Kokoszka: Muszę pokazać, że jestem w Śląsku potrzebny (WIDEO)
- To, co przez pół roku budowaliśmy z trenerem Piotrem Stokowcem, legło w gruzach, chociaż oczywiście część chłopaków jeszcze została. Runda się już zaczęła, a ja chciałem być jak najszybciej do dyspozycji trenera Levego - mówi Adam Kokoszka, obrońca Śląska Wrocław.
fot. Janusz Wójtowicz/Gazeta Wrocławska
Reprezentant Gabonu Eric Mouloungui w Śląsku Wrocław
Ten transfer to dla Pana oswobodzenie?
Najważniejsze jest to, że tu mogę się skupić na treningach i nie muszę myśleć o innych rzeczach.
Długo trwały negocjacje z klubami?
Z Polonią nie. Tam prezes ma chyba jasną politykę. Chciał się pozbyć zawodników. Jeśli chodzi o Śląsk, to właściwie od początku nasze oczekiwania były podobne. Czas nas faktycznie gonił, a zawsze są jeszcze jakieś kwestie do uzgodnienia. Wiadomo, że runda się już zaczęła, a ja chciałem być jak najszybciej do dyspozycji trenera Levego.
Ostatnie wspomnienia z Wrocławia ma Pan raczej niemiłe. W październiku ubiegłego roku dostał Pan czerwoną kartkę po faulu na Piotrze Ćwielongu, a Polonia przegrała 1:2.
Z Piotrkiem już o tym rozmawiałem. Żartowaliśmy z tego i nie ma problemu. Ulegliśmy wtedy Śląskowi, ja osłabiłem zespół. To było nieodpowiedzialne.
Jakie cele wyznacza Pan sobie w Śląsku?
Z pewnością wywalczenie miejsca w pierwszej jedenastce. Muszę pokazać, że jestem tu potrzebny. Po pierwszych meczach wiosny tabela jest bardzo płaska, więc Śląsk w dalszym ciągu może walczyć o obronę tytułu. W warszawskiej Polonii ostatnio sprawy sportowe schodziły na drugi plan wobec tego wszystkiego, co działo się w klubie. Tu mi niczego nie brakuje.
Z Oporowskiej też czasem dochodzą informacje o problemach finansowych. Nie było to dla Pana problemem w czasie negocjacji?
Wydaje mi się, że takich problemów jak w Polonii tutaj nie będzie (śmiech). Myślę, że we Wrocławiu są odpowiedzialni ludzie i skoro zatrudniają piłkarza, to wiedzą, że ich na to stać.
We Wrocławiu zarabia się dużo mniej niż na papierze w Polonii?
Porównywalnie, z tym że tam były wirtualne pieniądze.
Jak zmienił się Pan piłkarsko, od kiedy Leo Beenhakker powoływał Pana do reprezentacji Polski?
Z pewnością się rozwinąłem. Potwierdzą to osoby, które znały mnie jeszcze przed wyjazdem do włoskiego Empoli. Tam dużo pracuje się przede wszystkim nad taktyką i grą obronną. Trochę inaczej jest w Polsce.
Chciał Pan już wrócić do kraju? Nie żałuje Pan tego ruchu?
Nie żałuję wcześniejszych decyzji. W Polonii też miały być bardzo dobre wyniki. Skończyło się tak, a nie inaczej. Na tę chwilę najważniejsze jest to, że jestem piłkarzem aktualnego mistrza Polski.
Z Dolnego Śląska będzie bliżej do reprezentacji?
Jedyna droga do kadry to dobre występy w klubie, tak że wszystko w moich nogach. Po cichu liczę na to, że jeśli będę się tu dobrze prezentował, to zbliżę się do powołania.
W Polonii Warszawa grupa buntowników powstawała długo, czy zawiązała się dopiero podczas obozu w Turcji?
My już nie chcieliśmy jechać na to zgrupowanie, bo termin wypłat minął. Mieliśmy jednak zapewnienia, że do 6 czy 7 lutego jakieś pieniądze wpłyną na nasze konta. Zaległości nie mieliśmy tylko my, ale też pozostali piłkarze. Tylko że nasza grupa wcześniej podpisała porozumienie w sprawie zapłaty, które nie zostało dotrzymane. Dlatego było nam łatwiej złożyć wnioski o rozwiązanie umowy z winy klubu. Każdy widział, jaka jest w Polonii polityka prezesa. Jest mu na rękę, że tylu graczy odeszło. To, co przez pół roku budowaliśmy z trenerem Piotrem Stokowcem, legło w gruzach, chociaż oczywiście część chłopaków jeszcze została, by przy Konwiktorskiej grać przez pół roku. Szkoda jednak tego wszystkiego. Ta grupa, które rozwiązała umowy - łącznie ze mną - do końca nie wierzyła, że musi odejść i zostawić to, co udało się zrobić przez te 6 miesięcy.
Kto jest gorszym prezesem: Józef Wojciechowski czy Ireneusz Król?
Nie będę ich porównywał, ale wszystko na to wskazuje, że obecny prezes. Pan Wojciechowski oddał klub w ręce osoby, która niepoważnie podchodzi do tego wszystkiego. Przejęła zobowiązania klubu, nie mając na nie pokrycia.
W słynnym "klubie Kokosa" biegał Pan faktycznie po schodach?
Ja nie. Kokosiński podobno miał biegać, ale z tego, co wiem, to tylko legenda.