ratując sytuację wybił piłkę spod nóg napastnika Ruchu, choć po prawdzie trafił w nogi napastnika i powinien być karny. Część chorzowian rzuciła się z pretensjami do sędziego Borskiego, część wrocławian stanęła i zamieszanie niemal wykorzystał Babiarz, ale jego strzał wylądował na poprzeczce bramki Śląska. Dopiero po pięciu minutach Śląsk odpowiedział, ale strzał Hołoty zablokowali obrońcy. W 7. minucie padła jednak bramka dla gospodarzy. Piłkę na połowie chorzowian wyłuskał Droppa, popędził lewym skrzydłem, po czym zgrał do środka przed pole karne. Robert Pich chciał strzelać, ale skiksował i wyszło mu podanie do stojącego pod bramką Sebastiana Mili. Ten nieco zaskoczony wpakował piłkę do bramki.
W kolejnych minutach trwała walka o środek pola, ale tam przewagę miał Śląsk, głównie dzięki odbiorom Hołoty i Droppy. W 20. minucie powinno być 2:0 dla gospodarzy. Podanie na wolne pole otrzymał Flavio, wpadł w pole karne, zakręcił obrońcą Ruchu, ale uderzył lewą nogą nad poprzeczką. Później niewiele się działo na boisku. Niby wszyscy się starali, ale jakości było w tym wszystkim niewiele. Chociażby w 31. minucie, gdy po wrzutce z prawej strony czystą pozycję miał Gigołajew, a podał prosto w ręce Pawłowskiego. W 34. minucie kontrę Ślaska zakończył celnym strzałem z dystansu Pich, ale Kamiński nie miał z tym uderzeniem najmniejszych problemów. Trzy minuty później ciekawie zapowiadającą się kontrę zmarnował niecelnym dograniem Starzyński.
W 39. minucie z dystansu próbował uderzać Dudu, ale uczynił to niecelnie. Minutę później ponownie zapachniało bramką dla gospodarzy. Sebastian Mila wrzucił piłkę z rzutu wolnego, Kamiński wypuścił piłkę z rąk i tylko gapiostwu Grodzickiego Ruch zawdzięcza, że nie padła bramka. Po chwili fantastyczny przechwyt zaliczył Pich, który uruchomił Flavio, a ten lekko zagrał w pole karne. Piłka turlała się pod nogi stoperów Ruchu, ale jakimś cudem żaden jej nie wybił i w idealnej sytuacji znalazł się Mila. Piłka po jego strzale poleciała jednak nad poprzeczką. W rewanżu dobrą sytuację miał Gigołajew, ale również spudłował. W doliczonym czasie gry ładnie z dystansu uderzał Pich, ale kolejny raz niecelnie.
Pierwsze 45 minut to niekończący się festiwal pomyłek. Akcje pod obiema bramkami były wynikiem indywidualnych błędów, głównie obrońców. Więcej okazji miał Śląsk, ale brak Marco Paixao jest widoczny gołym okiem. Ani Mila, ani Flavio nie potrafią zachować się pod bramką przeciwnika. Ruch po pierwszej połowie mógł mieć także pretensje do sędziego Borskiego, który w trzydziestej sekundzie nie widział faulu Pawelca na Kuświku. Drugą połowę oba zespoły zaczęły bez zmian.
W 49. minucie solową akcję zakończoną niecelnym strzałem przeprowadził Pich. W rewanżu próbował z dystansu Babiarz, ale wystraszył tylko gołębie siedzące na dachu Stadionu Miejskiego. W 53. minucie niezłym strzałem z ponad dwudziestu meczu popisał się Hateley, ale w bramkę nie trafił. W 56. minucie akcję w stylu brata bliźniaka przeprowadził Flavio, który po zejściu do środka oddał celny, ale lekki strzał w środek bramki. Minutę później kolejna "setka" dla Śląska. Pich popędził lewym skrzydłem i idealnie zagrał do Flavio, ale strzał Portugalczyka minimalnie minął bramkę Kamińskiego.
W 69. minucie celnie i mocno z dystansu uderzył Lukas Droppa, ale Kamiński wybił piłkę przed siebie. W 72. minucie wiele szczęścia mieli gospodarze. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego z futbolówką minął się Pawłowski, ale zamykający akcję Helik również nie trafił w piłkę. Dwie minuty później celny strzał oddał Robert Pich, ale Kamiński był na posterunku. W 76. minucie dobrą kontrę Śląska zmarnowało złe podanie Flavio do Zielińskiego. Wprawdzie ten drugi oddał strzał, ale został on zablokowany przez obrońcę. W 79. minucie Robert Pich ukoronował swój bardzo dobry występ. Popędził na bramkę Kamińskiego i z dwudziestu metrów uderzył nie do obrony, tak trochę w stylu Waldemara Soboty. W 87. minucie agonię Ruchu mógł zakończyć Celeban, ale nie wykorzystał on dobrego podania wprowadzonego chwilę wcześniej Ostrowskiego.
We Wrocławiu w sumie zasłużone zwycięstwo Śląska, choć Ruch pokazał również pazury. Czy istnieje życie bez Marco Paixao? Tak, ale co to za życie. Z przodu w zespole wrocławskim jest jedna wielka, czarna dziura. Śląsk musi postarać się sprowadzić jakiegoś napastnika, bo będzie miał kłopoty w kolejnych meczach. A Ruch? Chorzowianie mogą mieć pretensje głównie do arbitra spotkania, który nie podyktował jedenastki po faulu Pawelca na Kuświku.