menu

Śląsk wygrał derbowe starcie. Gol Marco Paixao pogrążył Zagłębie (ZDJĘCIA)

26 kwietnia 2014, 17:24 | Maciek Jakubski

Śląsk na stadionie Miejskim we Wrocławiu pokonał Zagłębie Lubin 1:0. Gola rozstrzygającego spotkanie zdobył na dwie minuty przed końcem regulaminowego czasu gry Marco Paixao. Wcześniej na boisku działo się niewiele, a jednym z ciekawszych momentów była prezentacja oprawy.

Wyjściowe składy obu drużyn mogły zaskoczyć niejednego kibica. Trener wrocławian desygnował do gry aż trzech nominalnych defensywnych pomocników: Stevanovicia, Droppę i Hateleya. Z przodu biegać mieli Mila z braćmi Paixao. Ustawienie pozornie mocno asekuranckie, ale na bokach obrony Pawłowski ustawił ofensywnie grających Dudu i Zielińskiego. Trener Orest Lenczyk też zaskoczył. Na ławce posadził Abwo, Papadopulosa, Piątka, Dzinicia i Bertilssona.

Pierwsze minuty spotkania to gra głównie w środku pola. Goście zaczęli wysokim pressingiem, ale już w 5. minucie Śląsk miał pierwszą sytuację bramkową. Po indywidualnej akcji Marco Paixao uderzył mocno na bramkę Rodicia, ale ten wykazał się sporym refleksem. Po chwili po akcji Paixao z Droppą zabrakło centymetrów, by do piłki w polu karnym doszedł Sebastian Mila. W następnej akcji po płaskim dośrodkowaniu Dudu w doskonałej sytuacji znalazł się Marco Paixao, ale jego uderzenie lewą nogą z dziesięciu metrów zablokował ofiarnie jeden ze stoperów Zagłębia. W 14. minucie z daleka próbował Mila, ale strzał był słaby i niecelny. Gości próbowali odpowiadać na ataki Śląska długimi piłkami na Piecha, ale świdniczanin głównie był zajęty kopaniem i gryzieniem Rafała Grodzickiego. Po 20 minutach mecz się trochę wyrównał, gospodarze przestali stwarzać groźne sytuacje i dopiero w 30. minucie do strzału doszedł Marco Paixao. Po raz kolejny Rodić okazał się lepszy. Chwilę później z dystansu próbował Stevanović, ale niecelnie.

Po raz kolejny gorąco pod bramką Rodicia zrobiło się w 42. minucie. Strzelał głową Marco Paixao, ale bramkarz gości po raz kolejny uchronił swój zespół przed stratą bramki. Do przerwy utrzymał się zatem wynik bezbramkowy, w czym głównie zasługa gości. Zagłębie nie przyjechało do Wrocławia grać w piłkę. Autobus Lenczyka zaparkował na własnym polu karnym i ograniczył się tylko do wybijania piłki. Gospodarze próbowali, ale dobrze dysponowany był Rodić, który trzykrotnie wygrał pojedynki z Marco Paixao. Pomimo słabej gry w przerwie trenerzy nie zdecydowali się na żadne zmiany.

W 49. minucie Śląsk powinien był strzelić bramkę. Dudu wrzucił do Marco Paixao, który zgrał na piąty metr do swojego brata. Flavio uderzył i... po raz kolejny Rodić popisał się kapitalną obroną nogami.

W 53. minucie na strzał z dystansu zdecydował się Miłosz Przybecki, ale strzelił kilka metrów od bramki gospodarzy. Kolejne kilkanaście minut to kopanina w środku pola. Zagłębie wprawdzie poczynało sobie nieco śmielej niż w pierwszej połowie, ale mimo wszystko w dalszym ciągu skoncentrowane było na obronie własnej bramki. W 72. minucie Śląsk był bliski zdobycia upragnionej bramki. Po centrze z rzutu wolnego Hateleya, Kokoszka głową zgrał do Marco Paixao i ten w trudnej pozycji pomylił się o centymetry.

W 83. minucie dość niespodziewanie prowadzenie mogli objąć goście. Cotra z lewej strony płasko zacentrował do Błąda, a ten uderzył na bramkę gospodarzy. Kelemen na spółkę z Dudu wybili ten strzał na rzut rożny. Dwie minuty później strzał Kwieka zablokował w ostatniej chwli Grodzicki. Odpowiedź gospodarzy była zabójcza. Po rzucie rożnym Sebastiana Mili do piłki doszedł Marco Paixao i zdobył bramkę na wagę zwycięstwa. Do końca meczu na boisku nic się nie zmieniło, choć swoje okazje mieli jeszcze Mila i Plaku.


Polecamy