Mariusz Rumak: Chcę, żeby kibice mówili, że fajnie patrzy się na grę Śląska [ROZMOWA]
- Taktycznie do końca tego sezonu będą opierał się na tym, co było, oczywiście wprowadzając swoje przemyślenia. Wielkiej rewolucji jednak nie będzie - mówi trener Śląska Wrocław Mariusz Rumak przed piątkowym meczem z Koroną Kielce.
fot. Tomasz Hołod/Gazeta Wrocławska
Co można zrobić zrobić w 48 godzin, bo tyle miał Pan czasu do meczu z Koroną (piątek, godz. 18)?
Śląsk ma dobrych piłkarzy. Nie zapomina się w przeciągu miesiąca czy dwóch, jak gra się w piłkę. Dopiero dzisiaj (w czwartek w południe – przyp. JG) będziemy mieli pierwsze zajęcia, jutro gramy z Koroną, więc nie potrenujemy nie wiadomo ile. Przygotujemy się do tego, aby wykorzystać słabe punkty przeciwnika, a zniwelować mocne strony. Przede wszystkim chodzi też o to, żeby ta drużyna była bardzo mocna wewnętrznie, gdy jutro wyjdzie z szatni.
Zawodnicy Śląska na boisku mają dużo chęci, żeby biegać, ale ostatnie mecze pokazały, że dużo jest do zrobienia w kwestiach taktycznych. Ma Pan jakiś pomysł, żeby szybko wkomponować do składu Moriokę? To wokół niego miała się kręcić cała gra ofensywna.
Każdy trener ma swoją wizję i przemyślanie. Ja także. Zdaję sobie sprawę, że jest bardzo mało czasu, by cokolwiek poprawić. To jest żywy organizm, na którym nie można za dużo majstrować. Taktycznie do końca tego sezonu będą opierał się na tym, co było, oczywiście wprowadzając swoje przemyślenia. Wielkiej rewolucji jednak nie będzie. Prace we Wrocławiu podzieliłem na dwa etapy: najpierw kończące się rozgrywki i zrealizowanie celu jakim jest utrzymanie zespołu. Większe zmiany zostaną przeprowadzone latem. Zobaczymy, jak one będą duże, na ile stać tych piłkarzy.
Chciałbym, żeby potem był to zespół, z którym będę mógł się identyfikować, a kibice powiedzą, że fajnie się patrzy na jego grę. To nie chodzi tylko o Moriokę, ale o wszystkich piłkarzy – żeby optymalnie wykorzystać ich predyspozycje. Jak na przykład zrobić, by Piotrek Celeban znów zdobywał w sezonie 5-6 bramek po rzutach rożnych, jak to robił za czasów Oresta Lenczyka. To była jedna z najsilniejszych broni Śląska, który zdobywał mistrzostwo. Strzały z dystansu Hołoty, dośrodkowania Dudu – każdy z tych piłkarzy coś ma. Tak samo jest z Morioką. Chodzi o to żeby zrozumiał, co się do niego mówi. Jeśli nawiążemy z nim kontakt językowy, to na pewno wykorzystamy jego potencjał. Jest dobrym piłkarzem i pewne nawyki ma. Żeby go jednak wkomponować w ten organizm, to musi wszystko rozumieć. Zadawać pytania i umieć rozmawiać z chłopakami. Zajmiemy się tym od poniedziałku, co oczywiście nie oznacza, że Morioka nie zagra w Kielcach.
Jaki potencjał jest w Śląsku Wrocław?
Uważam, że ogromny. Dlatego tutaj jestem. Mam ambicję, dlatego chcę, aby ten zespół piął się do góry, był wysoko. Chcę, aby Śląsk był takim zespołem, o którym - jeśli gdzieś przyjeżdża na mecz - myśli się: „mamy problem”. Na tę chwilę najważniejszy jest jednak mecz z Koroną.
W kadrze Śląska jest Jacek Kiełb, z którym pracował Pan w Poznaniu. Szybko się jednak rozstaliście. Czy to jest zawodnik, który może stanowić o sile zespołu, czy może jest jakiś konflikt między wami?
Konflikt to jest duże słowo. Jeśli każdemu zależy na rzetelnej pracy, to może dojść do różnicy zdań, a nie do konfliktu. Jacka bardzo cenie. Był taki moment, że wrócił do Lecha z wypożyczenia i faktycznie był potem w klubie krótko. Natomiast to on przyszedł do mnie i stwierdził, że fajnie by było, gdyby odszedł, bo w klubie jest duża rywalizacja. Wspólnie uznaliśmy, że ok. Gdy pojawiłem się w Zawiszy, to wszyscy pytali mnie o Kamila Drygasa, a proszę zobaczyć, jak się rozwinął. Jacek Kiełb zna mnie trochę lepiej, więc pewnie kilka spraw przekazał drużynie. Wszystko zweryfikuje boisko.
