menu

Dyrektor sportowy Śląska: Zgłosili się do nas Robert Prosinecki i Zdenek Scasny

5 września 2012, 08:33 | Jakb Guder/Gazeta Wrocławska

- Pojawiło się też kilka propozycji z Polski. Jednak od początku wybraliśmy kierunek słowiański - Czechy, Słowacja i Bałkany. Głównie byli to szkoleniowcy bez pracy lub tacy, którzy mieli możliwość by wcześniej rozwiązać kontrakt - dyrektor sportowy Śląska, Krzysztof Paluszek.

Krzysztof Paluszek, dyrektor sportowy Śląska Wrocław
Krzysztof Paluszek, dyrektor sportowy Śląska Wrocław
fot. Polskapresse

Skąd pomysł na trenera Stanislava Levego?
Mieliśmy kilkanaście nazwisk i ofert z różnych krajów. Byli Serbowie, Chorwaci, Niemcy. Byli reprezentanci kraju i szkoleniowcy, którzy w przeszłości prowadzili kadry narodowe. Pojawiło się też kilka propozycji z Polski. Jednak od początku wybraliśmy kierunek słowiański - Czechy, Słowacja i Bałkany. Głównie byli to szkoleniowcy bez pracy lub tacy, którzy mieli możliwość by wcześniej rozwiązać kontrakt. Wiadomo, że trenerzy w większości działają teraz jak piłkarze i mają swoich menedżerów. Chcieliśmy wprowadzić trochę świeżości. Po kilku rozmowach zaprosiliśmy pana trenera do Wrocławia. Przyjechał w sobotę wieczorem. W niedzielę obejrzał mecz z Ruchem.

Czym przekonał Was były trener mistrza Albanii?
Na początku weryfikowaliśmy wszystkie kandydatury. Ważne było jednak to, jak szkoleniowiec zaprezentował się w rozmowie bezpośredniej. Okazało się, że pasuje do naszego klubu. Jego podejście do treningów, filozofia gry.

Kiedy pierwszy raz rozmawialiście?
Wszystko toczyło się pod koniec tygodnia. Mniej więcej w tym czasie, w jakim zwalniano trenera Lenczyka. To nie było tak, że szukaliśmy już miesiąc wcześniej.

Jaka była dokładnie Pana rola?
Ja miałem zweryfikować i zarekomendować trenerów zagranicznych. Jeśli zarząd i Rada Nadzorcza chciałyby kogoś z Polski, to zapewne sami podjęliby decyzję, bo przecież znają te nazwiska. One były powtarzane.

Czyli było tak, że spłynęło kilkanaście ofert z zagranicy, Pan je przejrzał i zarekomendował kilka Radzie Nadzorczej?
W skrócie - tak.

Rozumiem, że trener Levy też sam przysłał swój życiorys, a nie to Wy wyciągnęliście do niego rękę?
Tak.

Kwestie finansowe miały znaczenie przy wyborze?
To była ostatnia sprawa. Najważniejsze było to, jaką trener ma filozofię, jak wykorzysta potencjał klubu. Pieniądze nie miały tu żadnego związku. Jedyny problem był taki, że trener Levy bardzo chciał pracować we Wrocławiu razem ze swoim asystentem, a tak jak powiedział prezes Piotr Waśniewski, klubowi zależało, by dotychczasowy sztab z Pawłem Barylskim, jako drugim trenerem, został. Ostatecznie jednak udało się przekonać szkoleniowca do naszej wizji.

To ile zostało nazwisk w samej końcówce negocjacji?
Pięć. Tak jak wspomniałem wcześniej odpadła spora grupa z różnych względów. Również finansowych. W tym kilka znanych nazwisk.

Jakich?
Zgłosił się do nas m.in. Robert Prosinecki (wielokrotny reprezentant Jugosławii i Chorwacji, brązowy medalista mistrzostw świata 1998) czy Zdenek Scasny (były trener m.in. Sparty Praga i Panathinaikosu Ateny).

A z polskich kandydatur?
To były nazwiska, które się pojawiały: Stefan Majewski, Czesław Michniewicz, Rafał Ulatowski, Jacek Zieliński. Trenerzy bez pracy. Zaznaczam jednak, że to były bardzo ogólne tematy.

Jakie będą zatem kompetencje nowego trenera? Bo wiadomo, że trener Lenczyk miał dużo swobody i chyba teraz to się zmieni.
Kompetencje czysto trenerskie zawsze są takie same. Trener Orest Lenczyk od tamtego roku zażyczył sobie dodatkowo, żeby samemu przeprowadzać wszystkie kwestie transferowe i ja to przyjąłem do wiadomości. Teraz wracamy do układu, który funkcjonował za kadencji trenera Ryszarda Tarasiewicza. Najpierw szkoleniowiec będzie rzecz jasna wskazywał, na jaką pozycję szukamy wzmocnienia. Potem pierwszym źródłem informacji będą nasi skauci, później ja będę oglądał danego piłkarza, a na końcu decyzję w oparciu o przygotowane przez nas materiały podejmie trener. Jeśli oczywiście transfer - także finansowo - zaakceptuje Rada Nadzorcza.

A myśli Pan, że nowy trener chętniej niż poprzedni sięgnie do drużyn młodzieżowych?
Myślę, że tak. Tak jak to było zapowiedziane od tego sezonu przejęliśmy od wojskowego WKS-u (prezes Janusz Pilch - przyp red.) drużyny we wszystkich kategoriach wiekowych (to nowy wymóg licencyjny - przyp. red.). W sumie 130 zawodników. Myślę, że pójdzie to w dobrym kierunku, a efektem będą zawodnicy w pierwszym składzie Śląska. Jest już kilku takich, których można pomału wprowadzać i sądzę, że trener będzie to robił. Zresztą, jak przyjechał do Wrocławia, to znał wyniki i doskonale wiedział, że w weekend nasi juniorzy pokonali 2:0 rówieśników z Zagłębia Lubin.

Gazeta Wrocławska