Która sytuacja jest trudniejsza – ta, którą zastał Pan w Zawiszy, czy ta w Śląsku?
Trudne pytanie. Położenie obu klubów wbrew pozorom jest diametralnie inne. Wchodząc tu do szatni widzę chłopaków, którzy grali w reprezentacji narodowej, zawodników, których chciałem mieć w Lechu Poznań – tylko proszę nie pytać, którzy to, bo nie odpowiem… (śmiech). Widzę w tych chłopakach wielki potencjał. Nie można tego porównywać.
Jak wyglądało w środę Pana pierwsze spotkanie z zespołem?
Było krótkie, trwało ok. 20 minut. Przedstawił mnie dyrektor sportowy, a potem wyjaśniłem swoje zasady współpracy, chociaż chyba nie było to nic odkrywczego. Wśród piłkarzy pewnie była jakaś niepewność.
Widziany był Pan w tym roku we Wrocławiu na stadionie. Trochę przymierzał się Pan już do Śląska?
W tym roku byłem raz – na meczu z Wisłą. Pierwszy telefon otrzymałem po spotkaniu z Piastem. We wcześniejsze plotki proszę nie wierzyć. Ostatnio widziałem większość naszych drużyn na żywo. Chodzi o to, żeby być na bieżąco. Gdy ktoś decyduje się skorzystać z mojego warsztatu, to nie muszę teraz dzwonić, pytać, oglądać video, tylko już Koronę Kielce widziałem i wiem, jak się prezentuje. Jestem przygotowany.
Co będzie z panem, jeśli Śląsk jednak spadnie do I ligi? Ma pan kontrakt do czerwca 2017 roku. Czy to oznacza, że i tak zostanie Pan wtedy we Wrocławiu?
Jeśli na koniec tego sezonu nie uda się osiągnąć celu, to umowa przestanie obowiązywać. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że podpiszemy 1,5-roczny kontrakt. Nie zabiegałem o dłuższą umowę. Musimy się dotrzeć.
Wahał się trener, gdy dostał Pan telefon z Wrocławia?
Nie. Są takie kluby, przy których człowiek się nie waha… przyjechać na rozmowę. Śląsk moim zdaniem to mocny klub na mapie Polski, z pięknym stadionem, dużą rzeszą kibiców, dobrymi piłkarzami, bardzo dobrymi warunkami do pracy. Wiedziałem, jak tutaj jest, bo wcześniej rozmawiałem m.in. z trenerem Pawłowskim. Dzięki temu można się tu realizować jako trener, ale też zespół może iść do przodu.
Zamierza się Pan spotkać z trenerem Szukiełowiczem?
Bardzo go cenię. Zespół jest dobrze przygotowany. Oglądając drugą połowę spotkania w Gliwicach widać, że Śląsk ma z czego depnąć. Jeśli pan trener będzie miał ochotę się spotkać, to bardzo chętnie. Wgląd do badań mam – z tym nie ma problemu. Już je analizuję.
Zapewne potrzebuje Pan dodatkowych informacji o piłkarzach, którzy jeszcze w tym sezonie nie zagrali – nie tylko chodzi o młodzież, ale też m.in. o Mervo.
Rozmawiam z Darkiem Sztylką, bo on widział ich wszystkich na treningu. Liczę na to, że w następnym tygodniu skauting przedstawi mi tych zawodników i wyjaśni, na jakiej podstawie tutaj przyszli.
Pana asystentem będzie Dariusz Dudek. Byliście już wcześniej umówieni, czy to spontaniczny telefon?
Nie ma w takich sytuacjach spontanicznych telefonów. Z Darkiem znamy się od dłuższego czasu, kończyliśmy razem kurs UEFA Pro i nasze wizje pracy są do siebie podobne. Cenię jego doświadczenie jako piłkarza, bo grał w wielu klubach, ale też był trenerem w ekstraklasie.
Nie ma obaw, nie czuje pan presji, że po czterech nieudanych meczach klub będzie się chciał z Panem rozstać?
Czuję. Nie wiem jednak, czy to będą dwa spotkania, czy pięć. Tak jest zawsze w tej pracy i nie mam żadnych obaw z tym związanych. To jest profesjonalna piłka i wydarzyć może się wszystko. Wierzę w ten zespół i wiem, w którą stronę chcę iść.